unoszony mojżesz, tutaj, w teraz, jak usmażyć sobie musk
detale
- 40uq
*MDMA: -160mg
-150mg
-150mg
-120mg
-70mg w nos (wymieszane z kanną)
Przygotowywałem się do tego doświadczenia już od paru dni, tj. medytacja, ćwiczenia, rozciąganie, joga, kąpiele kontrastowe..
Wychodziłem z zamuły po suto przepalanym i lekko przepijanym miesiącu, zwiększone spożycie wody, zdrowsze jedzenie, lekki detox.
Nastawienie umysłu: dobry, aczkolwiek miałem trochę wątpliwości, trochę się tego obawiałem.
Mój dom, podwórko, okolice, natura.
THC~50razy
1p-LSD- raz
5-Meo-Malt - raz
MDMA- 2 razy <3
Mieszanki ziołowe- pare razy
LSD-25 - 2razy
Kodeina - 2razy
Pseudoefedryna - raz
Mefedron - 2 razy
Fejk coco - raz
Gałka muszkatołowa - raz
DPT - raz
Xanax - kilka razy
unoszony mojżesz, tutaj, w teraz, jak usmażyć sobie musk
podobne
Candyflipping- mix bardzo znany, wychwalany i polecany. Przymierzałem się do niego już pare razy, lecz jakoś zawsze musiało coś wypaść..
Od dłuższego czasu zżerała mnie ciekawość, chciałem zobaczyć, doświadczyć tego, o czym mówili mi ludzie, o czym czytałem i pytałem wielu podróżników, ''co'', ''jak'', ''kiedy'', ''aha, dobra, dzięki''
Więc wiem co z czym się je, kiedy wrzucić, ile wrzucić.
Przygotowywuje się psychicznie i fizycznie : medytuje, tańczę, ćwiczę, rozciągam się, stosuje niektóre pozycje jogi,
dostrajam się.. oblewam swoje ciało lodowatą wodą- uważam, że pozwala to bardziej się skupić i wyciszyć, jem jak najwięcej żywycg produktów (tj; warzywa, owoce), mięsa nie jem- tak poprostu, vege jestem ;) nie chce wciskać w siebie poćwiartowanego trupa, kawałki nieżywej istoty, obrzydliwej padliny..
Zastanawiam się co będę robić.. jakiej muzyki będę słuchać, gdzie będę chodzić..
Decyzja została podjęta, tripuję w swoich rejonach, koło domku, wraz z domownikami, a co mi tam :D
Wszystko załatwione ? Telefon, posprzątany pokój ? Czy mam słuchawki ? Czy mam jakieś owoce, czy mam co pić ?
Tak ? Zaczynamy więc, niech się TO stanie.
-------- TRIP --------- :
-godzina 06:00 -wstaję, przygotowywuję lekkie śniadanko, ćwiczę, rozciągam się, medytuje.
-godzina 07:30 - sprzątam swój pokój ''dobra, czysto musi być, czysto ma być na błysk''.
Rodzice dziwią się, że zawsze jest u mnie czysto, i, że tak często sprzątam :D czasem 3x w tyg ^^, poprostu lubie mieć u siebie wszystko poukładane, zharmonizowane i czysciutkie.
-godzina 08:25 - przyjmuję pod język ok. 160uq Lucy (niecały papier)
-godzina 08:45 - czuję się spokojnie, jestem bardzo rozluźniony
-godzina 09:15 - czuję, że moje ciało jest formą.., jestem świadomością.. ''headspace''
-godzina 09:53 - Poprostu jestem i TO jest ŚWIĘTE.
godzina 10:10 - nasilenie efektów wizualnych i mentalnych.
Daję się porwać, daje sobie płynąć z prądem, jestem świadomy, widzę.
Oddycham powoli i spokojnie, siedzę na łóżku, czuję cziszę, słyszę krew, widzę ''coś'' na kształ neuronu,
połączenia, linie, żyły, kształty podobne do synaps..
Czuję się bardzo ''czysto'', wszystko płynie, jest nieskończone i prawdziwe.
Nie chcę już być w domu, postanawiam wyjść na zewnątrz, wszystko dzieje się samo, wszystko jest takie naturalne, ubieram najbardziej przechodzone, styrane i brudne buty.. i wychodzę.
Świat dookoła mnie jest, taki prawdziwy, piękny, taki jaki ma być.. pierwotny.
