udana próba wzmocnienia 25-c nbome dextrometorfanem
detale
udana próba wzmocnienia 25-c nbome dextrometorfanem
podobne
Zakupiłem kilka tygodni temu kilka kartoników nasączonych 25-C NBOMe od koleżanki, najpierw spożyłem po jednym ze znajomymi, a jeden sobie zostawiłem na samotny trip, który odbyłem dwa tygodnie później i właśnie on jest tematem tego tripraportu.
Ostatni tydzień spędziłem praktycznie na trzeźwo, do tego leżąc chory w łóżku, nadszedł więc czas zmienić stan świadomości i przeżyć psychodeliczny trip. Udaje się do apteki po acodin. Po powrocie przyjmuje 225mg DXM czyli 15 tabletek acodinu, uznaję że tyle wystarczy dla podbicia nbomka, nie chcę żeby dextrometorfan za bardzo przejmował inicjatywę, nie chcę też odczuć nieprzyjemnych efektów fizycznych jak choćby "robo chód", jest około godziny 19, po upływie pół godziny gdy DXM już się załadował wrzucam bloter z nbomem na dziąsło, po upływie kolejnych 30 minut czuję już pierwsze efekty.
Po upływie około godziny od wrzucenia kartonika faza zaczyna przybierać na sile, akurat zainstalowałem C&C red alert 3 więc odpaliłem tę grę, niestety szło mi na tyle beznadziejnie, nic nie ogarniałem, że szybko ją wyłączyłem, odpaliłem muzykę na youtube, obrazki falują, wszystkie zachowują się niczym gify, muzyka natomiast nie brzmi lepiej, ale nasuwa jakieś tam rozkminy, nbome się dopiero wkręca, leżę w łóżku i słucham, czuję się cały wystrzelony serotoniną, całe moje ciało wręcz mrowi z euforii, nie jest to wcale zbyt przyjemne, przyjemne byłoby w przypadku np:. opiatów, tutaj jednak przeszkadza nieco w psychodeli.
W lewiatanie zakupiłem wcześniej kadzidełka, więc jedno odpalam, odpalam też papierosa, miło się pali, kadzidełko robi mistyczny klimat, patrzę na kołdrę wije się niczym wąż, cały pokój się gnie, wije i wygina, widzę jak dym na tapecie na monitorze się unosi, wszystkie obrazki jakie zobaczę ładnie falują, przyjemny widok. Wyłączam muzykę ale słyszę muzykę na kształt psytrance w mojej głowie, wyłączam więc komputer, gaszę światło, odpalam kolejne kadzidło, siadam na ziemi po turecku, próbuję medytować. I od tego momentu wprowadziłem się w dość mistyczny stan, również w duże wyluzowanie. Pomedytowałem chwilę, widzę różne kształty, słyszę różne dźwięki, podróżuję przez fraktale, od środka towarzyszy mi takie dziwne uczucie jakby deja vu, że już kiedyś tak się czułem, że coś podobnego przeżyłem, że było już coś takiego, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć kiedy co i jak, oczywiście nie mam jak sobie tego przypomnieć, bo to tylko uczucie, nie było niczego takiego, to jakby uczucie łączenia się z poprzednimi wcieleniami. Po grzybach również coś takiego odczuwałem. Zmieniam pozycję, kładę się na ziemi, widzę piękny CEV jak siedzę wśród 3 mnichów buddyjskich, ja jestem czwartym, wszyscy siedzą na tronie, właściwie bardziej na czymś na kształt pozłacanego krzesła w kształcie kolumny, jakie mieli azjatyccy cesarze, palę tytoń z fajki, siedzę wraz z nimi i wszyscy odpływamy w wyższe mistyczne stany.
Wstaję włączam światło i komputer, skręcam papierosa, idę na balkon, przechodząc przez pokój współlokatora, ciężko mi się z nim dogadać, ale idzie ze mną na balkon, też na papierosa, ciężko mi się skupić na tym co mówi, odpływam momentami, myśląc o czymś innym ale nie gubię wątku, wciąż śledzę co mówi, opowiada jak minęły święta wielkanocne u niego, bardzo zabawne i ciekawe historie, przynajmniej takie mi się zdawały, dobrze mi się go słucha, ale momentami czuję się znużony, a moje myśli odpływają gdzieś daleko. Wracam do swojego pokoju.
