grzyby + marihuana = ?
detale
2 buchy z dużego bonga,
1 rozwodnione piwo.
kilka razy kwas w małych dawkach,
kilkadziesiąt razy MDMA w średnich i dużych dawkach,
kilkaset/kilka tysięcy razy marihuana we wszystkich dawkach.
raporty green
grzyby + marihuana = ?
podobne
Zaczęło się niewinnie. Niczego nie spodziewający się ja, wyszedłem o godzinie 20 na dwór z trzema kolegami. Średnio się wtedy czułem. Miałem dość przybite popołudnie, jakieś spadki nastroju i ogólne rozbicie. Nagle dowiedziałem się, że dwóch z trzech kolegów będzie jadło resztkę grzybów, które im zostały z lata. Mieli zjeść po 1.45 g, ale zagadałem i udało się rozłożyć to na trzy porcje, żebym też się załapał.
Zjedliśmy więc po 0.9 g grama we trzech. Od razu poszliśmy z dworu do innego kolegi, który nas zaprosił. Okazało się, że była tam mała domówka. Siedzieli we trzech, jedno z nich nawet nie znałem. W tle leciał mocny heavy metal, którego fanem nie jestem. Szczególnie na grzybową banię.
Miałem nic nie palić, bo ogólnie już bardzo rzadko to robię. Poczekałem więc aż grzyby wejdą, ale przez około 40 minut nic się nie działo. Dalej czułem się lekko przybicie, choć było nieco przyjemniej. Poczekałem bodajże kolejne 20 minut i zdecydowałem się zapalić małego bucha z lufki. Chciałem to trochę podkręcić.
Zapaliłem małego bucha z lufki, po czym usiadłem. Było całkiem przyjemnie, bo to mocna indica. Oj bardzo mocna. Po około 10 minutach zacząłem czuć, że te grzyby się ładują. Myślałem, że już nic nie wejdzie. Było więc całkiem fajnie - kolory się wyostrzyły, śmialiśmy się - normalna grzybowa bania.
Po następnych 10-20 minutach poszliśmy do sklepu z jednym kolegą. Zebraliśmy zamówienia na piwa i chrupki, po czym poszliśmy się przejść i je zakupić. Na dworze cisza stawała się przytłaczająca, ale było milej niż przy tamtej muzyce. Chwilę odpocząłem idąc, a później z niewielką trudnością udało się kupić wszystkie rzeczy w osiedlowym sklepiku.
Po wyjściu ze sklepu, obraz zaczął się nasycać, wibrować, zmysły powoli zaczynały się mieszać, ale było to do ogarnięcia. Na ten okres, jeszcze świetnie się bawiłem. Znałem już tę banię, dlatego potrafiłem ją odpuszczać. Przynajmniej przez większość czasu. Od tego momentu zaczęło się moje chodzenie po całym mieszkaniu. Wiedziałem, że siedzenie już nie jest dziś dla mnie. Energii przyrastało. Zacząłem się zastanawiać, po co ja paliłem... Ale rozumiałem, że tak miało być, i że będzie dobrze. Po godzince bania zaczęła słabnąć. Marihuana powoli schodziła. Przynajmniej takie miałem wrażenie, bo bodźców nadal było całkiem sporo. Postanowiłem więc zapalić jeszcze raz, myśląc, że będzie trochę słabiej niż wcześniej, bo już tę banię ogarnąłem.
Tym razem palili bongo, więc wziąłem sobie małego bucha i odszedłem. Pierwsze 15 minut było w porządku. Pomyślałem, że ogarnąłem tę banię i będzie tylko lepiej. Mogę się nią bawić i w niej pływać. Jestem taki potężny...
T+0.15
15 minut po zapaleniu bodźce zaczęły mi bardzo mocno wibrować i mnie przytłaczać. Tego było za dużo - głosy, muzyka (na szczęście już inna), myśli, emocje... Wszystko zaczęło się ze sobą mieszać, niczym w zupie. Spojrzałem na kolegów i powiedziałem, że wychodzę. Postanowiłem się przejść, przewietrzyć i rozchodzić tę banię. W głębi siebie wiedziałem już jednak, że tylko się łudzę... Nie mogę stąd uciec. Mimo to próbuję - wychodzę.
T+0.20
Wychodzę z klatki. Ku mojemu zdziwieniu osiedle zaczyna przybierać na kształtach. Kolory wyostrzają się, bodźce wibrują, światła parują - staram się iść. Wszystko zaczyna się upodabniać do kreskówki, ale staram się zachować świadomość i ciągle do siebie mówić, że wszystko będzie w porządku. W środku bardzo się boję.
