Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

codeine run

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Od 150 do 450. Zwykle jednak typowo jak na przeciętnego opioheada - 300 mg.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Zaczęło się od ciekawości.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
- Alkohol (dużo)
- Gałka muszkatołowa (dużo)
- DXM (dużo)
- Marihuana (duuużo)
- Haszysz (parę razy)
- Benzydamina (1 raz)
- Kodeina (nie licze)
- Buprenorfina (3 razy)
- Klonazepam (kilka razy)
- Klonazolam (kilka razy)
- Bromazepam (2 razy - dawki terapeutyczne)
- Tetrazepam (ze 2 razy)
- Pramolan (raz)
- Inhalanty (trochę)
- Amfetamina (2 razy)
- Kryształ (chuj wie co to było, ze 2 razy)
- MDMA (2 razy)
- Grzyby psylocybinowe (1 raz)
- Muchomor czerwony (1 raz)
- Powój hawajski (2 razy)
- Kratom (1 raz)
- Szałwia Wieszcza (1 raz - nieudany)
- 4-CMC (pare razy)

+ Kawa, tytoń, jakiś fake hash, leki miorelaksacyjne i wszystko inne czego wyżej nie wymieniłem

raporty pierunskimixer

codeine run

„Pieprzony świat. I my – przywiązujący sobie kamienie do stóp, wypływając na głębokie wody”

I apteki. Mijamy je codziennie. Każdego dnia przebywam ten sam zapętlony spacer – Z domu na przystanek, z przystanku do miasta. I do szkoły. I każdego dnia przechodzę co najmniej obok kilku.

Już sam nie wiem kiedy normalką stały się te popołudniowe zakupy. Prawdopodobnie wtedy, gdy przestałem przejmować się możliwymi skutkami częstych odwiedzin budynku z zielonym, świecącym krzyżykiem. Chyba wtedy, kiedy stwierdziłem, że po co mam chodzić tą samą, nudną drogą, gdy mogę z niej zboczyć i poczuć się przez chwile lepiej.

Dom zdrowia – zwodnicza nazwa.

„Zapraszamy po dobre samopoczucie, tylko za 14.99 zł!” – powinien głosić szyld nad każdą z aptek - myślę sobie. Koncerny farmaceutyczne, panie kierowniku – po co owijać w bawełnę? - pytam siebie. Przecież nie liczy się zdrowie ludzi, tylko to za co je kupują.

