[lsd + mdma]candyflipping: droga do goa przez mistyczną ułudę kultury kwasu
detale
100 mg MDMA
[lsd + mdma]candyflipping: droga do goa przez mistyczną ułudę kultury kwasu
podobne
Urzedzam, że raport jest z tych klasycznych, długich tl;dr lol. Podzielę więc go na dwie części dla dobra tych, którzy nad używkami refleksji nie podejmują (nie neguję i nie szydzę, to prawo każdego). Pierwsza będzie więc normalnym trip raportem dotyczącym stricte przeżyć na miksie LSD + MDMA , druga zaś będzie połączeniem moich przemyśleń przed, w trakcie oraz po miksie i próbą krytycznej polemiki z psychodeliczną cywilizacją kwasu, a także przy okazji innych używek.
Od dłuższego czasu jestem stałym bywalcem imprez psytrance. Chociaż moją muzyczną miłością jeżeli chodzi o narkotyki jest psychodeliczny/stoned rock gdy chodzi o kwas i surowe brzmienia techno jeżeli chodzi o emkę to zawsze starałem się być otwarty muzycznie i nie zamykać się w obrębie kilku gatunków. Podpisuję się tylko pod "kto słucha reggae ten rucha kolege". Poza tym jestem łowcą intensywnego klimatu, obojętnie jakiego. Czuję się dobrze zarówno w obdrapanym postindustrialnym hangarze berlińskiego Tresora jak i w filharmonii na koncercie fortepianowym. Wszystko jest kwestią odpowiedniego dostrojenia.
Nie inaczej jest z Egodropem, bo o tej imprezie mowa. Uczęszczam na nią regularnie od dobrych kilku edycji, głównie z uwagi na niesamowitą atmosferę, dekoracje i wizualizacje. Muzycznie Egodrop stoi nieźle nawet dla neofity i potrafi zaprosić np. spokojnego Solar Fields, który jest dobrze przyswajalny dla ludzi spoza kręgu entuzjastów gatunku, ogólnie jednak trzeba kochać tę muzykę albo brać do niej solidne używki, bo miejscami głównie grany psytrance potrafi przytłoczyć. Te mankamenty łagodzi spokojniejszy chillroom gdzie usłyszymy duby, ambienty i inne downtempo.
Szybkie przejście przez bramki i zaczynamy zwiedzanie. Jestem z paroosobową ekipą, ale rozdzielamy się ponieważ część znajomych zarzuciła wcześniej grzyby i generalnie trochę odlecieli. Reszta również długo nie trzyma się w grupie zbyt długo. Około północy karton ląduje pod moim językiem. Usadawiamy się na tyłach parkietu przed główną sceną, ale po jakiś 20 minutach koledzy odchodzą, kierując swe kroki na chillroom. Zostawszy sam spokojnie obserwuję przystrojenie sali, czekając na powolne wejście lsd. Całość przypominała mi jaskinię o okrągłym kształcie, z podwieszonymi do jej sufitu barwnymi, lekko fluorescencyjnymi pajęczynami. Ich dodatkowym atutem było to, że zmieniały kolor, zapewne za sprawą świateł za nimi . Po środku parkietu stał, wróć, w zasadzie wisiał również utkany z jakiegoś materiału filar, kształtem przypominający mi trzon grzyba. Największe wrażenie robiło jednak jak zwykle stanowisko dj, a ściślej rzecz ujmując wizualizacje za nim. Wielometrowa plansza? ( po X razach mej bytności na Ego wciąż nie wiem co to jest ani jak to nazwać) na której pojawiały się trudne do opisania fantazyjne wzory. Najprościej porównać mi je do wciągającego cię z zawrotną prędkością tunelu, trochę jak po DMT. W internecie jest dużo zdjęć i filmów, można przekonać się samemu jak to wygląda. W międzyczasie podchodzi do mnie widocznie tripujący transer, proponując kupno magicznej tektury. Odmawiam, wyjmując na moment z ust karton i pokazując go niedoszłemu sprzedawcy.
