Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zielona winda

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
1gram
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Na mieszkaniu, lato ( końcówka wakacji )
WIEK- 14 lat
Doświadczenie:
Alkohol
Tytoń
(w ramach prób z młodzieńczych lat)

raporty chugai

zielona winda

Zacznijmy więc od tego że było to 3 lata temu więc pamiętam to jak przez mgłe, ale pamiętam.
Około 15 Sierpnia, ustaliliśmy z kolegą X i Z że spróbujemy tej całej hehehuany.
Załatwiłem gram z niedokońca sprawdzonego źródła, udaliśmy sie do lidla po jakąś pepsi i czipsy żeby nie było tak sucho.
( Niepamiętam dokładnie godzin więc będe pisał tak jak to pamiętam )

13.00- Wchodzimy do mnie na mieszkanie, nikogo nie ma. Brat ma wrócić na dosłownie chwilke za godzine ale wie że chciałem dziś palić więc nie byłem zestresowany.
  Siadamy w pokoju gdzie jest komputer i puszczamy sobie jakieś chillout'owe nutki żeby zrobić nastrój :) Wyciągam towar i kręce z niego jednego grubego bata z domieszką mięty dla samku  ( tak przeczyatłem w internecie że to coś daje  ).

13.15- Wychodzimy na balkon i siadamy w kółeczko, ja rozpalam... Biore mocnego bucha wypełniającego moje płuca, wstrzymuje około 5 sekund i zaczynam sie krztusić, w ułamku sekundy czuje przyjemne ciśnienie na czaszce i nie zastanawiając sie długo biore jeszcze 2 szybkie buchy i daje koledze X jointa.
X bierze dwa buchy i zaczyna sie krztusić po czym oddaje skręta koledze Z.
Z bierze dwa buchy i zaczyna sie tak samo krztusić i uśmiechać po czym stwierdzają że dla nich wystarczy bo sie boją.

13.20- Zostałem sam z jointem. Pomyślałem wtedy że przecież nic mi sie nie stanie jak spale całego (źle myślałem). Dopaliłem naprawde szybkimi buchami całego jointa czując sie znakomicie.

13.25- Wchodze do mieszkania lekko sie chwiejąc i zamykam za sobą drzwi. W tym samym momencie poczułem że stało sie coś poważnego, czułem że wszystko na co patrze jest inne, nie czułem sie jak w domu chociaz w nim byłem. Czułem że to nie jest mój dom chociaż tak wyglądał, czułem że cały świat nie jest tym w którym dotychczas żyłem tylko tak wygląda.
Wszystko było naprawde dziwne, dosłownie wszystko. Ledwo podszedłem do drzwi pokoju gdzie na łóżku siedzieli koledzy X i Z uśmiechając sie do mnie i zajadając czipsami i pytają jak sie czuje, odpowiedziałem że nie tak jak miało być i że wszystko jest dziwne. 

13.30- Stojąc w drzwiach poczułem że coś sie ze mną dzieje, i w tym samym momencie razem z tą myślą dosłownie mój umysł wyrwał sie w góre i widziałem siebie stojącego w drzwiach tak jakby od góry i od tyłu, jakbym lewitował zaraz za sobą. Przestraszyłem sie masakrycznie po czym mój umysł wbił sie z ogromną prędkością w moje ciało spowrotem wywołując przy tym straszne wibracje (takie trzęsienie ziemi ale tylko w mojej głowie i w moim ciele). W momencie powrotu do ciała poczułem to że znowu robie coś co przed sekundą zrobiłem.
Złapałem sie za głowe i powiedziałem coś w stylu "japierdole pilnujcie mnie prosze gdybym chciał sobie coś zrobić" tak szybko jak to tylko możliwe ponieważ bałem sie że strace nad sobą kontrole. I w momencie gdy skończyłem mówić przeżycie wybicia z ciała sie powtórzyło, znowu wróciłem, i znowu łapie sie za głowe i mówie to co przed chwilą. 
Wiedziałem że to sie dzieje jeszcze raz jakbym tysięczny raz próbował coś powiedzieć ale za każdym razem wszyscy zapominają co mówiłem.
Usiadłem na takim podwyższeniu na buty i WYBICIE, znowu..., POWRÓT, i znowu siadam na podwyższeniu na buty i łapie sie za głowe.
Wszystko było bardzo jasne i wyostrzone jakbym miał bezstratny zoom wbudowany w oczy, obraz sie chwiał jakby bujał cały i falował bardzo bardzo delikatnie ledwie zauważalnie z mojej perspektywy.

