ciastko mocy- fraktale i sarny thc
detale
II. Ćwiartka takiego dużego.
66kg
II. Wieczór, wszyscy w domu, trzy dni pod rząd z ciastami, chciałam mocniejszy peak niż wcześniej.
raporty asina
ciastko mocy- fraktale i sarny thc
podobne
Ten TR będzie zlepkiem dwóch mocnych przeżyć z MJ. Chciałam przedstawić jak marihuana (która często uważana jest za cipeks wśród psychodelików) w postaci oleju potrafi wejść na głowę. Niby niepozorna roślina, a jej oblicza wielu są jeszcze nieznane.
I. Zacznę od wyjścia do galerii handlowej z pewną osobą. Zjedliśmy wtedy po ciastku wielkości śródręcza dorosłej osoby. Gramowo nie wiem ile oleju wychodzi, ale starczyłoby ze spokojem na 4 razy z jednej sztuki. Był to mój pierwszy raz z tą substancją poza domem, ale nie byłam tym faktem jakoś zdenerwowana. W tym dniu jedyne co zjadłam to kawę czarną, bez dodatków, zwykłe ciastko, ciastko z THC i kilka frytek. Dużo też chodziliśmy, zwiedziliśmy pół miasta i zoo. Był to koniec tegorocznej zimy.
Siedzieliśmy na kanapie, piątek, wieczór, dużo ludzi przewijało się wokół nas. Czekamy. Hasło "idziemy się przejść" padło z ust mojego towarzysza, a więc dobra, idziemy. Była mniej więcej godzina 18:30, znając już tę formę zażywania powinno zacząć się o 19:30. Ledwo wyszliśmy z galerii już czułam lekkie mrowienie, pierwsze objawy takie jak suchość w ustach i opadające powieki było już czuć 15 minut po spożyciu. Zdziwiona, pytam czy też wchodzi, ale nie. Wracamy, idziemy do sklepu, po napoje i tak się zagadaliśmy z ekspedientką, że zapomniał biletu na pociąg, którym miał wrócić jeszcze tego dnia do domu. Ja już mocno skuta idę, czuję wzrok ludzi, omijam ich swoimi, dotarliśmy do miejsca jedzenia. Kolegę dopiero teraz zaczęło coś chytać.
Minęło 30 minut, a przed moimi oczami pojawiła się sarna. Miałam tak silny peak, że nie wiedziałam gdzie jestem, zapętlanie było szybsze niż sekunda. Gdy się rozglądałam, spojrzałam na kanapę to traciłam poczucie czasu i miejsca, w którym się znajduję. Stwierdziłam, że się temu oddam. Patrząc w witrynę sklepową widziałam odbicie- takie jak w lustrze, a dokładniej tapczanów, na których siedzieliśmy, ale nie widziałam nas. Dopiero jak się przyjrzałam to zauważałam, że nas tam nie ma i to tylko wnętrze sklepu. Dałam się na to nabrać kilka razy, po czym przestałam się przyglądać i odpływałam. Wracając do sarny, którą zobaczyłam przed sobą.. Machała do mnie czarnym kopytem, była kreskówką bardzo przyjaźnie nastawioną. Był to bardzo miły widok, nie chciałam żeby znikała. Gdy tylko odwróciłam wzrok zniknęła. Powróciła po chwili, pokazując mi kierunek drogi do wyjścia z galerii. Musiałam się z nią w tej chwili pożegnać, bo kolega zaczepił mnie i mówił o kobiecie na balkonie.