Po następnych 20 minutach czuję lekkie podrygi kwasa. Upewniają mnie w tym delikatnie ruszające się litery na wyświetlaczu mojego telefonu. Nadszedł więc czas na mdma. Wstaję i kieruję swoje kroki do baru. Czuję się stabilnie, mimo że otoczenie nieznacznie faluje. Zamawiam odrdzewiacz, chcąc zrobić standardowe molly do coli. Wracam na moją miejscówkę na tyłach parkietu. Tym razem nie siadam na schodach, lecz pod nimi, starając nie zwracać się na siebie uwagi. Otwieram jedną z dwóch przygotowanych na wydarzenie "bombek" z 0.1 gram. Większość z niej wrzucam do butelki i mieszam. Wypijam, czując gorzki smak. Po pięciu minutach zaczynam się niecierpliwić, bez wątpienia przez kwas. Mam ponad 180 cm wzrostu, jestem też niezgorzej zbudowany. Taka ilość xtc podana doustnie nie dość, że wejdzie dopiero za przynajmniej pół godziny to jeszcze nie uderzy mnie tak mocno jak potrzebuję - wg mojej subiektywnej opinii na tamtą chwilę. Chcąc już zacząć imprezę wysypuję resztę bombki na smartfon, zgniatam dowodem i robiąc zwijkę z banknotu wciągam dwie małe kreski. Czując płynącą z wolna euforię nim przystąpiłem do tańca zahaczam jeszcze o toaletę. Nalewam wodę do butelki, przy ekspresyjnym tańcu po emce dobre nawodnienie to podstawa.
Minutę później wbijam się w tańczących. Mijam filar z tkaniny, z ciekawości przejechałem po nim ostrożnie ręką. Był miękki w dotyku, materiał cienki i przeźroczysty. Jak to po MDMA bywa straciłem zainteresowanie nim po sekundzie, otwierając się na nowe bodźce co jest dość łatwe na Egodropie, gdyż w zasadzie wszystko, od malowideł na ścianach po gdzieniegdzie rozpalonych kadzideł ma za zadanie stymulować i dostarczać nowych wrażeń. Prócz tego jednym efektów xtc, dość często pojawiającym się u mnie jest gonitwa myśli i zanik pamięci krótkotrwałej. Innym zaś, bardziej powszechnym, jest pobudzenie. Z tego powodu posuwam się wciąż naprzód, żeby jak najlepiej widzieć wizualizacje z przodu, zatrzymując się maks trzy rzędy od głośników. Wtedy jedno z działań LSD i MDMA nałożyły się na siebie. Chodzi mianowicie o głębsze odczuwanie muzyki. Wreszcie zrozumiałem, dlaczego psytrance i LSD tworzą idealną synergię. Wcześniej muzyka ta wydawała mi się zbyt agresywna, niepasująca do stanu po kwasie, który na ogół używałem w celach okołomedytacyjnych i poznawczych. Dopiero teraz dostrzegłem, że wyłącznie rekreacyjne zastosowanie właśnie pod tę muzykę daje zgoła odmienny, lecz również godny uwagi efekt. Psytrance połączony z pędzącymi wizualizacjami na ścianie poniósł mnie w odmęty zabawy tak sprawnie, że wiele godzin po zażyciu wciąż miałem siły, by tańczyć. Tak jakby dźwięki tego gatunku podtrzymywały działanie tego narkotyku.
Z działań kwasu wymieniłbym jeszcze empatię, spotęgowaną przez emkę, ale o tym skutku i moich przemyśleniach nim spowodowanych będzie w części drugiej. Co do OEVów mógłbym wymienić jeszcze lekkie zakrzywianie rzeczywistości. Również gdy przypadkowo spojrzałem na podłogę unosiły się z niej krople parkietu, by za moment rozpłynąć się w powietrzu. Sądzę, że w moim przypadku emka przyćmiła kwas. Wziąłem go niedużo, bo niecały karton, gdyż był to mój pierwszy raz kiedy degustowałem papier na otwartej przestrzeni i wśród innych ludzi. Jeżeli zrobię ten miks ponownie to pewnie zjem cały karton. CEVów praktycznie nie miałem, gdyż non stop miałem otwarte oczy, wpatrując się w planszę za djami, która godnie mi je zastąpiła.