 Maraton kodeinisty. Zajęcie to zabiera Ci nie tyle czas - lawirując między kolejnymi punktami kontrolnymi (aptekami) – co pieniądze, które wydajesz na smakołyki, które Cię w nich czekają. Och, czego to tam nie ma ! Cukierki na każdy nastrój, na każdą okazję ! Znajdzie tam coś dla siebie i pragnący mechanicznego odcięcia miłośnik dysocjantów, i fanatyk delirycznego rysowania czapy, jak i oczywiście – lubujący się w opiatach młodzieniec (lub też młódka), uczęszczający/a do pobliskiej szkoły średniej (lub gimnazjum co gorsza). Brakuje tylko kolorowych wystaw zalanych pudełkami w przyciągającej oko oprawie. Tylko mi się wydaje, czy taki asortyment zasługuje na jakąś barwniejszą i bardziej krzykliwą ekspozycję? Cóż, w założeniach brzmi to pięknie, chociaż nie jest już tak bajecznie po 1 lipca 2015, więc sorry gimnazjaliści. W każdym razie wygląda to tak: czy to ukrop, czy burza z deszczem – jeżeli chcesz poczuć dziś rozkosz płynącą w żyłach to czas zakasać rękawy, przygotować portfel i ruszać w trasę. Uwierz mi, opiatowca nie trzeba długo przekonywać. Za początków mojego kodzenia całkowicie zadawalałem się korzystaniem z usług dwóch, trzech lokalnych aptek położonych w małej miejscowości, w której mieszkam. Zacząłem o wiele za wcześnie, byłem wtedy może w II klasie gimnazjum. Stopniowo wciągałem się bardziej w wieczorne, przeciwkaszlowe rytuały. Chwile te jawiły mi się jako brakujący fragment układanki. Taki tam mały sens życia. Chodziłem tam na tyle często, że owe apteki sobie ‘’spaliłem’’ i raczej tam zakupów już nie robię ... No chyba, że po allertec czy herbatki z rumiankiem. Co więcej, reprymenda w postaci słów aptekarki „a nie za często ?” wywarła na mnie takie wrażenie, iż postanowiłem sobie dać spokój z kodeiną na jakiś rok ;). Czysta siła przekazu. Niestety, moja wrażliwość już na tyle stępiała, że nie wiem czy byłbym teraz w stanie obchodzić się tym podobnymi uwagami farmaceutów. A nawet jeśli to poszedłbym do następnej apteki, bo tam gdzie się uczę jest ich pod dostatkiem. Najpierw chodziłem tylko do paru najbliższych mając na uwadze czas. Potem odwiedzałem wszystkie jakie popadnie, przez co utworzyłem sobie w głowie swoistą mapę – gdzie warto postawić swoje kroki, a gdzie szkoda nawet rzucić spojrzeniem. Polecam zapoznać się z aptekami i wyrobić sobie niepisaną kartę stałego klienta - tym sposobem odnalazłem swoje 3-4 ulubione, gdzie odwiedziny to czysta przyjemność i formalność. Mi to wystarcza, gdyż mimo już kilkuletniej znajomości z tym specyfikiem, nie jestem jakimś zaawansowanym kodziarzem który musi chłonąć >1 gram dziennie, żeby instalacja nie przeciekała. Satysfakcjonuje się klasyczną trzysetką raz na jakiś czas. Zwykle częściej niż bym chciał, ale wiadomo – urok opiatów. Urokiem opiatów jest też dziura w budżecie stająca się po chwili normą, wydatkiem koniecznym lub przynajmniej bardzo częstym (dodać do tego papierosy, szamę i już mamy niezłą kwotę). Mimo to zawsze wykupuje sobie mały zapasik, bo w okresie wakacji nie bywam w mieście na co dzień. Pamiętam jak wczoraj ten dreszczyk przeszywający całe ciało, na samą myśl, że po wyjściu ze szkoły pójdę po tą pieprzoną kodę. Natrętna obawa – byle nie walnąć gafy i nie powiedzieć „kodeinę poproszę” zamiast nazwy porządanego leku z ową substancją. Uległem tej paranoi do tego stopnia, że nawet starałem się przez jakiś czas chodzić po tabletki w ładnej, kraciastej koszuli. By nie budzić podejrzeń. Tak, pierdolnięty byłem. I ta ulga po wyjściu z upragnionym lekiem! Niestety – początkowe podniecenie czasowo przemieniło się w bezwzględną rutynę, a moją postać szybko porwał kodeinowy szał zakupów. Przestałem zwracać nawet uwagę na czas - wręcz przyjemność sprawiało czekanie na późniejszy autobus z cuksami w kieszeni, to odkładanie nieuchronnie Cię czekającej chemicznej nagrody. Obsesja. Nawet nie mam nic przeciwko drałowaniu na rowerze kilometrów do pobliskiego miasteczka by się obkupić. Oczywiście i ta przyjemność z czasem minęła, ponieważ ciśnienie stało się na tyle mocne, że po wyjściu z apteki odruchowo wyciągam blistry, wyciskam po 4 tabletki, wrzucam do paszczy i zapijam wcześniej zakupioną colą. I tak całe podwójne opakowanie. Tak po prostu na ulicy, przyczajony gdzieś w rogu lub idąc chodnikiem. Potem lecę po jakieś jedzonko, taszcząc ze sobą plecak i ładunek w żołądku.