Wybiła godzina 19:00, musimy się udać na część z dworcem. Wstawanie było dla mnie bardzo ciężkie, nie chciałam tego robić, najchętniej bym tam została i patrzyła na sarnę. Podczas wstawania, zauważyłam jak K. drży, jego ruchy były w slow motion, nie wyglądało to naturalnie, potrząsnęłam wtedy głową i zamrugałam oczami, bo z doświadczenia wiedziałam, że to głowa płata mi takie figle. Wstaliśmy, a więc idziemy w stronę dworca. Droga ta wydawała mi się najdłuższą drogą, czułam jak stawiam nogi, chodziłam jak bocian, wysoko je podnosząc, zginając wręcz w kat prosty. Przy każdym skupieniu czułam wibracje i energię. Trzęsłam się, poruszałam poklatkowo. Ludzie, którzy nas mijali, wlepiali w nas oczy, pojawiły się pierwsze objawy bezsensowności i paniki. Po chwili ustępowały. Dotarliśmy na część dworcową- pod tablicę odjazdów i przyjazdów. Staliśmy pod nią- na moje- 15 minut nie mogąc się skupić i dojrzeć gdzie jest ten pociąg. Zerkając na zegarek nie minęły nawet 2 minuty. Stanęliśmy obok schodów, ale nie czułam tam komfortu, więc przeszliśmy pod okno. Nie mówiliśmy nic, czekaliśmy i słuchaliśmy jakie pociągi jadą. Mój organizm w tym czasie załączył drgawki i ochłodzenie kończyn. Kolega powiedział mi, że jestem mega blada, ale nie przejęłam się tym. Zeszliśmy na peron, trzęsłam się z zimna jeszcze bardziej, pociąg opóźniony, więc staliśmy pół godziny na mrozie. K. w innym świecie, cały czas patrzył w przestrzeń. Mi natomiast załączyła się schiza, że ktoś wie, że nasze zachowanie nie jest normalne. Jakiś gościu stał za mną, arab, bałam się, że wrzuci mnie na tory i zginę. Drugi typ, z dziewczyną cały czas mnie obserwował, starałam zachować spokój. Zlikwidowałam tę myśl jak tylko podjechał ICC o 20:14, pożegnaliśmy się, szybciutko pognałam na przystanek tramwajowy. Patrzę na odbicie w telefonie, moje oczy!, włączyłam kamerę, patrzę, moje oczy!- były ciemnoczerwone, źrenica jak u kota, podłużna. Zrobiłam zdjęcie, nawet jak dziś na nie patrzę są kocie. Ciastko było tak silne, że jak tylko przekroczyłam próg domu to zasnęłam..
Na drugi dzień zjadłam śniadanie i faza powróciła. Słabsza, ale zapętlałam. Około 17 nie odczuwałam już nic, ale zjadłam melona i wszystko powróciło. Testowałam już przy innych tripach i melon podbija działanie marihuany spożywanej, banan także. Po dwóch dniach dalej czułam delikatne efekty zażycia- stojąc w kuchni, nie wiedziałam po co tam jestem, patrzyłam w jeden punkt, wysiadając z tramwaju traciłam orientację w terenie.
II. Drugi trip- równie silny przeżyłam w nieodległym czasie. Wieczór, stwierdziłam, że chcę mieć dobry peak, bo ten z dnia poprzedniego to jakiś taki słaby był i prawie nie odpływałam. Zarzuciłam więc ćwiartkę tak samo dużego. Godzina 22:10, czekam, oglądam Internet.
23:10 zaczynają się silne pętle. Ogarniam dom, wszyscy się kręcą, rozmawiamy. Pod ręką woda. Powróciło uczucie jak wtedy,, podczas wstawania czułam silne drgania, które uniemożliwiały mi poprawne wstawanie, usiadłam. Moja motoryka była upośledzona. Poczułam niepokój, czułam jak serce wyrywa się z klatki piersiowej, przypomniały się wszystkie bad tripy przeczytane tu- na forum. Po chwili ogarnęłam się, napiłam, wstałam i zjadłam kawałek ciasta. Do końca tripu jednak nie opuszczała mnie myśl o sercu, ale potrafiłam ją zwalczyć.
Zamykałam oczy i widziałam CEV'y. Były to piękne kolorowe, bijące energią plamy. Starałam się na bieżąco zapisywać swoje odczucia. Gdy patrzyłam na kartkę zapisując wszystko, ikonka startu biła mnie po oczach jasnym, promienistym światłem, takim samym jak z latarki, tylko żółtym. Zaczęłam w tej chwili myśleć, że to znak i trzeba wyłączyć system, nie tylko ten komputerowy. Dookoła monitoru pojawiały się "fioletowe fraktale promieniste", były cudowne, oglądałam je nie myśląc o niczym. Gdy zamknęłam oczy zauważyłam las, jego światło było czerwone, a przez środek prowadziła ceglana ścieżka. Zaczęły pojawiać się kolejne objawy: "tęczowe fraktale pikselowe, zimno parzy skórę wewnętrzne zagotowanie zimna. Gorący ciekły azot. Nadwrażliwość dotyku."- tyle zapisałam. Żeby Wam to przybliżyć- czułam gorąco wewnątrz, a gdy tylko czegoś dotknęłam, czułam zimno. Woda była lodowata mimo iż stała w temperaturze pokojowej, koc był zimny i nie dawał ciepła. Trzęsłam się z zimna, ręce były skostniałe po łokcie. Wymazałam tę myśl szybko gdy tylko zobaczyłam kolejne OEV'y.
