blog po trawie- relacja z sylwestra
detale
raporty janko kłynko
blog po trawie- relacja z sylwestra
podobne
imiona są zmienione, blog napisany zanim poznałem tę stronę o trip-ach, napisany pod wpływem marihuany, jako relacja z sylwestrowego maratonu alkoholu i zioła. pozdrawiam. :
Sprawa na ogół wydawałaby się dość prosta… lecz niestety wyrywanie rzęs i brwi spowodowało ich wydłużenie i podkręcenie…
Właśnie co dopiero wróciłem z trzydniowego sylwestra. Wiele na nim się działo. I z całą pewnością był i będzie niezapomnianym. Wisienką na torcie. Zaczęło się niewinnie- po przyjeździe do Kentucky z rodzinnej Alabamy i po przegadaniu całej podróży w pociągu z dwoma towarzyszkami stwierdziłem, że najopcjonalniejszym wyjściem będzie udanie się nie do własnego domu, lecz do tego gdzie ma się odbyć godzina zero. Zapoznałem się z jej współlokatorką - Ann, po czym ugrzęźliśmy w rozmowie przy ciepłej herbacie. Tego wieczoru mieliśmy zrobić gruntowne zakupy więc z niecierpliwością czekaliśmy na jeszcze jedną koleżankę - Agness, która zadeklarowała, że przyjedzie samochodem. Na 21. Była o 00:12. Więc pojechaliśmy o tej. I wróciliśmy o około 2. w nocy. Zacząłem sączyć przedsylwestrowe piwo i.. niestety skończyło się na tym, że po 5 piwach, flaszce rumu, drinku wódki i paru buchach Merry Jane bezkonkurencyjnie się poskładałem po raz kolejny przy okazji przeprowadzając bardzo ciekawą rozmowę.
Następnego dnia-koło godziny 12 się przebudziłem, lecz coś było nie tak jak trzeba.. więc klin klinem wybiłem robiąc sobie herbatę z wzmacnianą cytryną, która jeszcze nie raz się przewinie w tej opowieści. Potem koło 15 wyruszyłem by zrobić zakup alkoholu właśnie na bazie cytryny. Zabrałem sobie te rzeczy, które mogłem od razu zabrać do domu, ubrania zapasowe etc. Umówiwszy się z koleżanką- Silvan poszliśmy zakupić cytrynówki, lecz nasz główny punkt dostawczy był nieczynny. Krążąc jak sępy znaleźliśmy przypadkowo parę osób pędzących wiśniówkę, po skosztowaniu kupiłem litr tego mocnego cholerstwa. Jednakże litr to za dużo, a Evelynn wspominała o ostatnich przejściach z tymże trunkiem, więc należało zakupić cytrynki. Po przejściu po paru akademikach i kilku rozmowach z portierkami udało się jeszcze kupić 3 lirty cytrynówki i litr spirytusu. Heh. Oczywiście z Sylvan w międzyczasie moczyliśmy usta w mniejszej lub większej ilości zakupionego alkoholu. Wróciłem do domu, przepakowałem się i wyszedłem na miasto. Spotkałem koleżankę, która miała bułki, a nie wiedziałem jak ma na imię, po życzeniu sobie tych rzeczy na nowy rok, które się z reguły życzy.. poczęstowałem ją wiśniówką i… mocno żeśmy się zatracili w piciu tak rzadko spotykanego trunku jak wiśniówka. Po upiciu szyjki skierowaliśmy się w stronę połowy butelki, lecz bez zapitki ledwo co się tylko o nią otarliśmy. Poszedłem dalej. Tramwajem dojechałem do domu Evelynn gdzie Ann już się szykowała do wielkiego wieczoru, lecz nie z nami spędzanego. Potem przyszła Agness i razem robiliśmy koreczki. Chyba coś zaiskrzyło, lub to wrodzona serdeczność i błysk w oku… potem zjawili się… koło godziny 21… kolejni goście, a o 22 już był komplet. Lukas, Kate, Rob i Mikel. Długo nie musieliśmy czekać na drastyczne kroki. Lukas, Rob i Mikel zaopatrzyli się w dwie butelki Johnego Walkera… trzyletniego. Na smaczek owszem, lecz niestety nie zasmakowało tak jak wiśniówka czy cytrynówka więc i ta zjawiła się na stole. Po paru dobrych gagach i żartach wszyscy się czuli jak we własnym sosie. Zaczęliśmy tańczyć i w wirze tańca przeplatanego różną formą rekreacji i alkoholu nieuchronnie zbliżała się godzina zero. Zaznaczam, że oczywiście bateria w telefonie mi się wyczerpała, co miało diametralny wpływ na kolejne losy tego wieczora…
