Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

miliony różnych rzeczywistości

miliony różnych rzeczywistości

Wiek: 18

Waga: 80kg/195cm

Doświadczenie: MJ, ecstasy, opiaty, mieszanki ziołowe, aviomarin, szałwia.

S&s: Mieszkanie przyjaciółki, mały pokój | ekstrakt x20 organiczny, bongo.

Przebieg:

Od bardzo długiego czasu miałem zamiar spróbować szałwii (wcześniej paliłem, ale ekstrakt bardzo slaby, i myślę ze osiągnąłem możne 2 stopień po paleniu, czyli literkę ‘a’) w prawdziwym znaczeniu tych słów. Bardzo wiele o tym czytałem: trip raportów, opisów działania, poradników itd. Jako że bardzo źli ludzie w naszym kraju chcą zabronić naturalnym roślinom rosnąć, postanowiłem, że póki jest to jeszcze legalne - spróbuje. Kupiłem ekstrakt szałwii x20, organiczny, 35 centymetrowe bongo i gratis dostałem 5g liści. Po szkole udałem się do domu przyjaciółki, łącznie było nas 5 osób, z czego dwie paliły szałwie, a trzy nas pilnowały (wiem, że za dużo osób, ale bardziej komfortowo psychicznie dzięki temu się czułem). Przygotowałem wszystko jak tylko potrafiłem, zasunąłem żaluzje, umyłem się porządnie (oczyszczenie fizyczne było dla mnie swoistym oczyszczeniem psychicznym), rozłożyłem łóżko, wyłączyłem telefon, wyciszyłem się, uspokoiłem i poczułem się gotowy.

Cybuch zapłonął ogniem z zapalniczki, około 0,2-0,3 grama szałwii wymieszanej z liściem (jest bardzo sypka) wyprodukowało potężną chmurę dymu, która wpadła do mych płuc, odliczyłem spokojnie od 110 do 120 wypuściłem sporą chmurę dymu, sięgnąłem ręką po szklankę wody i BUM.

(Chciałbym zaznaczyć, że pamiętam tylko niektóre części mojej podróży)

Rzeczywistość, którą uważałem za ‘moją własną’ zaczęła zapadać się niczym klawisz w wielkim pianinie, wszystko wydawało się płaskie, jak gdyby ktoś naszkicował ołówkiem na wielkiej kartce, przypominało to stare czarno-białe kreskówki. Odsunęło mnie od tej rzeczywistości i zobaczyłem dosłownie miliardy rożnych rzeczywistości, a wszystko to wyglądało jak gigantyczny ul pełen plastrów miodu. Czułem, że moja jaźń pozbawiona wszelakich uczuć jest ściągana do tyłu i równocześnie w bok, napadło mnie przeraźliwe uczucie chęci powrotu do tego, co określiłem moim światem, ale po tym co ujrzałem, nie byłem do końca pewien który świat jest tym właściwym do którego powinienem wracać, przypominało to szok Neo po odpięciu z Matrixa. Miałem wrażenie, że zawsze należałem do tej próżni między światami, ale nigdy jej nie widziałem, i że być może tak na prawdę świat, w którym żyje jest jednym wielkim tripem, i obrazem w moim umyśle. Byłem myślą, istotą niematerialną pozbawioną wszelakich uczuć połączoną z milionami innych takich samych istot, wszystko wirowało i ukazywało mi ogrom tego, co mnie wtedy otaczało, coraz bardziej przeszkadzało mi swoiste poczucie winy, że tak na prawdę nie powinienem tego zwiedzać, bo należę gdzie indziej. To uczucie zaczęło mnie ściągać z powrotem do rzeczywistości, ale nie mogłem tam wrócić, przeraziłem się, że już tam zostanę, i nigdy nie znajdę się z powrotem w ‘moim świecie’. Na moje szczęście boska szałwia musiała chyba mnie wysłuchać, bo pozwoliła mi stopniowo zacząć ‘wlewać’ się w mój wymiar (miałem uczucie jakby mój umysł wnikał w ciało przez wszystkie możliwe obiekty w pokoju, jakbym stał się ich częścią), i powoli dostrzegać wszystko dookoła, byłem przerażony ogromem tego, co zobaczyłem. Po chyba pełnym powrocie mojego ego, zacząłem coraz bardziej przywiązywać się do ‘tego świata’, ale poczucie jego dziwności pozostało mi aż do dzisiaj, już wtedy wiedziałem, że to bezapelacyjnie zmieni moje postrzeganie wszystkiego dookoła.

Z opowieści przyjaciół dowiedziałem się, że próbowałem wstać, mówiłem w niezrozumiałym języku, który przypominał rosyjski, przez około 10 minut miałem zerowy kontakt z rzeczywistością (pełne halucynacje, przy których nie widziałem niczego w moim otoczeniu mając otwarte oczy), miotałem się i wstawałem aż po jakiś 5 minutach spokojnie położyłem i kolejne 15 minut przeleżałem bardzo głęboko oddychając.

Podsumowanie:

Na początku myślałem, że to, co przeżyłem było typowym bad tripem, ale teraz nie mogę tak powiedzieć, ponieważ to co zobaczyłem wiele mnie nauczyło, i pokazało mi w jak malutkim wszechświecie żyjemy, jak wiele jest równoległych wymiarów, i że otacza nas niewyobrażalnie wielkie boskie dzieło, którego nie dostrzegamy na co dzień.

Niestety (a może stety) był to mój ostatni raz z szałwią, do teraz mam wrażenie, że nie należałem do miejsca, które zwiedziłem i że nie powinno mnie tam być (poczucie winy, i potrzeba powrotu do świata rzeczywistego na prawdę była spora), cieszę się, że mogłem to przynajmniej zobaczyć, ale nie chcę tam więcej wracać, mój świat jest dostatecznie piękny i prosty w porównaniu do tamtego.

Na koniec tego TR chciałbym żeby każdy, kto przebrnął przez moje wypociny zdał sobie sprawie, że szałwia nie jest dla każdego, i nie powinno się tego robić na siłę, spróbować owszem, ale trzeba umieć realnie ocenić, co dla nas jest subiektywnie przyjemnym przeżyciem.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media