Odczuwam wyjątkową więź z moimi zwierzakami tj. kotem i psem.
Patrzę na nich, widzę, skruchę, są mi poddane, jest mi ich żal, mówię do nich ''nie bój się, jesteśmy tacy sami.. poprostu Cię kocham'', teraz to ja czuję się ugięty, to ja kłaniam się przed nimi, jesteśmy równi.
''Ej, umiesz to Ty mówić po polsku'' ? - pytam się psa.. a po chwili wybucham smiechem, widzę, że jest szczęśliwy.
Skłania mnie to do refleksji, że ludzie i zwierzęta, to przecież jest dokładnie to samo, i również umiemy się doskonale ze sobą komunikować.
Widze rośliny, idę.. idę powoli, nużam się w zieloności jak Mickiewicz w Sonetach Krymskich.. korzeń, ekosystem, liść, płatki, kolce.. Zachwyt, aż zapiera dech, TO jest stwórca, TO jesteśmy MY.
''Miałem wrzucić eMkę''- ''ach''-''tak''- odczuwam zawachanie, jestem podniecony, TAK czy NIE.
Stąpam cicho, otoczony przez szum, płynącą rzekę, piękne kolory natury, doświadczam.
Chwile potem, wracam się do domu aby zarzyć kluczowy składnik mojego boskiego mixu: MDMA
Kapsułka wypełniona kryształkami.. zaglądam, widze je, lecz... ''czy nie będzie za mało?''- przecież to moje pierwsze doświadczenie.. takie doświadczenie.. ach.. dosypmy przecież :D nie może być za mało.
ok.160mg MDMA, po chwili ląduje w moim żołądku, niecierpliwie się.. nie moge się tego doczekać.. idę na wcześciejszą miejscówkę koło rzeczki, otoczenej drzewami, z ładnym pnakiem na którym mogę spocząć.
Zabieram niezbędnę przedmioty: wodę, telefon, słuchawki, i najważniejsze GUMY do żucia, oh będą potrzebne, wiem co się święci.
Jestem na miejscu, medytuje, tańczę, gra muzyka. Tylko ja, drzewa, nie chce nic zmieniać, chcę tego doświadczyć, nie wiem czego mam się spodziewać, w głowie układają się różne scenariusze. Czekam na to. Czekam niecierpliwie.
Minęła prawie godzina. Nic innego w sumie nie odczuwam. Czyżbym za mało dorzucił ? Mam ochotę dodać więcej. No.. chyba za mało dałem.
jakieś 7min później..
Dziwnie mi jakoś, dziwnie się czuję,
oddech jakiś inny taki.. serce inaczej pracuje.
Obraz mi się rozjaśnia.
Coś.. nie wiem co.. coś się świeci.. no świeci się w moim brzuchu,
jakaś wróżka macha wesoło swoją różdżką w moim ciele,
jeden ruch.. jeden ruch zwinnej rączki, sypią się gwiazdki i diamenty,
jakby sam Bóg dotknął mojego serca, jakbym ponownie się urodził,
rozjaśnia się.. nadchodzi impuls, drgnięcie, powiew.. tajfun, oddech.
Czuję na ciele miliony znaków, coś rozpływa się od głowy, w dół.
Włosy stają dęba.. oddech przyspiesza, wysztko jest tak bardzo jasne.. oh.. nie nadążam.. ja nie nadążam za tym.
Idę więc, idę w wykręconym tunelu.. ja.. ja poprstu, ohh, nie, nie umiem, ja.. nie wiem, ohh.
Teraz, szybko, guma. Daj mi ją.
Daj mi ją zmielić, widzę tylko TO.
Widzę poprostu.
Mam wrażenie, że nie dam rady.. nie już nie chce, bo nie nadążam.. to jest zbyt silne, czuje, że upadne,
schylam się, kucam, oddycham głęboko. JEST GRUBO, oh, nie wiedziałem.. ja nie.. proszę oddychaj, zrób to.
Szczęka zaciska się, aż po same skronie, nigdy czegoś takiego nie czułem, nie umiem tego nazwać.
Jęcze, oblizuje się..
to jest to- powtarzam w kółko
Zaczynam krzyczeć.. wyje.. drę się w niebogłosy, tak, na całą okolice. Ktoś mnie widzi? Tak.
Booooże.. ja nie wiem..JAPIERDOLE, japierdole..
