metropolitarna podróż, czyli schizowana śmierć...
detale
Całe zdarzenie miało miejsce wieczorem, w naszym mieszkaniu. Puściliśmy muzykę, która z początku była przyjemna, ale później to się zmieniło.
Tripowałem z bratem i jego koleżką. Byłem zrelaksowany i nic za bardzo mnie nie dręczyło.
Tytoń- okazjonalnie.
Alprazolam- kilka razy.
Marihuana- paliłem już sporo razy, ale były to słabsze odmiany od tej, którą zażyłem podczas tej jazdy.
raporty urugwajski szaman
metropolitarna podróż, czyli schizowana śmierć...
podobne
Ten dzień uchodził do przeszłości, więc pomyślałem, że zarzucę sobie karmelka z THC i posłucham sobie ulubionych nutek, które zaprawią mnie do pięknych wizji sennych. Nagle do mieszkania wpada koleżka i rozmawia z moim bratem o tym, że trzeba dziś spróbować tego Green Cracku, który został zakupiony jakiś czas temu, ale w sumie to nie tak dawno temu. Wbija do mojego pokoju i pyta sie czy będę z nimi jarał. Ja nieco zaskoczony i podjarany, mówię że jeszcze jak, jak najbardziej. Później myślę sobie, że może jednak tego nie robić, bo za dużo THC będzie, ale nagle ta myśl odlatuje i myślę tylko o zajebistej fazie.
Braciak skręcił jointa i zaczęliśmy jaranko. Wydaje mi się, że każdy z nas zażył od 4 do 5 buchów. Po zjaraniu jointa, odpaliliśmy muzykę i oddaliśmy się działaniom magicznej rośliny. Pamiętam taki jeden ciekawy dialog:
K: Mordo ta muzyczka się nie zapętliła?- pyta koleżka.
B:Co Ty gadasz?- mówi rozjebany na fotelu braciak.
K:Weź sprawdź- odpowiada koleżka.
B: Nie, ona się nie zapętliła, tylko trwa z 9 minut.
K: Hahah no ładnie.- mówi koleżka.
J: Jest zajebiście!- mówię już mocno ujarany, a oni się śmieją.
Słuchaliśmy tej nutki https://www.youtube.com/watch?v=KlW-uHtmnBg&list=PLgJ-QwEeM568RB_ZhFyRbN... i było cudownie.
Czilowałem sobie tak z 20 minut aż do momentu, kiedy poczułem jak muzyka dosłownie przechodzi mi przez głowę. Trudno opisać to słowami, ale można to porównać do tego jakby mózg nie przetwarzał żadnych dźwięków tylko brał wszystko jak jest. Jakby w głowie był taki tunel, przez który dżwięki przelatują i słyszy się je o wiele mocniej. Myślałem wtedy, że zejdę, ale na szczęście zacząłem spokojnie oddychać i z czasem przeszło. Mój spokój nie trwał jednak długo, ponieważ koleżka zaczął skarżyć się na to, że mu słabo i jego serce bije zbyt szybko. Jego obawy zaczęły udzielać się też mnie, a dodając do tego, że wjebałem tego karmelka z 20 mg THC, który wcześniej też mocno działał na serducho, byłem zesrany. Co ciekawe braciak nie miał takich schiz i spokojnie słuchał sobie muzyki. Pamiętam jak siedział i gapił się w obrazek, który ilustrował muzykę. Zaczął gadać, że czuję się jakby oglądał film, a ja mu mówie, że to tylko nieruchomy obrazek na YT. Po pewnym czasie czułem, jak moje serce bije jak oszalałe i przeraziłem się mocno. Koleżka też ledwo trzymał się na nogach.
Pamiętam, że ledwo chodziłem i pomyślałem sobie, że jak się położe to może będzie nieco lepiej. Koleżkę wzięła niezła schiza, że zaraz umrze i brat siedział z nim, żeby go uspokoić. Ja zacząłem mieć niewyraźny wzrok, płytszy oddech i myślałem już tylko o tym, że zaraz dostanę zawału. Myślałem o tym gdzie trafi moja dusza po mojej śmierci oraz przypomniałem sobie o moich najblizszych, szczególnie matce, która tak mnie kocha. Wyobraziłem sobie, jak płacze nad moim grobem i nie może pogodzić się z tym, że mnie już nie ma. To było straszne uczucie, ta myśl, że już nie zobaczysz bliskich, nie spotkasz się ze znajomymi, nie przeżyjesz kolejnego pięknego dnia życia. Przypomniała mi się taka schiza, że usłyszałem jak ktoś upadał i zacząłem myśleć, że koleżka już się przekręcił i zaraz śmierć przyjdzie do mnie. Przeraziłem się tak mocno, że chciałem dzownić po pogotowie ratunkowe, ale z tego zrezygnowałem. Braciak zaglądał do mnie z koleżką, żeby zobaczyć czy wszystko git. Mówiłem im, że nie jest dobrze i błagałem Boga, żeby to już przeszło, że już nie będę ćpać. Braciak wyczytał w odmętach sieci, że na taki stan może pomóc cholina i znaczna ilość mleka. Nie wiem czy to zadziałało czy też upływ czasu, ale po godzinie było już nieco lepiej.
Leżałem na łożku z parę godzin z myślą, że zaraz umrę i nikomu nie życzę takiego stanu. Nie zasnąłem do 7 rano, a zaczęliśmy tak koło 1 w nocy. To była moja najgorsza "przygoda" w życiu i nie życzę tego nikomu. Wiem, że postąpiłem jak debil mieszając tego karmelka z silną odmianą ganji, która zmiotła nawet doświadczonego gracza, jakim jest owy koleżka brata. Moją nauczką jest to, żeby bardziej szanować THC i liczyć się z tym, jak zbyt duża dawka może mnie zdmuchąć. Na jakiś czas ograniczam spożycie substancji psychoaktywnych, ale myślę, że niedługo i tak do nich wrócę, bo czuję, że dzięki nim ten świat jest do przyjęcia.
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłych podróżych do innych światów!
- 5524 reads