uważaj, jak rzygasz
detale
raporty 2137
- Pajac
- Uważaj, jak rzygasz
- Szałwia Wieszcza (Salvia Divinorum) - jakie to uczucie?
- Koks, czyli dopamina donosowo
- Świat to marmolada moich myśli i odczuć.
- Schizofrenia? Czy hipochondria?
- Być albo nie być?
- Już koniec ze strachem. Jest sympatycznie!
- Potężny uścisk kostuchy
- "Byliśmy w chlewie... były świnki... dużo świnek..."
uważaj, jak rzygasz
podobne
Natchnienie podpowiedziało mi, by napisać taki mały zbiór zabawnych sytuacji z różnych faz, więc to nie jest stricte trip raport, a raczej luźny tekst na poprawę humoru. Z każdej historyjki jednakowoż może wynikać pewien morał, jak to w życiu.
1. - Pieczor i marihuanen po raz pierwszy
Osiemnastka. Moja. Karły tańczą na stole, a w rogu stoi fontanna z koksem. Nie no, żartuję. Nie było aż tak fajnie. No ale była marihuanina, wiecie, ten narkotyk. Taki co się po nim ludzi chce zabijać, ale chuj, kolega Pieczor mówi - Zaryzykuję. Zapalę. Nabijcie mnie to bingo czy jak to się zwie. - Bongo, pieczor. Ok, jeden chuj. Pieczor bierze z 3 buchy, duże.
- Coś ci jest, pieczor? - pytają zatroskani kumple.
- Eee. Nie.
Pierdolony, twardogłowy pieczor. Mógłby łbem kokosy rozbijać.
- To może chcesz więcej buchów?
- Eee. Nie.
- Na pewno? Zajeb z nami bongo, pieczor. Z nami się nie najarasz? Na moich urodzinach się nie najarasz!? Skurwysynu. Jednego buszka jeszcze, za moje zdrowie!
(Subtelne nawiązanie do alkusów)
- Eee. Nie.
- Czemu, pieczor? Narkotyki są fajne.
- Eee. Bez sensu. Na mnie i tak nie działa.
Ok. Chuj z nim. Gadamy o czymś, nagle pieczor woła podniecony, jak pedofil gdy widzi przecenę na cukierki:
- Ej, patrzcie na te sztućce!
- ?
- No patrzcie!
Wszyscy patrzą. Oczekują. O co mu chodzi? Pierdolony zaraz telekinezy użyje czy coś? Nie. Wziął łyżkę i zaprezentował ją wszystkim. Jebany, łyżkę odkrył. Podniósł ją do góry, jakby trzymał trofeum zajebane kosmicie.
- Spójrzcie teraz.... (obraca łyżkę) i spójrzcie teraz!
Nikt do tej pory nie wie, o co mu chodziło. Nie wyjaśnił nam tego, zaś pytany, o co mu wtedy kaman, zaprzecza, jakoby dana sytuacja miała miejsce - mimo naocznych świadków.
Naukowcy spekulują, że po prostu odkrył, że łyżka ma tę wklęsłą część, aby można nią było jeść zupę. Wcześniej jadł widelcem i wkurwiał się, że wszyscy jedzą jakoś szybciej, a jemu pomidorowa spierdala. Albo całe życie trzymał łyżkę za to duże kółko i jadł zupę uchwytem.
Morał z tej historii: Najlepiej jeść pałeczkami.
2. - Pieczor i acodin
Ten Pieczor to w sumie zabawny jest, jak się mu da narkotyki.
Jesteśmy na pływalni, często tam brałem te tabletki na kaszel. Wariacik ze mnie, nie? Bodajże godzina 8:00, prawie kompletnie pusto. Zajebiście. Idealne warunki, żeby Pieczora naćpać.
Idziemy do kibli, daję mu jego porcję i sam jem dzielnie swoją.
- Łe, gorzkie jakieś.
- Gryź, kurwa, bo powiem Twojej matce, że z lekcji spierdolileś, żeby się naćpać tabletkami na kaszel na basenie.
- To ja twojej też powiem!
- Ej, pobite gary! Dobra, jedz, bo prędzej mi faza wejdzie, niż to ojebiesz.
- Nie robio może kakałowych tych akodinów? Dla dzieci, czy co. Żeby łatwiej im było się nakurwić.
- Nie, bo kakałczan dekstrometorfanu jest stosunkowo drogi i niestabilny.
- A malinowych chociaż?
- Kurwaaaaa...