T+0.25
Dotarłem do domu. Myślałem, że się to nie uda. Czułem się, niczym w grze. Nie wiedziałem już, czy jestem tym kim jestem, czy mi się wydaje. Wszystko miało taką głębię i było tak bardzo wielowymiarowe... Gdy wbiegałem po schodach, czułem się, jakbym był bohaterem jakiegoś komiksu. Nie byłem pewny, czy uda mi się przejść przez ten rozdział. Łudziłem się, że w domu znajdę ulgę. Musiałem cały czas do siebie mówić, że sobie poradzę. W domu powinienem zastać znajome otoczenie, to powinno pomóc. Poczułem, że idę na terapię.
T+0.30
W domu przywitały mnie dwa koty i śpiąca mama. Zacząłem spoglądać na znajome przedmioty, żeby jakoś się uziemić - poczuć domowy klimat. Serce waliło mi, jak oszalałe. Każda moja myśl materializowała się natychmiast w postaci myślokształtu, który powtarzał dość głośno to, co myślę. Działo się to w wielu wersjach naraz. Każda myśl po prostu wybrzmiewała tak, jakby ktoś obok mnie ją powtarzał. Słyszałem to, co myślę.
T+0.35
Zająłem się głaskaniem kotów i dawaniem im jedzenia. Później podnosiłem ciężary. Później położyłem się i włączyłem tiktoka, ale nie mogłem się patrzeć w ekran. Zamykałem oczy, próbując zasnąć, ale po dwóch sekundach CEV'y były nie do zniesienia. Przytłaczał mnie niebieski wodospad energii. Wszystko kotłowało się, jak w zupie. Ciągle szukałem ratunku, by czymś się zająć i uspokoić. Zastanawiałem się, czy nie będę musiał dzwonić po karetkę. Piłem witaminy, wodę, cukier, tłuszcz oraz sól. Nie było jednak ucieczki. Zacząłem rozumieć, że muszę się podddać tej bani. Nie mogę nic zrobić, by mi się poprawiło. Muszę to po prostu zaakceptować. To nie było proste, ale próbowałem. Przedmioty, na które patrzyłem dosłownie rozwarstwiały się, a ich poświaty wystrzeliwywały z nich, jak na sprężynie. Wszystko dookoła skakało, wirowało, miętosiło się - dźwięki z obrazem, myśli z emocjami, obrazy z dźwiękiem, dźwięki z myślami i obrazy z emocjami. Ten, kto przeżył trip psychodeliczny wie, że nie da się tego opisać w żaden logiczny sposób. Spróbuję więc zrobić, co mogę:
Patrząc na przykład na czajnik, pojawiała się od razu myśl "to jest czajnik", a sekundę za nią wyskakiwały moje trzy inne osobowości, które słyszałem, mówiące np. : "czajniczek", "zrób sobie herbatki", "zakręcony jesteś, jak ten czajnik"... Jedna po drugiej, niczym trzy różne osoby mówiące to do mnie. Gdy zmieniałem wzrok na inny przedmiot, działo się to samo. Moja tożsamość się rozwarstwiała. Nie wiedziałem, jak mam zareagować i czy to wytrzymam. Zaczynałem myśleć, że wariuję. Zastanawiałem się, czy da się zwariować od takiej kombinacji grzybów z marihuaną. Czułem, że się da. Że mogę zabrnąć w tej psychodeli zbyt daleko i nie potrafić już wrócić.
T+0.40
Moja świadomość co chwilę się zapadała i odnawiała. Zacząłem więc znów zabawiać koty. Już po chwili moja świadomość wnikała w ich, przez co wiedziałem dokładnie, jak się teraz czują i jak mnie postrzegają. Czułem, jakbym się nimi stawał. Zrozumiałem, że naprawdę nie ma ucieczki. Zostałem skazany na tę banię, muszę się poddać. Nieważne, co zrobię, będzie tak samo. Przeżyję to tak, czy siak. Wziąłem więc kilka powolnych, głębokich odddechów i zacząłem mówić do swojego ciała. Powtarzałem mu, że może być spokojny, że wszystko będzie dobrze. Głaskałem się i przytulałem, jednocześnie spokojnie oddychając. To naprawdę działało. Gdy tylko pogodziłem się z tą banią, ona zaczęła puszczać. Bodźców nadal było bardzo sporo, ale postanowiłem wrócić do kolegów.
T+0.50
Wróciłem do kolegów i się uspokoiłem. Spędziłem tam jeszcze kilka godzin.
T+4.00
Mamy godzinę 4 rano. Nadal czuję natłok bodźców i grzybową banię, zmieszaną z marihuaną. Jest to już jednak do ogarnięcia. To była najgrubsza bania w moim życiu. Myślę, że dziś nie pójdę spać, ze względu na dalej trwające CEVy. Zapragnąłem trzeźwości. Jest ona piękna. Gdy byłem w tamtym wymiarze, chciałem tylko być trzeźwy. To była walka o przetrwanie. Definitywny koniec z marihuaną.
- 4805 odsłon