że życie ma sens
detale
raporty gonzzojur
że życie ma sens
podobne
„W dzieciństwie właściciel zawsze chciał uciec z cyrkiem, a teraz sukinsyn ma własny. To prawdziwa licencja na okradanie. Spełnienie amerykańskiego marzenia...”
Sobota, a więc dzień wolny. A skoro dzień wolny, to można troszkę zaszaleć. W końcu każdy powód jest dobry, żeby uciec od rzeczywistości, prawda? Po dość szybkim przeglądzie pudełeczka z różnymi smakołykami, wybór padł na 4-AcO-DMT. Krótko mówiąc miałem ochotę na podróż tam i spowrotem. Chociaż w sumie tylko „tam”, ale cel każdej podróży w końcu dobiega końca. Poza tym, już jakiś okres czasu nie brałem żadnych psychodelików, więc można śmiało powiedzieć, że chciałem znowu się poczuć jak w domu.
Po otwarciu torebki strunowej, z zawartością 100mg białego proszku, a następnie rozsypaniu go na blacie mojego biurka, starałem się wydzielić z niego ok. 30mg. Jednak jako, że nie mam wagi w oczach, ostatecznie rozdzieliłem setkę na pół, i doszedłem do wniosku, że łyknę 50, ponieważ wolę żeby było mocno, niż żebym przez kilka godzin zastanawiał się czy to już wszystko, i zawiedziony czekał do następnego razu. Wiem, że nieodpowiedzialne jest rozdzielanie czegokolwiek „na oko”, jednak nie miałem wyjścia. Moja waga elektroniczna ciągle leży u pewnej osoby, która najwyraźniej nadużywa mojej dobroci.
50mg po chwili zostało zawinięte w kawałek chusteczki, połknięte oraz zapite sokiem jabłkowym. W tym momencie zorientowałem się, że na sam trip zostanie mi tylko woda gazowana. Szkoda, jednak nie zamierzam teraz wychodzić do sklepu. Bywały dużo gorsze sytuacje.
Po zarzuceniu, skupiłem się nad kompletowaniem tracklisty na moją kwaśną podróż. Wprawdzie ułożyłem ją już jakiś tydzień wcześniej, jednak chciałem dokonać kilku drobnych modyfikacji. Ostatecznie stanęło na tym, że standardowo na trackliście znalazło się Jefferson Airplane, z całą płytą „Surrealistic Pilow”, The Beatels, The Rolling Stones... normalka. Zawsze chce wprowadzać jakieś zmiany, i zawsze zostaje przy tym co zawsze. Cóż, bywa.
Po niecałej godzince, coś zaczęło się dziać. Muzyka zaczęła brzmieć inaczej, do tego naszła mnie ochota, żeby zapalić papierosa. Więc odpalam zapalniczkę... ten ogień ma taki piękny blask. Prawie jak światło życia, które zupełnie tak samo, gdy jest już nikomu niepotrzebne gaśnie. W każdym razie, odpaliłem papierosa. Nie byłem nawet w połowie, kiedy postanowiłem, że lepiej będzie go już zgasić. Tak też zrobiłem.
Położyłem się, zamknąłem oczy i oddałem się już tylko muzyce. Była taka piękna, brzmiała tak, jakby była z plasteliny, to znaczy, wyginała się. Trudno to opisać, jednak zainteresowani będą wiedzieć, o co mi chodzi. Słyszałem dokładnie każdy pojedynczy dźwięk, mało tego przy każdym kolejnym utworze przeżywałem umysłowy orgazm. Nie potrafiłem się ruszyć, wstać i zrobić coś konkretnego. Byłem jednością z moim łóżkiem. Ostatnią resztką sił odpisałem pewnej osobie, że nie dam rady rozmawiać, bo odpływam. Po czym odpłynąłem...