Wycofuje się z tamtąd, chcę na trawkę, piękną soczystą trawkę, chcę się położyć, chcę to ogladać, japierdole.. boże,
to są.. no to są przecież doświadczenia religijne, to jest BÓG.
A ja.. ja jestem Mesjaszem, głęboka tęczowa fala, jest we mnie, widzę ją, czuje ją, jestem nią..
Chodzę.. nie wiem, albo latam ? Oh, nie umiem..
Następne 2h + było to leżenie między pniakami, na trawce, pod drzewami i podziwianie chmur, słońca, i fallowanej wibracji którą wtedy byłem.. Tego się opisać słowami nie da.. przepraszam :)
Gdy odczułem, że MDMA powoli zaczyna przygasać, udaje się do domu w celu dorzucania ponownej dawki.
Hop.. siup.. kolejna.. tableteczka ok 150mg, mmm pyyycha.
TANIEC, MUZYKA.. nie opisze, nie postaram się nawet.. bo nie potrafie.
Dalej.
Czuję, że 2 dorzutka również, przygasa.. i własnie teraz zaczyna mi być troszkę smutno.
Chcę, jeszcze raz, tylko ten JEDEN raz, ostatni. Eh, nie, że coś.. tylko, no poprostu.. jak mi się będzie chciało spać to pójdę spać..i tyle, proste ;) Ostatni, dorzućmy, To było.. oh.. chce jeszcze raz, ostatni, i kończę tripa, coś zjem, napiję się, i poprostu pójdę spać.. normalka.
Dorzucamy więc.. hop, i siup.. mamoo to jest pysznee, czekamy.
Nooo.. nie tak wystrzałowo jak wtedy.. ale coś tam.. no rozkręci się przecież, tylko dajmy temu czas.
Ale dorzucić tak profilaktycznie nie zaszkodzi.. a wręcz pomoże, ostatniego.. wybawie się konkretnie i koniec.. no, suuper trip ;)
Połykam kryształki, połykam je jak skitellsy, już nie bombki, nie kapsułki. Japierdziele, te kryształki są słodkie :"D :D zjedzmy je, zjedzmy je wszystkie.
Oh, dlaczego nie wyrzuca mnie tak ja wtedy.. dobra, to już nie ma sensu.
Dorzućmy jeszcze troszkę w noska, coś poklepie, potańczę chwilkę, i już kończę tego tripa.
Prask.. prask.. szur, szur, szpachluje.. ach te remonty.. proszę niech mnie jeszcze wyjebie. Dosypuję kannę, robię wężę.
WCIĄGAM. ach, przyjemnie weszło (nienawidzę tej drogi ładowania, niecierpię xD, ale cóż, fajnie było)
A to jeszcze jednego.. czystego takiego. Dobra.. chodzmy tańczyć..
No i bęc.. nie na żadnej fazy. Pusta. Chemiczna. Stymulacja.
Nic nie chce.
Jest mi smutno, nie wiem co ze sobą zrobić.
Nie chce z nikim rozmawiać.
Idę sobie opalic bongo.. ide zjeść troche 5htp.. oo resztka alpry.. może usne. Dobra opalamy.
Siedzę. Pustka. Cisza. Nicość. Chcę się wylać.. ciężko.
Łapią mnie straszne skurcze, co 2min łapię się za serce. Na szybkości łykam jakieś witaminy, opalam to cholerne bongo.
Chce.. chce sobie zwalić.. nic nie chce, co ja kurwa zrobiłem, japierdole, moje oczy, ledwo widze. Ciężki oddech. Ah,, ale zwała..
Co działo się póżniej. Możecie się domyślić. Totalne wypłukanie, totalna zwała, zwała stulecia, zwała życia.
Będzie dobrze.
Dzisiaj.. pare dni po doświawdczeniu czuję się już lepiej, dużo lepiej, powoli się regeneruje.
Czy żałuje ? NIE. Dużo się nauczyłem. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Czy polecam ? Polecam. Polecam gorąco, tylko nie popełniajcie mojego błędu, i nie walcie tyle eMki, i najlepiej nie dorzucajcie :D
Pozdrawiam <3.
-------------------------------
PS. radziłym raczej zażywać z kimś, ze względu na przypałogenność. Darłem się na całą okolice, roznosiło mnie, i prawie udławiłem się gumną do żucia xD.
- 7424 odsłony