A i owszem. Wyszliśmy na dwór, porzucaliśmy się śnieżkami… chyba bardziej rzucałem się z nimi z Agness, potem wypryskałem na nią trochę szampana, odpaliliśmy parę petard i poszliśmy w stronę pobliskiego akademika. Postaliśmy przed wejściem i tu… byłem najbardziej pijany tego wieczora. Z relacji Evelynn wyniknęło, że do środka wprowadziła mnie „krótkonoga gazela”. Wprowadziła wcale nie dlatego, że nie stałem na nogach tylko portierzy by mnie nie wpuścili w innym wypadku. Przewinąłem się to tu, to tam, po czym wszedłem na pierwsze piętro i tam… na rozłożonych materacach u końcu korytarza siedziała ona… moja nimfa, która, prawdopodobnie mnie wcześniej wpuściła do środka, po przeprowadzeniu paru krótkich rozmów… nie wiem co było dalej, lecz na pewno świetnie całuje, na pewno jest gorąca i na pewno powtórzyliśmy sytuację z jednego z moich sylwestrów, gdy byłem w II liceum. Tamtego sylwestra również zaliczyłem do udanych. Potem paru kolegów, sfrustrowanych moim nieprzeciętnym magnesem dla płci przeciwnej- mówiąc po krótce- sprało mnie. Z paroma urazami ciała i zachlapaną koszulką w krwi stwierdziłem, że się wkurwiłem i za wszelką cenę muszę uratować swój honor, a przynajmniej rozwalić twarz jednemu z moich oprawców. Całe szczęście drzwi były zamknięte i po krótkim szarpaniu spasowałem. Następnie wróciłem do domu Evelynn, której nie było, w ogóle nikogo nie było, bo jak się potem dowiedziałem- wyszli na miasto do dyskoteki. Resztkami trzeźwego umysłu stwierdziłem, że nie mam przy sobie telefonu, więc wróciłem do miejsca w którym prawdopodobnie go zgubiłem, tam pomógł mi ktoś. Chłopak, w białym swetrze, który był dobry i wprowadził mnie do tegoż akademika i po przeszukaniu pomieszczeń, w których wydawało mi się że byłem- zadeklarował, że jeśli go znajdzie to go odda. Wyszedłem więc z akademika po szarpaninie z pijanym portierem. Heh. Mogłem skończyć w sumie tego sylwestra na komisariacie. Lecz właśnie… po wyjściu z akademika poszedłem w… lewo. I to był największy błąd tego wieczoru. Zupełnie zgubiłem orientację i nie wiedziałem już jak trafić do domu Evelynn a z niego na przystanek nocnej linii. Po półtorej godzinie- błąkania się po obrzeżach miasta i napotkaniu na drodze okradzionego Ukraińca, stwierdzeniu, że postaramy się odnaleźć drogę razem- złapałem taksówkę i dojechaliśmy do akademika. Namawiałem nowo poznanego kolegę, by się przespał w akademiku, lecz powiedział, że ma przy sobie nadajnik GPS i jeśli zauważą jego koledzy, że jest właśnie tam, gdzie ja, to mnie zabiją bez pytania pewnie razem z moim współlokatorem. Więc wskazałem mu drogę do hotelu, w którym, jak powiedział – ma wykupiony nocleg. I tak oto od 5 do 11 się przespałem i obudziłem z wielkim kapciuszkiem w ryjku i niemniejszym bólem głowy i paru innych miejsc. Oczywiście sen był przerywany moimi ulubionymi dzwonkami mojego współlokatora kolejno na: sms, budzik, rozmowę telefoniczną.
Nie pytajcie czy chciałem go zabić.
Nie widząc sensu gnicia w łóżku pojechałem do Evelynn i byłem u niej ok. godz. 12. Z powodu popsutego domofonu i braku telefonu musiałem zaznaczyć, że jestem- rzucając śnieżkami w okno, a potem pukając w okno(jako, że jej mieszkanie znajduje się na parterze, więc wystarczyło wejść tylko na żółtą skrzynkę od…? Przymocowaną do ściany). Okazało się, że śnieżki, uderzające o okno są dobrym sposobem na obudzenie połowy bloku przez co za chwilę zjawiła się Evelynn w drzwiach klatki. Wszedłem. Po krótkim zrelacjonowaniu wczorajszych wydarzeń kazałem jej kontynuować sen razem z również obudzoną współlokatorką Ann; po czym zająłem się sobą, coś zjadłem, pograłem, spaliłem parę buchów i znowuż rozmawialiśmy około godziny 16 wszyscy we troje. Okazało się, że to u dziewczyn zostawiłem telefon. Następnie z czasem wyszło, że dziewczyny chcą się zabawić… po ich długim szykowaniu- razem z Agness czekającą na przystanku pojechaliśmy tramwajem. Jednakże już w tym momencie gdy po raz kolejny się widzieliśmy z Agness- przysługiwała mi przyjemność przywitania się z nią „na misia”, co mnie bardzo ucieszyło.