Straciłem poczucie czasu. Nie robiłem przerw w tańcu, jedyne paruminutowe po następną butelkę wody z kranu. Intensywny ruch sprawiał, że ja i inni tancerze pociliśmy się, w powietrzu czuć było duchotę i zapach potu. W miarę postępowania działania MDMA zwiększało się poczucie jedności z niemałą grupą transerów i otaczającym mnie światem. Poczułem się dziko i zwierzęco, takie też były moje ruchy, które również odczuwałem mocniej tak samo jak ruchy innych. Punktem kulminacyjnym był moment kiedy wylałem sobie pół butelki wody na włosy i twarz. To wybudziło mnie na krótką chwilę z transu. Spojrzałem na skaczących i bawiących się ludzi. Niektórzy tańczyli sami, niektórzy dobierali się w pary, całując się na parkiecie. Duża część z nich była w jakiś sposób poprzebierana, kreacje ze światłami, klimaty seapunk, szarawary, korale we włosach. Na Ego jest zawsze stoisko gdzie malują twarze święcącymi farbami, lwia część obecnych z tej możliwości skorzystała. Obserwując całość, która aż nadto budziła skojarzenie z kulturą plemienną przypomniał mi się fragment drugiej części Matrixa - zion party, również dziejącą się w jaskini https://www.youtube.com/watch?v=XktXLXEdhKY (polecam obejrzeć dla wczucia się w ten klimat, wygląda to bardzo podobnie, aczkolwiek odradzałbym klejenie się do obcych ludzi). Wróciłem do skakania jak pojebany. Gdy skończyła mi się woda wziąłem ją od kogoś na parkiecie i zbiłem z nim piątkę, powtarzając manewr parę razy. Sam też częstowałem ludzi wodą, gdy akurat miałem ją pod ręką. MDMA zeszło po paru godzinach, jednakże kwas pozwolił mi zostać na parkiecie do koło 4.30. Później dotarło do mnie zmęczenie, a jako że jestem bardzo podatny na zjazdy skierowałem swe kroki do spokojniejszego czillroomu. Na początku planowałem posiedzieć chwilę i wracać do domu, lecz po ujrzeniu tego co dzieje się na przed dj na chillu postanowiłem zostać. W tym pomieszczeniu jak dotąd z poprzednich edycji najbardziej zapadła mi w pamięć gigantyczna mandala, po której rozpływały się fale białej energii. Tym razem jednak organizatorzy postawili na coś innego - żywą wizualizację. Przed djami stała ubrana w długą białą szatę tancerka. Tancerka to mało powiedziane. Na tamten moment (pamiętajmy, że o tej godzinie nie uświadczysz na ego nikogo komu test krwi na narkotyki wyszedłby rano negatywnie) stała się kapłanką wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Wydawało się, ze płynnymi ruchami to ona nadaje rytm muzyce, nie na odwrót. Reszta patrzyła jak faluje, nieudolnie próbując naśladować mistrzynię. Muzyka grana na chillu jest wolniejsza i spokojniejsza, głębsza, bardziej hipnotyczna. To, jej płeć i patrzenie jak się wije od razu podsunęło kolejne skojarzenie - ze żmiją. W tym miejscu chciałbym wyrazić podziw dla jej umiejętności tanecznych, bo była obiektywnie dobra w tym co robiła, a nie wyglądała na profesjonalistkę lub tym bardziej pod wpływem narkotyków. Zachęcony innym klimatem miejsca ponownie wstąpiłem na parkiet. Tańczyłem mniej energicznie, przypominało to bardziej bujanie, ale po wywijaniu przez ponad cztery godziny na głównej scenie taki ruch powoli wyciszał me ciało. Po ponad godzinie tancerka zeszła ze sceny, zapewne odpocząć. To był sygnał dla mnie, że powinienem wracać do domu. Szybki pobyt w kolejce do szatni i piętnaście minut później byłem u siebie. Wziąłem melatoninę na sen, ale jak się spodziewałem niewiele mi pomogła. Na szczęście mój organizm był tak zmęczony, a mózg tak przegrzany, że udało mi się zapaść w przerywany półsen, trwający do około 12 rano.