13.40- Siedze na tym podwyższeniu a kolega X i Z podchodzą do mnie i pytają ciągle co mi jest śmiejąc sie, patrzyłem na nich i widziałem że ich śmiech nie jest prawdziwy, jakby wymuszony, jakby to nie byli oni tylko ktoś kto sie pod nich podszywa a wszystko co mnei otacza nie jest prawdziwe.
Mówie do nich "Jezu" i nagle zaczynam tłumaczyć sie przed nimi że nie chodziło mi o Jezusa Chrystusa tylko to było takie "o" bo nie daje rady.
Przestraszyłem sie tego że złamałem przykazanie"Nie wypowiadaj imienia Pana Boga swego na daremno" chociaż nigdy nie byłem bardzo wierzący a nawet nie chodze do kościoła.
I znowu... WYBICIE-POWRÓT i znowu mówie to samo a oni znowu sie śmieją i znowu sie tłumacze.

13.45- Mówie koledze X żeby zadzwonił do mojego brata wymieniając jego imie, a on sie mnie pyta jak ma na imie "imie mojego brata". To namieszało mi w głowie i znowu... WYBICIE-POWRÓT, i znowu to samo.... dzwonienie,pytanie.. (teraz skróce całą przygode bo pewnie z nudów będziecie usypiać czytając cały czas to samo przeżycie po kilka razy)

14.00- Przychodzi mój brat i mówi żeby dać mi coś słodkiego i mi przejdzie, ja siedząc przy oknie w które padało światło nabrałem dobrego humoru razem z przybyciem mojego brata i mówie że już wszystko jest okej chociaż pod czaszką czuje uczucie ponownego startu tej rakiety która brała moją świadomość na przejażdżke metr nad moje ciało.

14.20- To całe wybicie powtórzyło sie około 60 razy podczas całego tripa chociaż mam wrażenie do dziś że to sie stało z miliard razy w kółko i kółko, ja siedząc przy oknie na łóżku pije napój zrobiony z cytryny,cukru i wody. Po czekoladzie zwróciłem zawartość mojego żołądka około 3 razy przy czym czułem że umieram a moje ciało rozlatuje sie na miliony kawałków przy każdym odruchu wymiotnym. 

14.30- Zacząłem widzieć wokół siebie strasznie jasną poświate tak jak od świętych bije jasna aura na obrazkach, czułem że jestem oświecony w jakiś sposób i że teraz będzie okej, że ktoś dobry nade mną czuwa tam na górze.
Moje myśli składają sie tylko i wyłącznie z pięknych słów któych nie moge sobie przypomnieć jakby pisane wierszem. Każdy pomysł i każde zdanie w mojej głowie jest wierszem pisanym staropolszczyzną i to najpiękniejszą jaką poznałem.
Mówie kolegom "ej, piękne wiersze można pisać po marihuanie" i jestem wzruszony do szpiku a oni sie ze mnie śmieją w najlepsze. Nie przejmowałem sie tym. Patrząc przez okno na sąsiedni blok byłem wstanie widzieć dokładnie każdy szczegół i nawet ludzi w oknach dokładnie ze szczegółami rysami twarzy i tym jakie mają meble w domu chociaż normalnie nie byłoby to możliwe za żadne skarby  aby to dostrzec bez żadnych wspomagaczy typu lornetka.

15.00- Ja czuje że medytuje, siedze przy ścianie na łóżku otoczony jasną aurą czując sie jak Święty Franciszek co rozmawiał ze zwierzętami. Koledzy grają w The Forest z wyłączonym dzwiękiem.
Oni są otumanieni i jeden mówi że słyszy jak biegną w grze za nim po czym ja ze spokojem odpowiadam że ma wyłączony dzwięk a on mówi tylko "aaa" i zaczyna sie śmiać.
Każda moja myśl była przejrzysta i klarowna jak przejrzysty strumień górski.
15.20-Wszystko w pokoju wydawało mi sie ciemniejsze, ja tylko byłem jasny i promieniowałem jasną poświatą, a za oknem było "ciepło jasno" 
Nagle słyszymy jakieś grzmoty, stwierdzamy że jest burza i trzeba pozamykać okna kolega X i Z sie zerwali zamykać po czym ja patrząc przez okno dostrzegam źródło grzmotów... Jakaś stara przyczepa jadąca na wpół po chodniku tłukąca sie jak Zeus rzucający piorunami.