Zanim faza weszła, kupiliśmy wejściówki i weszliśmy na basen. Chillujemy sobie na takiej rekreacyjnej części, gdzie głębokość wody jest mniej więcej po klatę. A dla karła - nie.
Mi już weszło. Jak to mawia mój przyjaciel - Cycuś, glancuś, pizdeczka.
Faza jest bardzo optymalna, milusińska wręcz. Aaaale jestem szczęśliwy, ach! Jakie ja mam fajne życie! Nie mam problemów. Kurwa, w tamtej chwili moim najpoważniejszym problemem był chyba pryszcz na mordzie. I to nieduży, bo zzaaaaajebiście zdrowo się odżywałem. Nie licząc tabletek na kaszel.
- Pieczor, czujesz już coś?
- Eee. Nie.
Jebany, twardogłowy pieczor. Raz mu Chuck Norris zajebał kopa w potylicę i sobie złamał piszczel.
- No dobra, ale mi już coś jest, to weź chociaż głupot nie pierdol, jak to masz w zwyczaju, żeby mi fazy nie zjebać, haha.
- Ej, a myślałeś kiedyś o tym, jak mocne mamy dowody na istnienie Boga?
- Kogo?
- Boga!
- Kogo?
- Boooga, chuju!
- Kogo?
- Spierdalaj.
Mija pół godziny.
- I jak, Pieczor?
- Eee. Nie.
- Co Ty pierdolisz? Przecież widzę, że masz już niezborność ruchową i dysocjację umysłu względem tafli wody w basenie. Czy coś.
- No. Może trochę. Ale... niewiele.
4 minuty później:
- EJ! JAKIE TO JE-EST ŚMIESZ-NE! NIE? - mówi Pieczor.
- Co?
- No!- wyjaśnia.
(30 sekund później)
- Co jest śmieszne, pieczor?
- Nooo-oo... życie! Ja pie-eee-rdolę! Ty- pie! Ale kurwa młyn. Czuję się jak... no.
- Haha, wiedziałem, że Ci już małe akodinki skaczą po neuronach.
- Może trochę. Ale weź... obczaj! Ja-ki czas jest! Teraz! Teraz taki cza-s jest taki... że jest. I jakby... go nie ma? Nie?
- Nooo... chłopie, ale żeś odkrył teraz... ten... teorię względności chyba empirycznie potwierdziłeś.
- Co Ty pi-eeeerdolisz?!?! JA SERI-O MÓ-WIĘ!
- Wiem, ale ja świruję. Nie no... mi też czas... w chuj dziwnie płynie. Rozumiem.
- No! Ale ten... jaaaa pierdolę! (zrobił gest "mózg rozjebany") Ale to jest dziwne! Haha! Ja pie-rdolę, nawet się słowami nie da... opisać. Hahaha!
- Mówiłem Ci, że akodyn fajna rzecz.
- Ty, kurwa, stary ćpunie... jednak... wiesz co dobre.
NASTĘPNEGO DNIA
Szkoła.
- Eeeellooo, Pieczor. Co tam?
- Eee. Okej.
- Ja tam po fazie?
- Eee. Prawie nic mi nie było.
- CO TY PIERDOLISZ? XD Nosiło Cię jak menela po mieście, sypałeś teoriami na temat czasu tak ostro, że Hawking wstał, by Ci kurwa pogratulować. Łapałeś się co chwila za głowę, rozglądałeś na boki jak makak za bananem i głosem podekscytowanej dwunastolatki mówiłeś, że wszystko jest dziwne. Chłopie! Miałeś bombę jak chuj. Co Ty, nie pamiętasz?
- Pamiętam. Ale... prawie wcale mnie nie siekło.
Jebany, twardogłowy Pieczor. Kiedyś burzyli stary blok u nas, to zamiast dźwiga z taką śmiszną kulą, jak na kreskówkach, po prostu Pieczor zajebał z bani w mur.
Morał: Acodin klepie tak, jak mnie ksiądz po tyłku. Czyli wcale. Bo nie byłem ministrantem, chociaż wujek mówił mi, że jak ktoś nie jest, to nie pójdzie do nieba xD Serio. Życie na krawędzi od najmłodszych lat.
3. - Pokój 202
Chyba 202, nie pamiętam już. Może 404, może 303. Chuj z tym.
Grecja. Jaaa pierdolę, pięknie tam. Chociaż mieszkaliśmy w takiej dzielnicy, gdzie kaczki ci portfel chciały zajebać, jak się odwróciłeś na chwilę, a gołębie dilowały cegłą w proszku z domiszką mefedronu.
