Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mefedronowa psychoterapia

mefedronowa psychoterapia

Wiek: 20lat

Dawka: bliżej nieokreślona. ;p

Doświadczenie: alkohol, tytoń, konopie, DXM, kofeina, LSD, XTC, 2C-E

S&S: Pierwszy raz z mefedronem. Nieco mieszane uczucia. Z jednej strony byłem zmęczony i było sporo (jak na mnie) jarania w tamtym czasie, z drugiej strony nowa substancja, empatogen, szansa na pozytywne doświadczenie. Ostatecznie nakręciłem się na to drugie.

Tego wieczora nieswoj dość zdecydowanie namawiał mnie na wspólny seans z mefedronem. Uległem. ;p Koło godziny 17 dojechałem do niego (kawałek za miastem). Miał wolną chatę. Rozłożyliśmy się u niego w pokoju. Zapuściliśmy muzykę. Najpierw po papierosku. Potem przyszedł czas na mefa. Nie miałem (i nie mam ;p) pojęcia jak to dawkować, on też tak raczej na oko mierzył za pomocą lufki. Na początek jedno nabicie dla mnie. Chciałem lajtowo wprowadzić się w temat. Trochę dziwne uczucie. Nigdy właściwie nie wciągałem nic donosowo (poza tabaką, ale jak się słusznie domyślałem, to coś innego). W końcu wciągnąłem. Spoko. Nie takie złe. Spływ też nie dawał się zbytnio we znaki. Pierwsza dawka nie zrobiła nic konkretnego. Niby trochę inaczej, ale w zasadzie nic konkretnego. Dlatego też postanowiliśmy, że wciągnę jeszcze drugie tyle. Ta dawka już podziałała jak należy. Fizycznie raczej niewiele odczułem. Na początek euforia i takie fajne jakby odrętwienie. Jednak to nie było istotne. Jak słusznie mi powiedział nieswoj, mef jest zajebisty na gadkę. Ta rozwinęła się dość szybko.

Nie ma zbytnio co opisywać dokładnie. Gadaliśmy, co jakiś czas dociągaliśmy więcej mefa (w podobnej dawce co pierwsza). Nie mam bladego pojęcia jak długo trzymały te pierwsze efekty. Jak się osłabiły nastąpiło pierwsze dociągnięcie. Generalnie dociągnięcia już nie powodowały jakichś większych zmian. Tylko skutecznie utrzymywały ten miły, spokojny stan z łatwością nieuśnięcia. Trochę przypominało mi to zjazd 2C-E.

Gadanie, jak łatwo się domyślić, było o wszystkim i gadka pochłonęła nas bez reszty. Z resztą nawet jeśli okazjonalnie mieliśmy obejrzeć jakiś filmik czy posłuchać tekstu którejś piosenki, nie dało się bo szybko przyszła jakaś myśl, którą mefedron przekształcał w świetną dyskusję (Wyjątek stanowił tylko fragment Disneyowskiej "Fantazji" z uczniem czarodzieja -- tu była gadka z mojej strony, bo to on mi pokazywał, i obejrzeliśmy do końca). Jak można się łatwo domyślić, mówiliśmy więcej niż byśmy normalnie mieli powiedzieć. Było przepięknie.

Mef trochę rzucił się na pamięć krótkotrwałą. Łatwo było nie zgubić wątku, ale często przychodziły nowe myśli w czasie gdy druga osoba ani myślała kończyć swoją myśl. Jednakże szło utrzymać swoje myśli w pamięci i je powiedzieć później. Oczywiście jakieś myśli umykały. Co ciekawe potem wracały. W pewnym momencie zwizualizował mi się obraz w którym myśli były wstęgami rojącymi się wokół naszych głów, ocierały się o siebie. Tak jakby na mefie była jakaś z góry określona póla myśli do omówienia. Stare myśli w końcu wracały, bo w jakiś magiczny sposób były powiązane z tym co było mówione dłuuugi czas później.

Nie patrzyłem na zegar aż do 22 gdy nadchodził czas w którym odjeżdżał ostatni dzienny autobus. Stwierdziłem, że mnie to nie obchodzi, bo gadka fajnie się toczy, bardzo fajnie jest się tak wygadać, a przecież jeżdżą nocne. Wyszliśmy na przystanek koło 24 w związku z tym że następny autobus miał jechać dopiero o 3. Czas był się zwijać gdy nadjechał autobus i trza było się pożegnać, trochę żal było, bo były jeszcze ciekawe rzeczy do omówienia. No cóż takie życie.

W autobusie gadanie przerodziło się w myślenie. Bardzo przyjemne. Ciekawe, odkrywcze. Stałem sobie z szerokim bananem na gębie. Przepiękna sprawa. Była to w pewnym sensie nowa jakość. Przyniosło to trochę zmian w życiu.