15.25- Ja czuje sie zmęczony, wymięty, bez sił, i odrealniony jak nigdy. Oni, po prostu normalnie.
Zamawiamy pizze po wspólnym namyśle i wychodzimy przed klatke czekając na dostawce. Każdy mój ruch wydawał mi sie bezwładny, a każda myśl leniwa.
Po przyjeździe dostacy zjadamy po kwałku w mieszkaniu a koledzy zbierają sie do domu a ja zostaje sam, włączam muzyke i ide spać starając sie nie myśleć o tym co przeżyłem.

Przez około 3 miesiące miałem częste odrealnienia podczas patrzenia w niebo lub inne duże przestrzenie, w pomieszczeniach wydawało mi sie że wszystko jest krzywo lub jesteśmy nachyleni pod jakimś kątem. Ogólnie masakra. 
Do dziś czuje pewne odstawanie od innych ludzi ale czuje się bardziej otwarty i wzbogacony duchowo i mistycznie. Mam dużo pomysłów i jestem bardziej kreatywny i myśle nieszablonowo kiedy trzeba.  Czasami miewam odrealnienia które nie są mocne i ustępują co jakiś czas i miewam je jakoś co pół roku kiedy sobie dokładnie przypomne to uczucie.
Czuje że to przeżycie było pozytywne chociaż ja na coś tak mocnego i pięknego byłem za młody i za głupi.
Nie sądze żeby to była czysta marihuana która spowodowała u mnie tak mocne efekty, jeśli dotrwałeś do końca napisz mi jak ty sądzisz bo jestem po prostu ciekawy ^^
Chugai. 

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Set and setting: 
Na mieszkaniu, lato ( końcówka wakacji ) WIEK- 14 lat
Ocena: 
Doświadczenie: 
Alkohol Tytoń (w ramach prób z młodzieńczych lat)
Dawkowanie: 
1gram

Odpowiedzi

Hmmm ciężko stwierdzić... Jeśli mówisz że miałeś wtedy dopiero 14 lat to mogla byc to normalna marihuana jakis skunk albo dobry haze... Tylko zareagowales na to po prostu jak dziecko. Ja majac 14 lat chociaż nie palilam i nie brałam kompletnie nic, nawet nie piłam alkoholu a też miałam i miewam takie poczucie odrealnienia. W najmniej niespodziewanych wypadkach. Myślę, że to było zbyt wiele dla zbyt młodego umysłu :) ale faza powiem ci niezła. Aż mi się przypomniało kilka moich, bardzo z resztą podobnych. :)

ponad światem
unosiłem się spełniony
ponad światem
rozpostarłem moje dłonie
i już byłem niemal bliski zrozumienia
zrozumienia tajemnicy wszechstworzenia

Koledzy zareagowali normalnie tylko spalili wiele mniej, wiec tez mysle że to była zbyt duża dawka jak na tak młody umysł

Koledzy zareagowali normalnie tylko spalili wiele mniej, wiec tez mysle że to była zbyt duża dawka jak na tak młody umysł

Ja postrzegam to tak ze haj podniosl twoj poziom ducha i poprzez faze obudziles w sobie nawiazales wyzsze ja. Odrodziles sie duchowo na nowo super trip wyzwoliles sie z mentalnej niewoli zygales i umierales co w sszamanskichobrzedach jest dobrym znakiem oczyszczenia. A oswieceni istnieja i sa wsrod nas.