Miks LSD + MDMA jest dobrym miksem. Wiele efektów tych używek nakłada się na siebie i potęguje. Dobrze jest zarzucić najpierw karton i poczekać aż zacznie wchodzić, ew inną opcją nad jaką myślałem to donosowo na peaku, ale pieczący nos przy mocnym tripie to nic przyjemnego. Wcześniej jednak polecam zapoznać się oddzielnie ze swoimi reakcjami na kwas i emkę, a także dla bezpieczeństwa odpowiednio zmniejszyć dawkę. 0.1 g xtc wydaje mi się idealną ilością, moc kartonu w mym przypadku trochę za słaba. Jeżeli będzie kiedyś następny raz to sądzę, że 110-150 ug zrobi robotę.
Organizatorzy wiszą mi parę stów za ludzi, którzy uderzą na Ego po tym raporcie. Albo darmowy bilet chociaż, chciwe gnojki.
W tym miejscu kończy się właściwy TR, a zaczynają dywagacje więc jeżeli nie chcesz popsuć sobie dobrego wrażenia to odpuść.
Żyjące istoty mają naturalną potrzebę odurzania się. Renifery celowo jedzą muchomory i obijają się później o drzewa, pokrewne nam małpy nie stronią od fermentującego liczi i alkoholu, delfiny narkotyzują się rozdymkami. Jedynie człowiek jako bardziej rozwinięty, a zarazem spierdolony czuł się w obowiązku ubrać to w kulturę. Czyniąc w ten sposób nadawał swej najzwyklejszej żądzy nieprawdziwy, wyższy cel. Jedną z cech ludzkich jest wypieranie prawdy. Przez nią człowiek posunie się nawet do stworzenia całego folkloru.
Gdy otoczka jest zbyt atrakcyjna łatwiej się w tym wszystkim pogubić. A tym właśnie jest Egodrop i razem z nim cała kultura psytrance. Otoczką wokół narkotyków. Zaraz usłyszę, że nie zagłębiłem się wystarczająco, żeby ją poznać albo nie jej nie rozumiem. Istnieje taka możliwość, nie będę się przy tym kategorycznie upierał. Studiując jednak fundamenty tej muzyki można dojść po śladach do kilku praojcowskich podwalin: hipisów, New Age, jogi i medytacji, panteizmu, specyficznej muzyki i używek, z reguły psychodelików. Dzisiaj prócz podgatunku trance'u ostały się wyłącznie narkotyki. Być może organizatorom i djejom przyświeca jakiś cel, niedostępny dla moich oczu. Głęboko pragnę w to wierzyć, stworzona przez was inicjatywa jest naprawdę imponująca i godna podziwu. Jednakże mogę się założyć, że w pierwotną ideę wyznajecie tylko wy (jeżeli w ogóle) i może mała grupa prawdziwie zaangażowanych w ten ruch. Większość, także bardzo niedoświadczonych użytkowników chodzi na te imprezy wyłącznie się naćpać. Nawet wśród was są osoby sztucznie uduchowione, które swoją życiową mądrość mierzą wyłącznie tym czego i w jakiej ilości w życiu się nażarły.
Dlaczego o tym mówię? Zabrzmię teraz jak hipokryta, ale chciałbym przed czymś przestrzec osoby dopiero zaczynające przygodę z narkotykami, bo to właśnie ta przytłaczająca liczba jakże młodych, ale jakże też zmęczonych i zniszczonych ćpaniem ludzi mnie zainspirowała.