Były to praktyki szkolne. Spaliśmy w jednym pokoju w pięciu XD Byłem ja i koledzy, których imiona zmienię. Niech będą więc Eljasz, Makao, Kurakao i Brzdąc.
Historia ta opisuje najgorszy narkotyk, czyli alkohol. Co nie znaczy, że go nie używam.
Wtedy jednak, na szczęście, nie używałem.
Momentami będzie absurdalnie i groteskowo do tego stopnia, iż niektórzy czytelnicy posądzą mnie o koloryzowanie, ale przysięgam, że tak było naprawdę. Koloryzuję jedynie dialogi, żeby trochę śmieszniej było, ale ich sens jest zachowany wiernie.
Makao wbija do pokoju i wyciąga z plecaka... bimber!
- O SKURWYSYN!
- Pierdolony, Bóg!
- Bohater!
- Mam dwa takie - powiedział Makao.
- Oooooo jeeeeeeeeeebaaany!
- Przepraszam bardzo, ale picie alkoholu jest surowo zabronione w tym hotelu, pan Pepe mówił, że absolutnie i pod żadnym pozorem...
- Pojebało Cię, kurwa?
- Żartuję, dałny. Chleeeejeeeeemy!
- No ja myślę, hehe.
- A skąd to w ogóle masz?
- Jakiś gość mi sprzedał.
- Aha.
W tym momencie ja, czyli osoba wielce rozsądna i ostrożna (która ćpała acodin na pływalni), wyrzekłem te oto słowa:
- Ale czy jest to bezpieczny alkohol, zdatny do konsumpcji? Nie mój problem, bo nie ja oślepnę w razie czego, ale tak tylko pytam.
- Mówił, że bezpieczny.
- Aaaa, to skoro nieznajomy, który Ci sprzedał alko, mówi, że to alko jest ok, to nie ma problemu. Wszytko elegancko, zero zagrożenia. A właściwie to... Jak Ty się z nim kurwa dogadałeś, skoro przy skuterach, jak chciałeś zapytać o cenę, pokazałeś 2 palce, że 2 sztuki i powiedziałeś "Hał macz?", a jak gość ci coś odpowiedział, to machnąłeś ręką, bo nie zrozumiałeś?
- To kurwa polak był.
- Ja pierdolę. Polacy są wszędzie.
Leją bimber, oczywiście do kubeczków, bo kieliszków brak. Przyszły jakieś dziewczyny, też piły. Potem jacyś koledzy kolegów i ich koledzy. I jakiś karzeł. Żartuję.
!STOP RIGHT THERE, MOTHERFUCKER!
!NIE CZYTAJ DALEJ, JEŚLI COŚ JESZ!
Ostrzegałem.
Ale grubo było, w szczytowym momencie w naszym pokoju siedziało chyba z 15 osób. Porozchodzili się, zostaliśmy tylko my plus dwie dziewczyny. Chłopaki byli już gruuuuuubo napierdoleni. Pierwszy desant na kibel zaliczył Kurakao.
Wyrzygał się, wrócił na swoje łóżko i wyglądał jakby wraz z rzygiem, cała chęć do życia opuściła jego ciało. Potem poszedł rzygać drugi raz. Potem trzeci. POTEM CZWARTY XD I kurwa mać, naprawdę mu liczyłem, chodził rzygać ponad 14 razy (bo po 14 już przestałem liczyć). Ale pewnie nie za każdym razem szedł rzyg, może tylko próbował. Chuj wie. Ale najlepsze...
Do pokoju ktoś puka. O kurwa, to pepe. Pan pepe. Nasz nauczyciel. Ten sam, który SUROWO zakazał stosowania używek na terenie hotelu. Chowajta bimber! Chowajta się! Matko boska! Nie, w sumie to się nie chowajta, tylko udawajta normalnych. Ale bimber schowajta, jezu!
Makao akurat grał na ps2 w GTA. Otwieramy pepemu, pepe pyta:
- I jak tam, chłopaki? Wsio normalno u was, bljet?
- Daaaa!
- A szto wy djełacje?
- A gram se. - powiedział Makao
- A wy? - wskazał na mnie i Kurakao
- A patrzymy se.
- A on? - wskazał na śpiącego, bezwładnego Brzdąca, który odpadł jakieś pół godziny temu.
- A śpi se.
- A czemu?
- A zmęczył się chyba.
- A czym? - skurczybyk, jaki dociekliwy się zrobił.
- A bo se grał.
