melanż ostateczny
detale
5g genialnej White Widow, prześlicznie wyglądające pomarańczowe myszki w ilości 12 sztuk.
raporty kazoom14
melanż ostateczny
podobne
Słońce pojawiło się na horyzoncie, ukazując w pełnej krasie piękny zimowy krajobraz. Piątek zapowiadał się przepięknie, niestety przede mną czekało prawdziwe piekło stresu. Tak dzień w który miałem najzwyczajniej radośnie się naćpać okazał się męką przez obronę tytułu inżyniera. Brak snu spowodowany intensywnym przyswajaniem wiedzy wydawał się nieodczuwalny przez wypity przez całą noc litrowy energetyk oraz tabletki z kofeiną oraz lecytyną. Ostatni wielki sprawdzian 3 i pół roku wytężonej pracy zbliżał się nieubłaganie i jedynie myśl o epicko przeprowadzonej wieczornej akcji o kryptonimie „melanż ostateczny” pozwalał odwlec narastający stres który powodował że byłem spięty jak struna.
14:00 I już po wszystkim, otoczka stresu okazała się być niepotrzebna gdyż była to zwykła formalność. No cóż jedna rzecz została dziś wykonana ale nie spodziewałem się że było to nic w porównaniu z tym co miało czekać mój mózg już za kilka godzin.
15:00 Mimo nieprzespanej nocy pozostałość adrenaliny po egzaminie nawet nie dawała szans na zmrużenie oczu. Przystawki do dzisiejszej wieczerzy zostały zakupione. Telefon rozdzwonił się nawołując podobnie obłąkanych jak ja, rządnych wrażeń eksperymentatorów aby stawili się u mnie jak najszybciej.
W moim zaopatrzeniu znalazły się 3g mefedronu , 2 g całkiem niezłej jakości Mary Jane , góra alkoholu a mianowicie litr czystej wyborowej , winko musujące oraz krata browarów.
Koledzy którzy mieli przyjść również nie zawiedli zjawiając się ze swoimi darami niczym 3 królów.
A mianowicie kolega M przyniósł 5g genialnej White Widow. Kolega W zjawił się ze znaczną porcją alkoholu natomiast R przyniósł prześlicznie wyglądające pomarańczowe myszki w ilości 12 sztuk.
17:00 W oczekiwaniu na resztę towarzystwa rozpoczynam z R celebrację uzyskanego wyższego tytułu racząc się dobrze schłodzonym piwkiem i syto skręconym blantem. Powoli zaczynam odczuwac zmęczenie nieprzespaną nocą, no ale cóż nikt nie powiedział że świętowanie to przyjemnośc, wyspac się będzie czas po śmierci.
19:00 Zjawia się pozostała dwójka, okazuje się że spóźnienie jednego spowodowane było mega kacem po wczorajszej imprezie, natomiast drugi musiał zostać po godzinach w pracy.
19:30 Już z mojego pokoju przenieśliśmy się do magicznej kanciapy gdzie miało się wszystko odbywać. Kanciapa nic niezwykłego: rzutki, stolik z piłkarzykami, krzesła, stół, głośniki i TV ( niewłączane przez całą noc ). Na stoliku M zaczyna formowac kartą płatniczą 8 ścieżek z jednej sakwy. Dwa szybkie sniffy i oczywisty papierosek. Po kilku minutach muzyka wypełnia cztery ściany z mocą startującego boeinga. Cudowne uczucie niczym niezmąconego szczęścia, M z R rozpoczynają grę w piłkarzyki a ja z W palimy blanta ciężko dyskutując o mizernym poziomie wyższego szkolnictwa stawiając za przykład dwóch okazjonalnych użytkowników wszelkiej maści prochów: nas.
20:00 Jak mi dobrze, w moim brzuchu lądują kolejne kolejki czystej wódeczki zapijane oszronionym butelkowym niepasteryzowanym, M jak zwykle siedzi przy laptopie niczym kapitan Kirk przy konsoli statku kosmicznego serwując miażdżące porcje potężnych D&B wymieszanych z Hip-Hop’owym oldschoolem. R jak zwykle coś marudzi o szybko walącym sercu , jednak nikt nie bierze go na poważnie widząc jak wielkiego ma banana na gębie.
