Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

black music impact

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
150-350mg
Rodzaj przeżycia:
Wiek:
21 lat
Doświadczenie:
Względnie duże

black music impact

Wszystko zaczęło się, gdy miałem 14 lat. Rap jako muzyka ćpunów, buntowników i degeneratów od zawsze promował narkotyki, ale to wtedy uderzyła w niego moda na purple drank. Momentalnie zaczarował mnie ten fioletowy płyn w jednorazowych kubeczkach na teledyskach. Sam wygląd tego płynu sprawił, że chciałem jak najszybciej tego spróbować. Wpisywałem "purple drank" w google grafika i oglądałem ten hipnotyzujący, fioletowy napój z podziwem (XD) Sama muzyka też od razu we mnie uderzyła, wiele tych kawałków to zwykły mumble rap ale bity były dobre i absolutnie podobał mi się zamulony kodeinowy vibe tych czarnych młodzieńców. Podobało mi się, że tak można żyć, że można mieć tak wyjebane. Wychowany w biednym domu z obskurnym klimatem starych czasów, ze starymi, nie do końca normalnymi rodzicami, przyzwyczajony do chleba z masłem i pleśni na ścianie, do tego, że o przyszłość trzeba się martwić, a pieniędzy zawsze może zabraknąć. Myślałem, że za oceanem wszystko jest prostsze, jak nie masz hajsu to dołączasz do gangu, latasz z klamką i rzucasz temat. Wtedy mi to imponowało. Oczywiście do dzisiaj nie spróbowałem actavisu ze sprite'm. Z początku dolewałem thiocodinu do coli i kostek lodu co dzisiaj uważam za raczej śmieszne. Po dziś pamiętam szok, jaki wywołała we mnie informacja, że kodeinę można nabyć w każdej aptece bez recepty. Pierwszego jointa i urwane filmy po alko miałem za sobą, więc nie była to narkotyczna inicjacja, ale pierwsze razy były przepiękne.

Dolewaliśmy syropu do jednorazowych kubeczków i piliśmy na raz. Potem chodziliśmy zamuleni po carrefourze i to było super. Pierwszy wjazd kodeiny był niesamowity, głowa wchodzi w inny stan, ciało wypełnia ciepło, a kolory stają się jaskrawe. Pamiętam jak stałem na parkingu przed sklepem, spojrzałem na neon carrefoura i pomyślałem "wow, jak w Ameryce" xD nie wiem czemu. Potem jakoś tak wyszło, że jak brałem kodeinę to tylko sam. Raz na tydzień, czy dwa podkradałem, czy dostawałem dyszkę i wydawałem ją na syrop lub tabsy. Siedziałem do późna przy komputerze, grałem, pisałem z ludźmi i słuchałem muzyki. Jakoś zawsze gdzieś wtedy przebijały się delikatne wyrzuty sumienia spod kodeinowej apatii. To ciekawe, że gdy człowiek robi coś sam, a nie w grupie, to nagle do gry wchodzi moralność. Ciekawe, acz zrozumiałe, akceptacja grupy i wspólna energia potrafią uciszyć wewnętrzny monolog. Rok później pojawiły się stałe i pewne dojścia do jazzu, także każdy dał sobie z kodeiną spokój. Do czasu.

W końcu spróbowałem emki i pierwszy raz wcale nie był fajny. Chociaż to doświadczenie po czasie uważam za mega zabawne. Wzięliśmy po pół piksy, której powinniśmy wziąć całą. Efektem był niedosyt i melancholijny vibe, wjechała emkowa otwartość, ale bez emkowej euforii, przyjemności i pluszowości. Skończyło się na tym, że siedząc na klatce przeprowadziliśmy kilka godzin szczerej rozmowy i opowiedzieliśmy sobie całe swoje życia, problemy z najgłębszych części psychiki i najczarniejsze myśli i największe lęki, pogadanka filozoficzna na propsie, nie ominęliśmy tematów życia i życia po śmierci, dziś mnie to mega śmieszy bo nigdy później nikt z nas ze sobą o takich rzeczach nie gadał i nie zamierzał. Małolaty wjebały za mało piguły i wjebał im się kącik filozoficzny XD z tego doświadczenia zapamiętałem jedno - piksy są chujowe, narkotyk do pedalskich wieczorków przy łezkach. Od wtedy zawsze jak wiedziałem, że idę na imprezę z pigułami, to ja brałem kodeinę. Nie było sprzeczności bomb, było fajnie, bo każdy był młody, czymś porobiony, każdy raczej palił też blanty i dobrze się bawił. Potem oczywiście okazało się, że emka jest spoko, tylko trzeba zjeść całą:D, w międzyczasie benzo i kryształ się przewinęły a kodeina na dłuższy czas zniknęła z mojego życia...