Moje doświadczenie z narkotykami jest obiektywnie niemałe. Przeciętne w porównaniu co do niektórych zatwardziałych ćpunów z neuro, ale wciąż niemałe. Próbowałem w życiu różnych rzeczy, ale zawsze balansowałem na granicy ogarniania życia poza narkotykami mimo, że przez pewien okres w moim życiu były moim niechlubnym zainteresowaniem. W tym roku wprawdzie pofolgowałem sobie z emką mając do niej duży dostęp, ale wciąż jakoś popchnąłem życie prywano-zawodowe do przodu. Z nostalgią jednak pamiętam siebie z czasów kiedy próbowałem LSD po raz pierwszy. Jak chyba każdy zachwyciłem się tą używką i nawet teraz, po pewnym czasie mogę powiedzieć, że w jakiś sposób mnie zmieniła, prawdopodobnie nawet na lepsze. Ale przyniosła ze sobą także pewne zagrożenie. Jeżeli raz poleciałeś wysoko, aż do gwiazd to już zawsze będziesz chciał latać. Kto raz tego doświadczył będzie za tym tęsknił już zawsze. I z dużą pewnością będzie do tego wracał.
Kiedy zaczynasz doświadczenia z psychodelikami nagle pragniesz tym żyć. Rzecz w tym, że im więcej różnego towaru przemielisz tym więcej ludzi poznajesz, nierzadko bardziej zniszczonych od ciebie. Obserwując ich i wchodząc z nimi w dłuższe interakcje możesz spostrzec zmiany jakie w nich zaszły. Zmiany, które zaszły też w tobie tylko albo ich nie zauważyłeś albo zauważyć nie chciałeś. Znałem ludzi, którzy z powodu słabej woli po półtorej roku zmienili się nie do poznania, nie wkręcając się przy tym w żadne twarde narkotyki. Patrząc na nich uświadamiasz sobie, że na dłuższą metę nie da się w ten sposób funkcjonować. Że w życiu poza pięknymi odlotami jest jeszcze cała masa innych ciekawych rzeczy do zrobienia.
Jak wspominałem moje doświadczenie jest niemałe. Tutaj muszę pochylić sie pokrótce na temat marihuany. Nie demonizujmy jej, mówiąc że zabija. Ale też nie pierdolmy, że argument zaczęcia od marihuany a skończenia na czymś mocniejszym jest porównywalny do zaczęcia od piwa a skończenia na denaturacie. Bo spójrzcie na siebie. Gdzie obecnie jesteście? Co jecie? Nie od mj się zaczęło? Prawda jest taka, że złamaliście pewną barierę w naszym kręgu kulturowym, pewne tabu. Przełamując ten konwenans będzie wam łatwiej zrobić to z czymś innym w przyszłości. Polecam też raport pod tytułem "Dłuższe palenie - retrospekcja" wszystkim bezkrytycznym entuzjastom palenia.
Zdradzę wam dlaczego piszę to wszystko. Po prostu po latach doszedłem do wniosku, że gdy zaczynałem potrzebowałem jakiegoś głosu rozsądku z zewnątrz, który może sprawiłby, że nie spróbowałbym wszystkiego czego próbowałem. Albo i nie, znam siebie. Patrząc po sobie - nie jestem z rozbitej rodziny, rodzice mnie kochają, nie przeżyłem żadnej traumy. Narkotyki wziąłem, bo sam chciałem. I tak też pewnie z większością z was. Swoje słowa kieruję głównie do ludzi młodych. Nie mam zamiaru wam ojcować. Radzę mieć jednak swój własny rozum, bo można łatwo popłynąć.
Imprezy psytrance są w pewien sposób magiczne. Ja rozumiem, że to ma swój urok, że banalnie jest zgarnąć jakąś spiguloną transerkę do domu i kochać się z nią do 6 rano po tabletce miłości. Że poznajesz dziesiątki innych ludzi, nawiązujesz kontakty, tripujesz z nimi itp. Wszystko spoko. Zwyczajnie uważajcie na siebie. Po pewnym czasie ciężko jest zawrócić.