- A wy? Co robicie? - wskazał na dziewczyny.
- A siedzimy se.
- A Ty? - na Eljasza.
- A leżę se.
- Ok.
Sems legit kurwa, haha
- Grał Pan w to kiedyś? - zapytał Makao naszego psora.
- Taaa, coś tam coś tam...
Między psorem, a Makao wywiązała się długa rozmowa, podczas której biedny, postawiony w trudnej sytuacji Kurakao zaczął zamykać sobie usta ręką i wykonywać ruchy głową do przodu, jakby mu się chciało rzygać. Bo mu się chciało xD i to mocno.
Spojrzałem na niego i wzrokiem przekazałem mu: wytrzymaj. Bądź dzielny.
Odpowiedział mi telepatycznie: Ok :(
Minę miał, jakby chciał się rozpłakać.
A nieświadomy niczego Makao zagadywał profesora coraz bardziej XDD
A Kurakao coraz mocniej rwał głową do przodu, aż miałem wrażenie, że zaraz ta głowa sama poleci do kibla, ciągnąc za sobą jego ciało.
W końcu profesor poszedł, a Kurakao wypierdolił do tego kibla jak z procy, trzaskając drzwiami tak mocno, że kurwa muchy pospadały z sufitu.
Potem Makao poszedł gdzieś, chyba w pizdu. Eljasz poszedł rzygać do kibla. Kurakao znowu musiał zajebać pawia, no kurwa. Komizm, masochizm, taka sytuacja. Gdzie on ma się zrzygać niby teraz? Dobra, wal w reklamówkę mordo, tylko na balkonie. No i rzygał tam. Molte Volte, jakby to rzekł papież Polak, czyli wielokrotnie. Przyszły kolejne dwie dziewczyny. Pogadaliśmy, były zszokowane, że nie piję, bo przecież... one piją! Jak więc ktoś inny może... nie pić?! Tak się da? To legalne?
Dobra, jebać small talk, w którym z resztą jestem strasznie chujowy. Idę na balkon, zobaczyć, czy Kurakao żyje. Coś tam go pocieszałem, że zaraz mu przejdzie. I że każdemu się mogło zdarzyć, poza tym chuju mogłeś nie pić, to byś teraz nie rzygał, będzie dobrze i takie tam. NAGLE!
Słychać pisk dziewczyn. Patrzę o co kaman - wszystkie wybiegły z pokoju, jakby zobaczyły mojego starego w samych gaciach. O chuj chodzi?
Już wiem. Jaaaaaaa pierdolę.
BRZDĄC
RZYGA
ŚPIĄC
(^ najkrótszy wierszyk ever)
Rzyga, nieprzytomny chyba.
Dobrze, że w pokoju panele, nie dywan.
Rzyga, leci z mordy mu na pościel.
Jak wodospad. Na poduszkę. Weźcie wy go wytarmoście!
Rzyga. Cały czas i przestać nie chce.
Obrzygał już całą dookoła siebie przestrzeń.
I gdy przestał w końcu - nogą go szturchnąłem, powiedziałem:
Wstawaj chuju. Łóżko całe zarzygane.
I teraz najlepsze - jebaniec miał taki odruch, że non stop sobie włosy zaczesywał na bok, bo miał grzywkę na prawo. Podniósł się do pozycji siedzącej i nie za bardzo jeszcze wiedział, co odjebał. I zaczesał sobie te włosy dłonią, na której miał kurwa rzygi, aż mu jakiś kawałek jedzenia został na tych włosach XDDD
Tragedia. Wszędzie rzygi.
Kopnąłem go jeszcze parę razy, bo skurwysyn chciał się kłaść i dalej spać w tym xD Kazałem mu iść do łazienki i wziąć prysznic. Dziewczyny zajrzały do nas przez leciutko uchylone drzwi, jakby podglądały listonosza, gdy rucha czyjąś żonę. Poprosiły mnie, żebym to posprzątał XDD Na co ja, że nieeeeee ma chuja.
Po chwili namysłu stwierdzilem, że chociaż podłogę na środku ogarnę (bo jak debil szedł pod ten prysznic, to jeszcze mu pociekło i nakapało na środek pokoju).
Nałożyłem gumowe klapki i rzuciłem dwie koszulki Brzdąca na podłogę i nimi, używając nogi, wycierałem te rzygi, a co. Dziewczyny miały bekę w chuj i powiedziały, że jestem okrutny. I dobrze, niech ma kutas nauczkę. Potem kopnąłem jego koszulki w największe zagęszczenie rzygów, tuż obok jego łóżka. A co.