21:00 Muzyka jest wszystkim a poza nią nic nie istnieje. Skoncentrowana euforia zalała zdrowy rozsądek i cieszymy się wypluwając z siebie słowa z szybkością CKM’u.Papierosy znikają w zastraszającym tempie. W decyduje się na przemarsz w kierunku najbliższego sklepu w celu ich uzupełnienia. Hm… głupio tak wypuszczać go samego więc żeby nie było mu smutno rozsypuje kolejny wór, zanim jednak podsuwam mu skręcony banknot pierwszy inhaluje swoje drogi oddechowe , ech ten spływ L
22:00 Biegamy po Sali jak oszalali opowiadając przeróżne historie z swojego życia jakbyśmy chcieli aby demony naszych codziennych dni opuściły nas poprzez ten słowotok. R wpada na doskonały pomysł ( czy na pewno ? ) spróbowania jego krążków. Ja decyduje się na 2 bo jestem wystrzelony w kosmos, ale reszta twardo ładuje po 3. Nie wiadomo kiedy 2g mojego suszu rozpłynęły się pod sufitem przeźroczysto-białym dymem. M wyciąga swoją przepiękną szyszkę ale jakoś nie bardzo zwracam na niego uwagę zajęty oczopląsami, podrygiwaniem w rytm skocznych bębnów i piskliwych gitarowych solówek
23:30 Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem taki mindfuck w głowie. Sala kołysze się niczym malutki stateczek wpływający w samo oko cyklonu. Czy to alkohol tak mnie porobił ? Z tego co widzę to bardzo możliwe bo zapasy z imponujących skurczyły się do ostatnich 3 puszek piwa , „kto pierwszy ten lepszy” krzyczę sięgając po butelkę. Oj chyba jest naprawdę grubo chłopaki coś mówią ale nijak nie możemy się porozumiec, każdy widzi jakieś podteksty, totalny chaos w głowie. Paranoja uderza z niewiarygodną siłą. Zaczynam się zastanawiać czy to dzieje się naprawdę. Czuję wielką energię i nie mogę dać jej ujścia co nieco mnie frustruje, aby zaraz znowu zrobiło mi się niesamowicie dobrze. No tak czym do cholery były nakrapiane te myszki pytam R. On tylko śmieje się szaleńczo ukazując mi gigantyczne jak pięciozłotówki źrenice pytając gdzie mam resztę mefa bo warto by dociągnąć. Czy on totalnie oszalał ? Wyglądamy jak wyjęci z szpitala dla obłąkanych, odbijamy się od ścian w szaleńczym tańcu rozpusty uwalniając niespożyte siły mefa i ekspresyjność ruchów po myszkach.
00:15 uff…Głowa przeładowana przyjemnością i jakąś wyżej niesprecyzowaną psychodelą sprawia że od tego myślenia zaczynają mi się przepalać zakończenia neuronów. Moje zmysły bombardowane są najprzeróżniejszymi uczuciami w większości są one przyjemne ale jest tego tak dużo że czuję się lekko przytłoczony. Coraz ciężej jest mi zwerfikowac co czuję, gdyż to co było zaledwie 10 sekund temu wydaje się być odległe jak diabli. Jest grubo, muzyka psychodelicznie przepływa przez pokój powodując że aż muszę przysiąść bo chyba stanie mi pikawa. Ale gdzie tam , tutaj nie ma czasu dla ostrożnych i zachowawczych krzyczy M rozsypując worek mojego prochu na stół ( do cholery kiedy ja mu to dałem ? ). No ale cóż nie ma czasu myślec walimy po kresce i bombce bo śluzówki mamy już nieźle zszargane empatogenno-euforycznym pyłem.
2:00 O Jezu jak mi dobrze, nawet ktoś skoczył po alkohol , bo trzymam w ręku kieliszek żołądkowej gorzkiej. „Achów” i „Ochów” nie ma końca, każdy dzieli się tym jak się czuje prześcigając się w udowadnianiu że to jednak mu jest lepiej. Na przemian podnosząc kieliszek z papierosem śmiejemy się w najlepsze. Czujemy się całkowicie uwolnieni od problemów, odpłynęliśmy do krainy euforii.
4:00 Jesteśmy ciężko zmęczeni melanżem ale jeszcze czujemy dużą dawkę stymulacji. Zostało trochę mefa W z M wciągają, R łyka ostatnią myszkę a ja skręcam nowego blanta. „Żyć i umierać” śmiejemy się do siebie, to nasza dewiza na dziś. Siedzimy z głowami napuchniętymi od prochów i zastanawiamy już nad następnym psychodelicznym wieczorem. Każdy opowiada o swoich doświadczeniach z drugami i mówi jaki to narkotyk będzie dla nas najlepszy.
6:00 Ostatni joint , ostatnie piwa, pusty portfel. To oznaka że powoli trzeba się zbierać. Duże upojenie alkoholowe, sporo jointów, nieprzespana wcześniejsza i obecna noc powoduje że ledwo trzymam się na nogach. Zbieramy swoje manele chłopaki dziękują za wieczór i udają się do domów. Ja wiem że mój sen na pewno potrwa dobre 20h bo jestem padnięty jak wieprz.
Podsumowanie.
Drugi dzień to oczywiście zjazd, zmęczenie przede wszystkim fizyczne oraz dolegliwości żołądkowe związane z zawrotną ilością alkoholu. Psychicznie nie czułem się w ogóle po pobudce słuchałem muzyki , później puściłem sobie jakieś komedie ale zamiast je oglądać patrzyłem się tępo w monitor.
Do pełnej sprawności psychicznej i fizycznej doszedłem dopiero po 3 dniach od tego zdarzenia.
Nie jestem za afirmacją narkotyków. Każdy musi sobie uzmysłowić spory potencjał uzależniający ma mef. Chłopaki przez następny miesiąc namawiali mnie abym kołował im proch.
Sam powiem że bardzo mnie korciło jednak osobiście preferuje psychodeliki , to moja natura odkrywcy podżeguje mnie do próbowania wszystkiego co mi wpadnie w ręce. Z mefem odcinam się, jednak prawdopodobnie gdyby ktoś sypnął przede mną co nieco nie odmówił bym. Dlatego przeraża mnie potencjał uzależniający tej substancji, więc przestrzegam: wszystko z umiarem J.
„Kto nie robi przerwy, ten szybko straci nerwy”.
- 16868 reads
Comments
Najgorsze jest to, gdy życie
Najgorsze jest to, gdy życie zostanie w pełni przesiąknięte drugami i przerwą dopiero nazywa się śmierć. To jest strach. Ze mną tak nie jest, chyba. Jeszcze nie.