dxm - mój pierwszy trip
detale
raporty ezerberezia
dxm - mój pierwszy trip
podobne
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, iż zauważyłam, że dekstro działa na mnie inaczej, niż na ludzi dookoła mnie. Nigdy z powodu zażycia nie miałam mdłości, swędzenia, czy bólów głowy. Faza za każdym razem po prostu powoli nadchodzi i odchodzi równo z czasem położenia się do łóżka.
Zacznijmy.
...
Połykanie tabletek od zawsze mnie przerażało. Nie wiem w sumie dlaczego. Po prostu trudno jest mi je przełykać.
Była godzina może 17:20
Przez cały czas była ze mną przyjaciółka, która dzięki Bogu pilnowała mnie przez cały okres tripa, jak i zapewniła lepszą zabawę puszczając różnorodne psychodeliczne melodie..
Rozkruszam łyżką 18 tabletek na kartce papieru, wsypuję do ust i szybko popijam wodą. Po połknięciu gorzkiego roztworu zabijam smak kilkoma łykami coli, którą miałam akurat pod ręką. Jeżeli ktoś nie chce nabawić się sterczenia przed kiblem przez połowę fazy, również polecam popić czymś gazowanym, lub kwaśnym.
Czas oczekiwania zabijam rozmową, papieroskiem, muzyką. Mija półtorej godziny, a ja leżąc na łóżku nie zauważam zmian. Lekko zawiedziona postanawiam wstać i właśnie w tym momencie rozpoczyna się mój trip. Samo wyprostowanie się wywołało u mnie bardzo dziwne wrażenie. Jakbym podnosząc się zapomniała czym jest grawitacja i uniosła się nagle w powietrzu. Zaczynam się śmiać, uśmiech pojawia się na mojej twarzy praktycznie sam z siebie, jak skurcz. Widzę inaczej. Nie umiem tego opisać, jakby lekką winietą.
19:30
Kolejne pół godziny zlatuje lekko, słuchając Pink Floyd, czy The Doors kręcę się po pokoju, skaczę i biegam, odczuwając to zupełnie inaczej niż na codzień. Grawitacji po prostu nie ma. Latam, spadam, zapadam się w ziemii, podłoga faluje. Rozmawiam, a raczej staram się rozmawiać z moją (trzeźwą) towarzyszką, która tylko załamuje się i nawet nie stara zrozumieć, co chcę jej przekazać.
20:30
Nie tylko moje ciało, ale i umysł zaczyna odczuwać efekty zażycia aptekowego "narkotyku". Przyznam się, że mało pamiętam. Wiem, że gadałam zupełnie od rzeczy. Zaczynałam zdanie i kończyłam je czymś zupełnie wyrwanym z kontekstu. Mój ton się zmienił. Mówię głosem aż zbyt radosnym, wysokim, dziecinnym. Trudno wypowiedzieć mi niektóre słowa. Przedłużam końcówki, lub początki.
Moje odczucia prezentują się mniej więcej tak: Czas dłuży się nieprawdopodobnie, minuta staje się godziną. Bywa, że zrobię coś, zamknę oczy, a gdy je otworzę wydaje mi się.. ba, jestem przekonana, że to co zrobiłam przed chwilą tylko mi się przewidziało. Że tego nie było. Bardzo dziwne odczucie, dla towarzyszy męczące, potrafię po kilka razy prosić aby puścić mi dany utwór, a kiedy w czasie kilku sekund nie zostanie puszczona zaczynam krzyczeć, ponieważ dla koleżanki kilka sekund to moje 15 minut. Jak nie denerwujące może być proszenie kogoś o coś od 15 minut bez skutku? No właśnie.
Zaczynam odrywać się od rzeczywistości, przebywam w innych światach, rozmawiam ze zdjęciami, maskotkami, nawet kwiatek jest ciekawym rozmówcą. Łapię się szafy, kręcąc głową jak chora psychicznie w przód, tył, na boki. A tak naprawdę nic nie czuję. Jakbym stała prosta jak struna. Tańczę, czując jak nogi zapadają się w ziemię. Muzyki nie odczuwam jedynie uszami. Psychodeliczne dźwięki rozpływają się po całym moim ciele wyginając go we wszystkie strony. Słyszę każdy brzdęk, każde uderzenie o bęben, każdy szept w tle. Muzyka jest częścią mnie. Przewracam się nie czując żadnego bólu, jakbym spadła na ziemię niczym piórko. Wskakuję na łóżko nie czując nóg, więc po prostu czuję się, jakbym bez wysiłku na nie wleciała. Czynność powtarzam kilkakrotnie nie odczuwając żadnego zmęczenia, czy bólu mięśni. Leżę na podłodzę i daję jeszcze ponieść się muzyce. Teledyski i filmy wyświetlone na ekranie komputera widzę trójwymiarowo, staję się częścią scenerii. Trzymam okno z wiarą, że jak je puszczę spadną wszystkie gwiazdy. (Za drugim razem uznałam mój zeszyt za jamnika). Zapominam o wszystkim co ważne, real przestaje istnieć. Nie ma zmartwień. Jestem tylko ja i mój dekstro-świat.
Mijają mi mniej więcej w ten sposób 4 godziny, oczywiście w odczuciu 25-ciu lat. Pod koniec robi się trochę mrocznie. Jakaś wesoła część fazy osłabła, została we mnie tylko ta pustka. Wydaje mi się, że w przeciągu tych "lat" moi przyjaciele założyli rodziny, lub zmarli. A ja spędziłam życie w tym jednym pokoju. Myśli samobójcze. Na szczęście ona była przy mnie. Ciężko trochę się zasypia przez uczucie latania nad łóżkiem i dziwnych myśli, ale później nic mi się nie śni.
Budzę się z lekkim uczuciem chodzenia jak na łóżku wodnym, trzy-cztery godziny po obudzeniu faza po prostu mija. Ogólnie ciekawe przeżycie, jednak myślę, że na pierwszy raz ważne jest, aby nie być samemu.
Trip jest mocniejszy, kiedy światło w pokoju jest zgaszone, lub pali się jedynie nastrojowa nocna lampka. Bardzo ważną rolę odgrywa muzyka, praktycznie nastraja całą naszą fazę. Polecam utwory z płyty The Dark Side of the Moon. Moimi ulubieńcami będą "Us and them" i "Speak to me". Za każdym razem są one obowiązkowe, przeżycia niesamowite.
- 11863 odsłony
Odpowiedzi
Nie źle
No, chyba pora bym obadał dxm :D