Godzina 01:05 (taką zapisałam) światło wypełniało moje oczy, zbierało się na dolnej powiece jak łzy. Chciałam nimi płakać, ale one tylko wypychały moje powieki. Widziałam je, było tak jasne jak ikona startu, tylko tym razem biło białym światłem z niebieskimi kropeczkami. Chwilę później wstałam do kuchni, po jedzenie, zapomniałam, że woda w czajniku się przed chwilą gotowała i dotknęłam. Krzyknęłam "ała", ale ten ból był stłumiony, taki jak po alkoholu. Cieszyłam się, że nie jestem trzeźwa (i słusznie, bo mam bąbla). Do godziny 01:30 nie opuszczały mnie OEV'y i CEV'y, były wszędzie. W niektórych momentach miałam wrażenie, że odpływam w inną galaktykę, że znikam z tego nudnego świata i idę za obrazami w głowie. Takie wizje miałam przy otwartych oczach.
Zawsze patrzę na swoje odbicie- moje oczy! tym razem tak samo czerwone, ale źrenica inna- nieregularna, w ciemności duża, zrobiłam zdjęcie. Patrzę na nie, pokazałam nawet innym. Jest ogromna, prawie nie widać tęczówki, która w tamtej chwili była tak bardzo zielona- soczysta zieleń zmieszana z morskimi falami. Wyglądała bardzo dziwnie, jak w kreskówce "Rick and Morty"- dosłownie. Zastanawiam się czy nie mam jakiejś choroby oczu. Zasnęłam, obudziłam się z opuchniętą twarzą i czerwonymi oczami. Jeszcze nie zeszło. Pojadłam i wróciła mi energia, chciałam mówić, miałam słowotok, śmiałam się z głupot, suszarka w ustach.
Teraz jest noc kiedy to piszę i mam niekiedy zawiechy, zapominam, trzęsę się, ruszam poklatkowo, wątroba boli. Jak zawsze mam uczucie obcości ciała i częste loty do toalety. Jeżeli chcecie zjadać to lepiej z umiarem, ja sobie teraz robię przerwę od ćpanka, bo zbyt intensywnie czuję jego skutki (no i cistka się skończyły). Zapominam, a to mnie najbardziej denerwuje, no i ten chłód..
Uprzedzając komentarze- temat mocny, ze sprawdzonego źródła, nie "ulepszany".
- 25840 odsłon
Odpowiedzi
Gram materiału na głowe styka
Gram materiału na głowe styka?
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Styka
Styka, w ten sposób gram klepnie bardziej niż palony. Pamietaj że THC lubi tłuszcz i nie lubi wysokich temperatur.
I alkohol, raczej z nim w
I alkohol, raczej z nim w krótce zweryfikuje zamiast tłuszczu.
Kiedyś robiłem naleśniki z symboliczną gałą czy dwiema, coś tam odczułem.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Cmentarnica
Sto lat temu, w odległej galaktyce podkieleckiej wsi, znalazłem z bratem pole konopii. Siewnej oczywiście. Nie przeszkadzało to nazbierać kilkanaście kilo szczytów i przesuszyć porządnie. Końcowy urobek to około 5 kilo szczytów. Robiliśmy z tego ogromne dżointy, od palenia bolało gardło. Trzeba było wypalić 10 na raz żeby coś poczuć. Ale...zajebiście kopało w formie budyniu :)
Składniki:
- kilo kiepskiej jakości towaru
- mleko
- budyń w proszku.
Gotować jakiś czas. Spożyć. Przeżyć.
Taki towar dawno temu rósł też samoczynnie w okolicy cmentarza "kule" w częstochowie. W postaci budyniu kopał tak jak koleżanka opisuje...
Przetestowałem niespełna gram
Przetestowałem niespełna gram, jednak nie z alko jak planowałem, a dużą ilością masła, w budyniu. Efekt odczułem, i to wyraźnie, szybko się przebił przez wcześniejszy upaleniowy już słabnący. Były względem niego podobieństwa co oczywiste, ale uwage pochłaniały różnice. Czułem zamroczenie i ciężkość jak po mocnym upaleniu, ale zarazem tryskałem witalnością i elegancko ogarniałem. Pojawiły się też wyraźne, przekonujące omamy w brzegu pola widzenia, a takowych po samym paleniu nie miewam. Nic więcej właściwie pewnego nie mogę stwierdzić, jedno że dawka jeszcze nie ta, by zrobić wrażenie, drugie że po paru godzinach dopiłem kota. Jeszcze długo towarzyszyło mu działanie budyniu, zaszła częściowa synergia. Myśle że 1,5g na głowe było by już dość satysfakcjonujące. A i nie wiem czy trzeba bawić się w dekarboksylacje. Ja się nie bawiłem, poza przetrzymywaniem w maśle na ogniu i następnie całość gotując dłuższą chwilę z mlekiem.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Jest różnica
Jak sam zaobserwowałeś jest duża różnica między jedzoną, a paloną. Trochę ponad gram pewnie dałby lepsze efekty. Teraz wiadomo ile trzeba napchać w siebie suszu dla lepszego tripa.