głupi człowiek i morze
detale
raporty rumcajsek
głupi człowiek i morze
podobne
Witam, przeczytałem wywołujący wrażenie opis Podróżnika. Wrażenie tym większe, że bezpośrednio dotyka moich doświadczeń i mocno daje do myślenia, że równie dobrze dziś mogłoby nie być jednego z nas.
Lata 90-te, nadmorska miejscowość Dąbki koło Wejherowa. Powiedziałem moim towarzyszom, że ich towar w postaci grassu i haszyszu w ogóle na mnie nie działa i czy nie mogliby mi dać czegoś konkretniejszego. No to mi dali :))))) Pokazali gdzie rośnie :>
Z ich opowiadań wiem, że zszedłem z knajpy w dół po schodach na czworakach, brzuchem do góry, nogami do przodu niczym zawodnik chińskiej piłki. Ogólnie rzecz biorąc, nie pamiętam nic z chwil gdy jeszcze nie byłem pod wpływem bielunia, gdyż wykasował mi on pamięć także wstecz. Natomiast to co miało miejsce wieczorem, zapomnieć ciężko bedzie ...
Znalazłem sie na jakimś prywatnym podwórku, co było faktem. Zgubiłem gdzieś ramoneske, szukając jej co chwila widziałem ją leżącą na trawie, lecz gdy po nią sięgałem - ręka przenikała i dotykała trawy. Trwało to długo aż zrobiło sie ciemno, wkurzony złożyłem cały swój namiot i siadłem na nim na tej prywatnej łące (namiot to nieprawda, halucynacja). Gdy tak siedziałem otoczyli mnie wszyscy znajomi z Krakowa (nieprawda) oraz dodatkowo z nimi dziewczynka w białej komunijnej sukience i z białym wiankiem na głowie. Pytam ich czy nie widzieli ramoneski, to głupio sie śmieją, jakby zrobili kawał. Dziewczynka też złośliwie milczy. Patrze na nią kolejny raz. Żadna dziewczynka, to był pomalowany na biało betonowy słupek, do którego zapina sie drut kolczasty żeby krowy nie oddalały sie..:/
Spędzałem na tym podwórzu całą noc przechodząc kilka ataków histerii. Nie wiem czy coś spałem, czy nie. Gdy świtało, siedzący na słupie z tablicą do gry w kosza (prawda) Sid Vicious (basista zespołu Sex Pistols) zbliżał sie do mnie skacząc na tym słupku jak na jednej nodze, nie precyzując przy tym czego ode mnie chce. Znacznie bardziej precyzyjny był właściciel posesji (prawda), który nieoczekiwanie - aczkolwiek ze zrozumiałych względów - pojawił sie z czymś w ręce i krzykiem oraz używając popularnego w całym kraju języka sprecyzował iż powinienem sie oddalić. Dokładnie w tym momencie zadzwonił mu w pokoju budzik, okno otwarte, byłem blisko więc było słychać. Powiedziałem mu, żeby sie uspokoił bo nie chce tu niczego złego, że już siódma i prosze wstawać do pracy. Otworzył gębę ze zdziwienia, nawet sie uśmiechnął i wycofał sie. Za chwile w jego miejsce pojawił sie inny, w gumofilcach i ubraniu roboczym (prawda). Był grzeczny, a ja grzecznie powiedziałem mu że sie zatrułem, znalazłem sie tu przypadkiem i żeby mi pokazał jak stąd wyjść. Życzliwie zaprowadził mnie na główną alejke miejscowości. To koniec groteski - pomyślicie? Otóż nie... ;O
Powszechne jest zjawisko wzmożonego pragnienia po bieluniu, to też postanowiłem kupić jakąś oranżadę. Nie wiem jak tego dokonałem, ale nie zgubiłem portfela. Podszedłem do budki spożywczej życząc sobie napoju. Czekam aż młody facet za ladą wyda mi resztę. Upomniałem sie, a on mi na to, że przecież nie otrzymał ode mnie jeszcze żadnej zapłaty. Byłem uparty i przekonywałem (prawda) że zapłaciłem (nieprawda). Do wszystkiego wmieszał sie bezczelnie właściciel sklepu. Młody mu sie podlizywał, zatem uznałem że nic nie wskóram, pić sie chce i zapłaciłem.
Ide dalej. Na nieasfaltowanej drodze leży kierownik ode mnie z pracy gruby pan Wiesiek i gnije. W rzeczywistości był to poszarzały korzeń z resztką pnia po ściętym drzewie. Ide dalej. Przydrożna siatka ogrodzeniowa składa sie wszelako z patyczaków i wijących sie węży. Ide dalej. U góry w oknie jednego z poddaszy stoi mój kolega o Imieniu Maria i sie śmieje (nieprawda), a za plecami słysze jakąś agresywną rozmowe. Oglądam sie. Jakieś opryszki chcą innemu mojemu koledze Andrzejowi wbić do brzucha strzykawke wielkości puszki od piwa. Zawracam żeby go bronić, on mówi że sie nie boi i jest twardy, oni na to że igła też jest twarda, postanowiłem więc zdecydowanie interweniować. Niestety nagle całe towarzystwo rozpłynęło sie w powietrzu.
Było jakieś wczesne przedpołudnie lub późny ranek i wracała mi pamięć którędy do namiotu. Idę więc, po drodze trafiając jednakowoż na wysypisko śmieci, gdzie wśród śmieci oprócz - jakże oczywistych w turystycznej okolicy - szczątków płodów po skrobance zobaczyłem kolejną znajomą twarz, tym razem to stara koleżanka Ola. W rzeczywistości było to stare skorodowane wiadro.
Obudziłem sie po południu, towarzysze jak widze przynieśli mi ramoneske. Poszedłem do publicznej łaźni umyć zęby. Obok w rzędzie umywalek stoją koledzy z Krakowa i myją ręce. Obracam w ich kierunku głowe. Nikogo oczywiście nie ma.
Na szczęście były to już resztki wszelakich wizji i zacząłem dochodzić do siebie. Udałem sie na piwo gdzie siedzieli moi realni towarzysze. Piwo smakowało niesamowicie i zdawało sie pomagać w powracaniu do stanu normalnego.
Nie wiem na ile odbiło sie to trwale na moim zdrowiu, wiem jedynie na pewno, że od tamtej pory mam koszmary po nocach, a minęło 20 lat. Nie próbujcie tego ani w domu, ani tym bardziej daleko od niego.
- 18315 odsłon
Odpowiedzi
Trip reporty opisujące
Trip reporty opisujące doświadczenia po Bieluniu nieodmiennie mnie śmieszą, taka specyfika, ale Twoje wizje były wyjątkowo absurdalne i zabawnie opisane. Dosyc nieodpowiedzialne zachowanie Twoich znajomych, ale teraz już zapamiętasz, żeby nie wpierdalac szyszek jak małpa dynamitu :D Pozdrawiam.
:)
Nawet jak szczur trotylu, też nie bede :)))