Po wyjściu z autobusu spotkała mnie sytuacja która bardzo mnie rozbawiła. Dwóch kolesi się mnie zapytało jakim autobusem dojechać na plażę. Odpowiedziałem. Plus dla tamtych ludzi. :D

Wracałem sobie do domu (miałem spory kawałek do przejścia). Było wciąż przyjemnie. Pomimo, że było dużo śniegu, było bardzo przyjemnie. Bardzo lubię chodzić po Gdańsku nocą (to jest wręcz jedna z rzeczy które kocham), tym przyjemniej było po mefie. :) Jak wróciłem do domu ogarnąłem się i poszedłem spać. Wcześniej najpierw spojrzałem w lustro. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Moja twarz była bardzo rozluźniona, nie licząc szerokiego uśmiechu. Dokładnie było widać w twarzy mefedron (nie mam tu na myśli białych obwódek dookoła dziurek nosowych ;p). Początkowo trochę mnie to zmartwiło, z drugiej strony zaraz potem pomyślałem, że skoro tak wygląda twarz szczęśliwego człowieka to w czym problem? Zajebista sprawa.

Ku mojemu zdziwieniu, na drugi dzień wciąż czułem ten lekki stan. Było bardzo przyjemnie. Wciąż bardzo owocnie. Nawet sobie porysowałem. Nie było to ładne, dość ciężko mi się wylewało myśli na papier. Jednakże wyszło coś ciekawego. Z jednej strony mi się nie podobało, bo była to twarz pełna agresji. Potem zrozumiałem, że to było swoiste powiedzenie sobie "wyluzuj" i było git. :)

Przez chwilę pomyślałem, że nie dziwię się, że mówi się, że mef tak silnie uzależnia. Teraz sądzę, że dla mnie to drag jak drag. Nie naruszył pozycji nikotyny jako jedynej substancji która potrafi mnie przycisnąć na tyle, żeby nie było bata, żebym nie zapalił.

Ten stan potrwał aż do około godziny 14-15. Potem byłem nieco zmulony, ale bez tragedii. Trochę jak na alkoholowym kacu (nie miewam żadnych gigantów ;p), ale bardziej lajtowo. Wciąż z nutką pozytywnego myślenia. Byłem w stanie funkcjonować. Gdzieś tam po drodze odezwał się Kurwik, że jednak idą na transy tamtego dnia. Stwierdziłem, że w sumie nie mam nic do stracenia i jednak pójdę i ja.

Gdy dotarłem do klubu zauważyłem, że ku mojemu zdziwieniu miałem bardzo dużo siły. Nie transowałem tak ostro jak zwykle, ale mimo wszystko dawałem radę. Ku mojemu zdziwieniu, dla odmiany standardowym wyrazem mojej twarzy był szeroki uśmiech przeradzający się od czasu do czasu przemieniał się w jeszcze szerszy, będący wyrazem głębokiego, duchowego orgazmu. Przez chwilę zastanawiało mnie czy to resztki mefa czy trwały efekt tamtego seansu. Szybko porzuciłem tę myśl jako nieistotną. W końcu wyjdzie w praniu, nie? :)

Kurwik i spółka w końcu nie dotarli. I luz. I tak było zajebiście. Ta impreza też była owocna na swój sposób. Udzielił mi się raverski klimat. Otworzyłem się trochę na świat.

No i powrót do domu. Maksymalnie powolnym krokiem, wręcz w żółwim tempie. Najpierw po Monciaku w czwartkowo-piątkową noc, potem z dworca do domu. Przepiękna sprawa. :)

Patrząc na sprawę po jakimś czasie, było bardzo ciekawie. Owy uśmiech okazał się być trwałym efektem. Poczułem się lepiej. Podobnie jak po razach z ecstasy. Jedyny mankament to lekkie pogłębienie nałogu tytoniowego, choć to akurat mogło być wynikiem początku semestru, nie zaś mefedronu. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo się cieszę, że dałem się namówić, zwłaszcza, że i tytka już opanowałem. :D

Plus dla mefa. Wystarczy uważać. Dla wszystkich chcących spróbować: Good luck, have fun.

Ocena: 
chemia: 

Odpowiedzi

Witamy ! Mamy do zaoferowania Państwu najlepszy jakościowo oraz cenowo produkt MEPHEDRONE , MEFEDRON , 4-MMC , produkcji Europejskiej. Najlepszy towar , bezpieczna i szybka wysyłka ! Nie oszukujemy podczas ważenia , u nas gram to gram ! Więcej informacji na naszej stronie internetowej www.sklep-mefedron.pl. Zapraszamy do współpracy !

sklep-mefedron.pl

mefedron@sklep-mefedron.pl

782025252

sklep

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media