 

Czuje sie mocno wyzwolony od takiego jakby autopilota który nami steruje kiedy nie myślimy na bierząco. Przez dlugi okres po paleniu także czułem że inni ludzie nie są tak świadomi jak ja. Że nie myślą na bierząco i klarownie jak ja. I że mam jakąś wiedze której oni nie posiadają. Jakby byli niżej ode mnie chociaż nie traktowałem ich gorzej. Dziękuje za twoje słowa i to daje mi dużo otuchy co powiedziałeś ^^

Znaczy sie, nie sądze żebym był aż oświecony, ale uczucie wyższości utrzymywało sie sporo czasu po paleniu

Luz przedemna sie nie musisz tlumaczyc. Haha. W sumie Twoj trip mi cos uswiadomil w kwesti poziomowej jak to zdarza sie odleciec gdzies ku jakiejs tam fazie a przeciez lata sie spoko ale pozniej warto patrzec na to stojac na stabilnym gruncie ze tak jakby skrzydla mozna przywolac sila woli. Oswiecenie to rozne szkoly sa mowia ze rozum, Budda, Bogowie, swieci lub, swiadomosc pewnych sfer, zjawisk, siebie, natury, ducha. A dyskordianie to juz wogole ze jak ci spadnie 5kg konskiego gowna na glowe ale hehe do tego juz podchodze z dystansem. Trzeba uwazac trzymac poziom i nie dac sie oglupic przez posrednikow. Naprzyklad o niewzruszonosci i skladnikach ludzkiej natury mowi 4000letnia ksiazka Bhagvad Gita taka jaka jest. Tyle ze to wszystko sa tylko wskazowki. Kluczem jest znalezc siebie i swoja droge. Yo

Jak dla mnie, życie w zgodzie z naszym kręgosłupem moralnym jest najelpszym z możliwych żyć

Ciekawy report. Mój kolega po czystym miał podobnie. Siedzieliśmy wtedy u mnie na siłowni, mam tam taki piecyk. Ogień trzaskał, wszystko spoko, a ziomowi się wkręciło, że jak zamyka oczy to upada na ten piec i umiera w płomieniach. Po pewnym czasie zaczęło mu się to podobać :D I tak jak Ciebie kilkadziesiat razy wyrzucało z ciała, jego kilkadziesiąt razy spaliło. 

 

Natomiast ja po czystym również miałem dość ostre jazdy. Konopia też potrafi. Śmieszy mnie lekceważenie jej. Kogo zmiotła, ten wie :). 

 

Niewątpliwie zaczynałeś bardzo wcześnie, pewnie dlatego tak długofalowe zmiany w postrzeganiu miałeś. Fazy są jak trening (tylko że psychiczny), a młody organizm łatwo przeciążyć.

 

Zazdroszczę takiej bani, mi wyjść z ciała się udaje jedynie po DXM, ale hehehuana też ora, więc wiem, jak wiele ta roślina może. Więc może być czyste, może być maczane, ale myślę, że jakbyś tyle maczaka spalił, byłby dużo bardziej srogi schiz. 

Doceniam zdanie, i sam myśle podobnie. Czuje że ta faza wniosła dużo dobrego w moje życie jak i sporo złego i czasem żałowałem że zaczynałem w tak młodym wieku i wtedy mi sie to przytrafiło. Na dzień dzisiejszy ciesze sie z tego co przeżyłem i niczego nie żałuje a każde teraz spotkanie z marry daje mi sporo frajdy i ogólnie bardzo ciężko u mnie o badtripa ponieważ nauczyłem sie godzić z tym co do mnie przychodzi i z czym musze sobie dawać rade ^^ to także daje profity w życiu codziennym :)Chociaż czuje sie troszke jak szaman przebywający w dwóch światach jednocześnie. Duchowym i Rzeczywistym.

Po joincie z maczany czy innego dopa wątpie by było tak sielankowo, i to jeszcze na pierwszy raz. Niektórych doświadczonych po przerwie ''dupka'' potrafiła ''zabić'', a tu prawie gram. Chyba że to było by bardzo rozcieńczone. Stąd, nie rozumiem czemu to miały by być kanabinoidy. Nie kojarzysz smaku, zapachu marihuany?

A, Rydzyk, znowu się spisałeś.

Już tu mnie nie będzie. Perm log out.

Nie pamiętam niestety, za dużo czasu minęło.
A z Rydzykiem to o co chodzi? :D

Nie no nie nazwałbym tego przeżycia katastrofą, fajny raporcik z ciekawymi przeżyciami. Jedynie co to te odrealnienia nie są za bardzo w porządku.

Może troche przesadziłem z tą katastrofą. Już poprawione 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media