Wpisuję na youtubie "shamanic music" wyskakuje filmik "3 hours of beautiful native american indian music" czy jakoś podobnie, włączam go, są to indiańskie dźwięki, bardzo mistyczne i relaksujące, do tego z dołączonym wideo na którym jest pokazany między innymi w przyspieszeniu dzień w wielkim kanionie(wschód, zachód słońca) i inne piękne krajobrazy, robią się bardzo fraktalne, ciężko momentami ocenić co do końca jest na filmie. Miejsce tripu średnio ogarnąłem, mało posprzątane, walają się rzeczy pod nogami, do tego niewygodne krzesło, biorę więc nakaclik, kładę na niego poduszki i siadam po turecku, chwilowo jest wygodnie, później się trochę bardziej rozłożyłem na moim siedzisku opierając nogi o krzesło, oglądam ten filmik, słucham indiańskiej muzyki, ciężko opisać co czuję, jestem zadowolony, czuję się bardzo mistycznie, wyluzowany, zjednoczony z otaczającym wszechświatem, czasem zakłócają mi to odgłosy z zewnątrz - piątkowy wieczór, blokowisko, pijani ludzie wracający po imprezie i pijący na ławkach, bardzo mi to kontrastuję z moim stanem, denerwuje mnie, zakłóca mi podróż.
Oglądam dalej, siedzę, myślę, palę papierosa czuję się wrecz jak medytujący myśliciel, podejmuje w tym momencie decyzje co będę robił w następnym i być może jeszcze w następnym tygodniu na weekendzie oczywiście, zamawiam DPT, w planach było też 4-aco-DMT ale brakło pieniędzy i zamierzam tak siedzieć w pokoju i oddawać się psychodelicznym podróżom, mam póki co dość imprez, kiedyś też często odbywałem takie tripy, później trochę przestałem i przez to zamierzam do tego wrócić, bo uwielbiam to.
Pomału zaczyna schodzić, ból głowy, który jeszcze przed tripem czułem staje się coraz mocniejszy, do tego w pokoju wręcz jest mgła od kadzideł i papierosów, aż mi się niedobrze zrobiło, otwieram więc okno, wsuwam się pod kołdrę, puszczam inną relaksującą indiańską muzykę i tak leżę aż nie poczuję się lepiej, tu już dochodzę do siebie, psychodeliczne stany się kończą, ale świeże powietrze pomogło, głowa przestaje boleć, czuję się trochę lepiej. Pół nocy spędziłem na czacie hyperreala, popijając piwo, gdyż faza już zeszła, ale uśnięcie graniczyło z cudem, ale na czacie, przed komputerem siedziało mi się fajnie, wręcz stan nirwany, wieczór mógłby trwać, a ranek nie nadchodzić, niestety czas jest nieubłagany i po wypiciu dwóch piw i kilku ciekawych rozmowach udaje mi się usnąć o 8 rano.
Aż do teraz, a minął prawie tydzień, czuję się naładowany pozytywną energią, miło mi się siedzi wieczorami, wróciłem do czytania o medytacji, religiach, filozofiach a nawet fizyce i innych takich rzeczy, generalnie do poszerzania horyzontów i świadomośći, czego dawno nie robiłem, bo zostało przytłoczone przez alkohol i imprezy, czego przez ostatnie pół roku sporo doświadczałem i co bardzo mnie odsunęło od czegoś takiego, tak jakby degradowało świadomość do zwykłych ludzkich spraw: granie, muzyka, piwo itp. odsuwając od pomysłów poszerzania horyzontów.
Podsumowując: DXM genialnie wzmocnił nboma, trip w porównaniu do poprzedniego był jakoś 5-krotnie silniejszy, przy poprzednim kartoniku było słabiutko na co i moi przyjaciele narzekali. Było bardzo mistycznie, aż sam niedowierzałem że po nbomie można doświadczyć czegoś takiego, trip niczym na dobrych triptaminach, choćby grzybach choć nie aż tak rozkminkowy.
- 7014 reads