W tramwaju spotkaliśmy pana, który najpierw udawał lokomotywę, potem kogoś niespełna rozumu, potem udawał metro, potem podrywał Evelynn praktycznie kładąc się pod jej nogami osłoniętymi prześwitującymi, czarnymi rajstopami i krótką mini. Pan był bardzo pijany i bardzo śmierdział, twarz miał pokrytą zaczerwienionymi placami złuszczonej i zaczerwienionej skóry, które idealnie się komponowały z rzadkimi, długimi, tłustymi włosami związanymi w kitkę. Potem poderwał panią, która weszła do tramwaju, lecz po 30 sekundach prawienia jej komplementów sam sobie zaprzeczył ponieważ powiedział, że nie ma prezerwatyw i pieniędzy by je kupić i stwierdził, że nic z tego nie będzie. Wysiedliśmy nieopodal starego rynku wraz z tymże… czarującym młodym mężczyzną, w drodze do klubu spotkaliśmy trzy dziewczyny, które szukały miejsca do potańczenia, poimprezowania, przedstawiliśmy nasz cel wycieczki i zaproponowaliśmy po dość długiej rozmowie jak na pierwszą rozmowę, by z nami poszły, lecz się wstrzymały. Weszliśmy do klubu, a po paru minutach wcześniej spotkane koleżanki. Jedna z nich miała no sobie komin. Nie byle jaki komin. Specjalny komin, który miała na szyi. Kto zrozumie te kobiety… w każdym razie zauważyłem, że wszystkie trzy bardzo ładnie uśmiechały się do mnie ząbkami przy ich bajerowaniu wcześniej. Jednakże nie pozwoliłem sobie zaproponować by się dosiadły do naszego stolika ponieważ wcześniej dziewczyny z zazdrosnym wzrokiem i ciętymi uwagami zdradziły, że im na mnie zależy. Ahh ta wrodzona skromność. Po wypiciu soku bananowego i opowiedzeniu Agness mojej szalonej historii sylwestra poszliśmy na parkiet. Początkowo był kał, potem też, potem trochę nie, potem kał, a potem się rozkręciło na tyle, że było parę dobrych kawałków do tańca. Spotkałem się z wieloma kobiecymi spojrzeniami, z czego tylko nieliczne były niewinne. Przy barze porozmawiałem z Agness i Ann, jedna po drugiej, wcześniej chwilę z każdą z nich potańczyłem, jednakże co dziwnego, jakiś typ zaproponował Agness taniec, jednakże odmówiła, a 5 sekund później po moim wyciągnięciu dłoni w ten charakterystyczny sposób, bez najmniejszego oporu się zgodziła. Byłem połechtany. O godzinie 1:30 wróciliśmy z powrotem do domy Evelynn, żegnając się po drodze z Agness. Tej nocy spałem w łóżku z Evelynn, ponieważ istniała groźba, że zjawią się koleżanki, w których pokoju, i na których łóżku bez ich zgody spałem. Tylko spałem. I zawinąłem się następnego dnia do własnego domu. Evelynn dała mi jako wałówkę dużo pozostałości z sylwestra, z którymi ledwo co się zabrałem. Po powrocie do akademika, spaleniu paru buchów, zrobieniu kackupy i wykąpaniu się zadzwoniłem do wcześniej przepisanych dwóch numerów telefonów zapisanych na moich rękach przez dwie spotkane we wspomnianym akademiku dziewczynach. Zaznaczyłem sobie, że pierwszy był zapisany ten na lewej ręce. Puściłem strzałkę również nieznanemu człowiekowi, który chciał się dodzwonić, kiedy- jak sobie przypomniałem- chciał mi pomóc. Po jego oddzwonieniu wyjaśniłem gdzie się spotkaliśmy i podziękowałem, za jego zaoferowaną pomoc, oraz powiedziałem, że jest dobrym człowiekiem, po czym poczuł się miło i zareagował chwilowym zdezorientowaniem. Po ponadminutowej rozmowie się rozłączyliśmy. Zadzwoniłem więc to tego numeru na lewej ręce i co się okazało… dziewczyna przyjechała z Kalisza i zdziwiona była, że nie ona jedyna dała mi numer telefonu. Po stwierdzeniu, że w jakimś celu mi go dała zaproponowałem, że możemy dojść do tego dlaczego to zrobiła po spotkaniu się lub jej zastanowieniu i oddzwonieniu. Prawie 4 minuty. Okazało się również, że była to brunetka z sylwestrowej nocy, więc ostatni numer należał do… „krótkonogiej gazeli”. Z wielką niepewnością zadzwoniłem, lecz niestety odebrała poczta, z której wynikało, że dziewczyna ma na imię Magda i że jeśli zostawię wiadomość to ona na pewno oddzwoni. 33 sekundy, w których zrobiłem z siebie trochę idiotę. W kilku słowach powiedziałem, że mojego imienia pewnie i tak nie zna i że jestem John, że spotkaliśmy się w noc sylwestrową a resztę to już pamięta. Krótkie miotanie się we własnych słowach przy czym zasugerowanie by oddzwoniła i pożegnanie się. No i czekam tak od 16:30 na niewiadomo co. Już 7 godzin. Ok. Nie nastawiajmy się. Ciekawe co jutrzejszy dzień przyniesie… poniedziałek 7:45 pobudka.
- 6308 odsłon