Do pokoju wbiega Makao. Najebany w trzy dupy.
- BEDE RZIGOŁ!
- Kuuuuurwa mać! Na balkon! Kurakao ma reklamówkę.
- Aaaa sszzzemunie do hibla?
- Zajęte (ogólnie to kibel miał spierdoloną zasuwkę XD i mógłby tam wejść się zrzygać, ale nie pomyślałem wtedy).
- Hhhhurwa. Hhhobra idde. Ooo huuurwaaa, kto sie tak... zrzyygał nieładnie?!
- Brzdąc.
- Huuurwa, ale gupi haha!
Makao wbiega na balkon. Wypierdala się. Rzyga do reklamówki, którą wyrwał siłą Kurakaowi.
Przychodzą dziewczyny. Takie dwie odważniejsze. Przyniosły jakiegoś mopa i starały się to posprzątać. Ja pierdolę, takie koleżanki to skarb, ale na ich miejscu pierdoliłbym to i kazał Brzdącowi to robić. No ale w sumie Brzdąc ledwo chodził, to chuja by posprzątał.
Z balkonu słychać jakieś krzyki,
Jakieś kłótnie,
Mordy drą okrutnie,
Przychodzi Makao i mówi:
- Kurakao mnie obrzygał!
Patrzę - faktycznie ma plamy na koszulce. I spodenkach.
- Kurwa, sam się dałnie obrzygałeś! - Słychać z balkonu.
Przychodzi też Kurakao. Też ma plamy.
- Ej. To TY mnie obrzygałeś, tak w sumie - Mówi do Makao.
- Kto kogo, kurwa, w końcu obrzygał? Hahahah, ja pierdolę!- Śmieję się.
- No dobra. Ja Cię trochę obrzygałem - przyznaje się Kurakao.
- Uważaj, jak rzygasz.
Kurakao, wyrzekłwszy te słowa, znowu wykonał ruch do przodu głową, jak kurczak z ADHD i poszedł dalej rzygać na balkon. Po jakimś czasie krzyknął, że reklamówka jest dziurawa xD Trzeba było mopować też balkon. Przynajmniej wiadomo, czemu się Makao wypierdolił, jak tam wbiegał.
Potem kazano mi sprawdzić, czy Brzdonc się nie utopił pod prysznicem, bo jebaniec siedział tam chyba z godzinę. Wbijam więc do łazienki i kurwa trochę traumę miałem, jak zobaczyłem jego cielsko. Jebaniutki, ale się ulał. Przynajmniej zrozumiałem, dlaczego nie chciał ściągnąć koszulki na plaży. Odczuwał wstyd. A to wstydzioszek. I tak w ogóle to siedział (chyba też spał) pod tym prysznicem na takim jakby murku, który służył zapewne do tego, by stawiać tam szampony i inne pierdołki.
To mówię:
- E!
- Ssssso? - Odpowiada.
- Żyjesz?
- Taaa
- To szybciej się kąp, bo rzygi ktoś musi sprzątać.
- Zara!
Potem ktoś kopnął w wiadro od mopa i wylała się cała woda. To było już po prostu EPICKIE, od nowa ścieranie podłóg, biedne dziewczyny.
Potem przyszła jeszcze jedna dziewczyna, jakaś taka bardzo stanowcza. Chyba była koleżanką Makao. Opierdoliła wszystkich, w tym mnie, no i mi kazała sprzątać rzygi haha. Powiedziałem, że chyba ją kurwa pojebało. Na co ona - PIŁEŚ?! A ja, że nie. A ona - aha. To sorry XD
Kazała Brzdącowi wypierdlać z łazienki i zagroziła, że jak w dwie minuty nie wyjdzie, to ona tam wbija, bo musi wziąć wodę do mopa. Jebaniutki chciał się tam zabarykadować, ale i tak weszła. Speszony, nagi Brzdąc krzyczał, że ma wypierdalać, a ona miała wyjebane i sobie po prostu wzięła tej wody, zapewne podziwiając w międzyczasie nieestetyczne wały tłuszczu okraszone rozstępami, które zwisały z bebzona Brzdąca, który notabene zawsze się chwalił, że ma w chuj dobrą, dopracowaną dietę i ostro zapierdala na siłce. W rzeczywistości wpierdalał codziennie dwa serki wiejskie i sadził po nich takie boncury... że ja pierdolę.
Morał: nie pij bimbru!
Koooooniec!
- 5880 reads