 Następnie do parku - tu czekam ze spokojem na pierwszy cios kodeiny. Gdy ten nadchodzi - kwituje go papierosem. To uczucie nigdy się nie zmienia - euforia zaczyna biec przez zszargane stresem nerwy, problemy stają się przytłumione. Ulga. Przyjemny ciężar ląduje na całym ciele, a stara, odrapana z farby ławka staje się nadwyraz wygodna. Robi mi się ciepło. Słuchawki na uszach, na niebie szarzyzna przeplatana błękitem. Rozglądam się. Słońce majaczy przykryte chmurami, nieśmiale posyła swoje promienie między gałęzie nagich drzew. Wokół powolnym krokiem spacerują ludzie. Dziecko w gumowcach skacze radośnie w kałuży. Obok mnie grupka nastolatków wpatrzonych w smartfony dyskutuje o sprawach mniej ważnych jak mniemam.  A ja kiwam się delikatnie w rytm muzyki, zajadając czekoladę. Z przymrużonymi oczyma i tajemniczym uśmiechem. I jest dobrze.

 

Siedzę uziemiony – tak długo na ile mam ochotę. Nie spieszę się nigdzie. Po jakimś czasie wstaję, idę leniwie przejściem podziemnym mijając zapatrzonych w nicość ludzi. Tkwię gdzieś na brudnym dworcu, oparty o barierkę. Głowa zaczyna mi opadać. Po chwili ruszam na przystanek i przeciskając się przez tłum wsiadam do pustego autobusu, zajmując miejsce gdzieś w tyle. Opieram głowę o szybę. Jest fantastycznie.

Jesień jest piękna.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Zaczęło się od ciekawości.
Ocena: 
Doświadczenie: 
- Alkohol (dużo) - Gałka muszkatołowa (dużo) - DXM (dużo) - Marihuana (duuużo) - Haszysz (parę razy) - Benzydamina (1 raz) - Kodeina (nie licze) - Buprenorfina (3 razy) - Klonazepam (kilka razy) - Klonazolam (kilka razy) - Bromazepam (2 razy - dawki terapeutyczne) - Tetrazepam (ze 2 razy) - Pramolan (raz) - Inhalanty (trochę) - Amfetamina (2 razy) - Kryształ (chuj wie co to było, ze 2 razy) - MDMA (2 razy) - Grzyby psylocybinowe (1 raz) - Muchomor czerwony (1 raz) - Powój hawajski (2 razy) - Kratom (1 raz) - Szałwia Wieszcza (1 raz - nieudany) - 4-CMC (pare razy) + Kawa, tytoń, jakiś fake hash, leki miorelaksacyjne i wszystko inne czego wyżej nie wymieniłem
Dawkowanie: 
Od 150 do 450. Zwykle jednak typowo jak na przeciętnego opioheada - 300 mg.

Odpowiedzi

jakbym czytała swóje słowa:) ps nie łykaj thio tak często, bo sulf podrażnia błonę śluzową żołądka, co prowadzi do wrzodów. z ekstrakcją jest trochę zabawy, ale gwarantowana dłuższa przygoda z kodeiną

I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci
Budzimy się samotni

Cieszę się, że sie podoba ;) Dzięki za ostrzeżenie, ale akurat o szkodliwości sulfogówna wiem już dawno. W każdym razie - nie zaszkodzi uświadamiać :D

pierunskimixer jak możesz i chcesz odezwij się do mnie na mail'a. Piszesz i myślisz bardzo podobnie. Swoją drogą nie wiedziałem że określenie "spalona apta" jest jakoś znane ;) sam tak jakoś kiedyś zacząłem to określać, ale w sumie nie wiem skąd mi się to wzieło.

Odezwę się niebawem ;) Dzięki za komentarz !

Czytając ten raport myślałem o nim jakbym ja go pisał. Przez Ciebie chyba polecę do apteki po blistery :D

Odezwij się jak byś mógł, muszę Cie o cos spytac ;p

Wybacz mą zwłokę, odzywam się :)

Napisałem Tobie na maila :)

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media