Gdy już wszystko rozkręciło się na dobre, nie było mnie. Nie było nikogo. Była jedna wielka pustka, wypełniona obrazami z całego mojego życia, przyozdobiona w piękne fraktalne wzory. Zadawałem sobie pytanie, i na każde pytanie potrafiłem sobie także udzielić odpowiedzi. A raczej udzieliła mi odpowiedzi substancja wiodąca. Zadziwiające, że kilkadziesiąt mg, potrafi położyć na łopatki każdego, kto tylko się podejmie jej konsumpcji. Nie ma w tym przypadku znaczenia, czy jest młody, stary, gruby czy chudy... Każdy jej ulegnie. 4-AcO-DMT to taka kobieta, która potrafi, i w większych dawkach lubi zdominować swojego użytkownika. Oglądając moje życie, zadawałem sobie pytanie; jaki jest sens tego wszystkiego? Brnę w to wszystko, od dobrych kilku lat. Nie ma miesiąca, ba, nie ma tygodnia, w którym nie byłbym pod wpływem jakiejś substancji. Czy było warto w ogóle zaczynać? Trudno mi na to pytanie odpowiedziedź. Jednak myślę, że warto jest przeżyć życie na całego, tak jak się chce, bez ograniczeń i strachu, że coś się stanie. W życiu, trzeba spróbować wszystkiego na co ma się ochotę. Nawet jeśli dożyje tylko 30tki, będę usatysfakcjonowany, że spróbowałem i zdobyłem to czego chciałem, i w wieku 70 lat nie będę się martwił o to, czy dożyje z renty do następnego miesiąca. Czy żałuje, że spróbowałem w ogóle dragów? Zdecydowanie nie, jednak czasem zastanawiam się, jakby to wyglądało, gdybym żył całkowicie trzeźwy. Co bym robił? Kim bym był? Podejrzewam, że gdyby dano mi szanse, wrócić się kilka lat wstecz, i zdecydować, czy chce się w to wszystko ładować, podjął bym taką samą decyzję. Nie żałuje niczego, co przeżyłem to moje.
„Przy odrobinie szczęścia jego życie legnie w gruzach, będzie myślał, że za drzwiami w jego ulubionych barach, faceci w czerwonych koszulach mają ogromnego kopa od czegoś, czego on nigdy nie pozna.”
Zadałem sobie pytanie: czy istnieje Bóg? Jedynie na to, moja substancja nie udzieliła mi odpowiedzi. Cóż, jeśli istnieje, to mnie nienawidzi. W każdym razie, ja mu odpłacam tym samym. To pomaga.
Jak już napisałem na początku, każda podróż ma jakiś cel, i w końcu dobiega do końca. Myślę, że tak samo jest z życiem. Część ludzi ma jakiś swój wyznaczony cel, ale nie zawsze do niego dociera. Ba, nawet niektórzy nie chcą do niego dążyć. W moim przypadku, tylko raz poczułem, że życie ma sens, po setce mefedronu. Kupowałem szczęście po kilkadziesiąt złotych za gram. Po delegalizacji tej substancji trochę się zmieniło, na ulicach już nie ma tego, co dawniej za czasów legalności. W sumie to dobrze, popłynąłbym. Ale wraz z tym, skończyło się moje chemiczne szczęście. Dzisiaj szczęście przyszło do mnie w postaci 4-AcO-DMT, która też uświadomiła mi kilka ważnych rzeczy, i wyrobiła nowy pogląd na świat. Zadałem sobie pytanie, czy moje życie ma jakiś sens? I okazało się, że ma, i to tylko dzięki jednej osobie, która jako jedna z nielicznych (a mógłbym te osoby policzyć na palcach jednej ręki, i jeszcze by zostało) nie jest mi obojętna, i jest dla mnie ważna. Cóż, nie sądziłem, że kiedykolwiek uświadomie sobie, że moje życie ma jednak jakiś sens.
Nie wiem ile dryfowałem w nicości, po jakim czasie się ocknąłem oraz kiedy w miarę kontaktowałem, ale było już jasno. A warto dodać, dla pełni sytuacji, że zarzucałem o porze nocnej. Nie pamiętam jednak o której godzinie dokładnie, czas dla mnie nie istniał. To, co właśnie przeżyłem, było dla mnie jednym z mocniejszych przeżyć psychodelicznych, nie wiem czy kiedykolwiek jakiś trip tak wpłynął na moją psychikę. W każdym razie, psychodeliki zmieniły mnie na lepsze, mam nadzieje, że tym razem też tak będzie. W przypadku trytpamin zjazd nie występuje, jest tylko piękny i przyjemny afterglow, tak było też i tym razem. Ogółem można powiedzieć, że czas działania zamknął się w ok. 10 godzin, łącznie z końcowym falowaniem przedmiotów.
Reasumując, tryptaminy, to substancje które pokochałem. Są jak dobry opiekun, wskażą Ci jaką drogą masz się kierować, ale też mogą ukarać bad tripem za błędy popełnione w życiu, które też Ci ujawnią. Na koniec chciałbym podziękować, tym, którzy wytrwali do końca czytając moje wypociny.
„Stłumiono nadzieję milionów ludzi na pokój i wolność, a więc dziś olbrzymią, milczącą większość, poświęcenie za poświęcenie.”
- 7864 odsłony