Drobna dygresja. Ludzie, którzy proponują ci za darmo narkotyki, żeby się razem naćpać na ogół nie są twoimi przyjaciółmi. I nie są twoimi wrogami jak żałosne, puszczane na lekcjach wychowawczych spoty antynarkotykowe próbują ci wmówić. Normalny człowiek zwyczajnie narkotykami się nie dzieli, bo sam ma ich mniej. Wg moich spostrzeżeń ludzie, którzy częstują zwykle są w jakimś dołku, na dnie. Darmowe prochy mają cię do tego dołku sprowadzić, by tamten nie czuł się samotny.
Żeby nie było że jestem krytyczny. BARDZO szanuję inicjatywę ratowników oraz stanowiska, gdzie uczą jak sprawdzać czystość narkotyków, rozdają słuchawki, żeby nie ogłuchnąć. Po jednym ego w sobotę gdzie tańczyłem pod sceną słuch wrócił mi dopiero w czwartek.
- 37374 odsłony
Odpowiedzi
Raport godny pochwalenia.
Chciałem po prostu napisać, że dobry raport skleiłeś :D
Ostrzerzenia przydatne, nie wiem, czy mnie dotyczą, ale fakt faktem umiar zawsze istotny i masz święta rację, że są inne przyjemności w życiu.
MDMA wydaje się być całkiem miłą substancją, aż żal, że tak o nią ciężko. Co mnie najbardziej boli- nielegalność takich specyfików przy jednoczesnej legalności alko -_-
Pozdrawiam i życzę kolejnych tak ciekawych wpisów :)
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Dzięki, niedługo wrzucę
Dzięki, niedługo wrzucę pewnie testy noopeptu, może kogoś (ciebie? :D) zainteresują. Nie wiem czy to kwestia aglomeracji czy (nie)odpowiedniego towarzystwa, ale tam gdzie się obecnie znajduję MDMA jest jedną z popularniejszych i łatwodostępnych używek. I to w postaci kryształu. Ale nie powinieneś narzekać na to, że jest ciężko dostępna. Na dłuższą metę obniżysz sobie poziom serotoniny i będziesz niezdolny do odczuwania radości bez niej (niepotwierdzone naukowo, ale po obserwacji innych stałych użytkowników raczej się pod tym podpisuję). Wydaje mi się również, że brak żadnych natychmiast zauważalnych efektów ubocznych, żadnych zjazdów, rzadkie obniżenie nastroju dzień po i ogólne dobre samopoczucie po przyczyniają się do nadużywania i w efekcie łatwiejszego "wkręcenia" się.
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że MDMA posiada właściwości terapeutyczne, może nawet rozwiązać problemy z ludźmi powstałymi w wyniki braku komunikacji. Da też dużo przyjemności, seks o ile nie przesadzisz z ilością będzie wspaniały, tak samo jak każdy koncert i zabawa z innymi ludźmi. Może pokuszę się na raport poświęcony samej emce, kto wie. Ogólnie spróbować warto, ale ostrzegam - jak polecisz to sam nie zauważysz kiedy będziesz strzelał 0.05 na zwykłe piwo z kolegami. Umiar, umiar, po trzykroć umiar.
Planuję podobny mix, w identycznych okolicznościach.
Dobry trip raport, fajnie to opisujesz. Z twoimi przemyśleniami również się zgadzam, przeżyłem podobne sytuacje, szczególnie tym trafiłeś w sedno: "Rzecz w tym, że im więcej różnego towaru przemielisz tym więcej ludzi poznajesz, nierzadko bardziej zniszczonych od ciebie"
A ten tripraport przeczytałem ponieważ, właśnie jutro na Egodropa planuję podobny mix, z nieco większymi dawkami, mam nadzieję że też się będę dobrze bawił, zresztą to także nie moja pierwsza wizyta na Ego, zabawne że dzień przed imprezą czytam tripraport z Egodropa.
Ego
Fabryka > zet pe te, ale wciąż trzymają poziom. CU on the transfloor