Jak w sumie większość narkotyków. Na ten czas zresztą nałożyły się konkretne problemy psychiczne, na które zgrało się wieeele czynników. Przez ciągły lęk i fobię społeczną, które nagle dostałem, nie poszedłem do szkoły średniej. A właściwie zapisałem się i nie przyszedłem na rozpoczęcie. Ani nigdy więcej. To samo zrobiłem rok później. Odseparowałem się od ludzi. Zacząłem trenować siłowo, liczyć kalorie i te sprawy. Poznałem kanał WK i wkręciłem się w rozwój sylwetki. Ćpanie z tym nie współgrało, zwłaszcza że urwał mi się kontakt z każdym z kim to robiłem. Sytuacja finansowa w moim domu uległa zmianie, więc miałem na dietę. Jedynie zioło gdzieś tam zawsze się przewijało. W 2 lata przybrałem z 53 kg do prawie 75 i to było super, chociaż zrozumiałem, że nie zrobiłem tego do końca dla siebie, a bardziej dla respektu i akceptacji i czułem się z tym raczej żałośnie. Potem poznałem grzyby, lsd i całą otoczkę, która się za tym kryje. Zacząłem medytować, szukać filozofii życia, byłem nawet na buddyjskich medytacjach w ośrodku. Zmieniłem się mocno, praktyka medytacyjna przeszła do codzienności, przeżyłem niesamowite tripy na psychodelikach i odnowiłem kontakt z 3 znajomymi i te relacje zdecydowanie były najlepsze od lat.

Do czaaasu. W zeszłym roku powróciła do mnie Pani Kodeina. Dziś tą Panią bardzo szanuję, bo tylko w jej objęcia mogę się udać. Znów nie mam nikogo. Ale wolę nie mieć, niż tkwić w relacjach z płytkimi ludźmi, ludźmi którzy mnie nie szanują i których tak naprawdę nic nie obchodzę. Gdybym umarł, to dowiedzieliby się po miesiącu. Dziś określam siebie jako niekompatybilnego z resztą świata. Świata, z którego mam raczej bekę i dla którego żywię głównie pogardę. Nie za moje osobiste porażki, za ciężki start, wszystkie pojebane sytuacje, apatię czy samotność, której doświadczam (ale też XD). Tylko za reguły, które rządzą tym światem. Pozdrawiam debili, którzy uważają, że "Bóg" dał nam wszystko, a my to "zepsuliśmy" naszą wolną wolą. Dostaliśmy śmiertelność, ból fizyczny, głód (który zachęca nas do krzywdzenia innych istot), zimne noce, tak zimne, że można zamarznąć na śmierć, dzikie zwierzęta gotowe nas zajebać i zjeść, tylko dlatego że nimi również rządzi głód, hormony powodujące agresję i rozchwianie emocjonalne, starość, choroby i świat pełen pułapek i niesprawiedliwości. To, że ten świat się tak rozwinął to cud ludzi, nie boga, ale i tak jest pełen przykrości i problemów. Potężna apatia przejęła moje życie, nic od dawna mnie nie cieszy, nic mnie nie ciekawi, nie obchodzi (poza Breaking Bad, to było zajebisteeee, obejrzałem 5 razy pod rząd XD), nie czuję praktycznie nic poza znudzeniem czy rozdrażnieniem, ale gdzieś tam jest ten wewnętrzny spokój. Jest ta myśl, że może to wszystko jest po coś, po to, żebym nauczył się polegać tylko na sobie, żebym zmieniał stan świadomości. Żebym był potężniejszy, mądrzejszy, bardziej świadomy. Myśl, że transformuję w coś lepszego i zmierzam gdzieś gdzie czekają ludzie, którzy mieli podobnie. Że czeka mnie piękne życie i piękny stan umysłu. Że może przyszłe wcielenia będą lepsze. Może opuszczę ten wymiar spierdolenia i poznam piękne, wyższe wymiary. A nawet jeśli nie to trudno. Jeśli mamy tylko jedno życie, a po nim jest pustka to też spoko. Kiedyś panicznie się bałem tej opcji. Dzisiaj wydaje się przyjemna i dająca ulgę (?)

A póki co, szykuję się do pierwszego dnia w nowej pracy. Oczywiście będzie to praca na kodeinie. Już zobaczyłem, że jestem jedną z niewielu osób, która potrafi to brać i kontrolować. Chodziłem miesiąc do pracy na kodzie i było git, nie zwiększałem dawek i nie było problemów z odstawieniem. Chyba jestem jedną z niewielu osób, która naprawdę to ogarnia. W ogóle po latach jakby mocniej doceniam tę substancję. Sam organizm inaczej na nią reaguje. W przeszłości bywało, że wjeżdżało czasem mocniej, czasem bardzo słabo, czasem wyjątkowo źle się po tym czułem i żałowałem, że w ogóle to wziąłem. Teraz zawsze czuję i doceniam ten wjazd jako przyjemny, zawsze czuję się po tym tak samo dobrze, nie mam mdłości, nawet po thiocodinie najwyżej delikatnie brzuch poboli przez kilkadziesiąt minut i minie, organizm czuje się dobrze, potrafi dodać energii do działania i zasypiam po tym, jak dziecko. Nikogo nie zachęcam do brania, jeśli spróbujesz, to najprawdopodobniej szybko się wjebiesz i znielubisz siebie, jak i samą kodeinę za to wszystko. Jest mała szansa, że będziesz miał jak ja. Jeśli masz coś do stracenia — miłość, rodzinę, przyjaciół, pasję, chęć do życia na trzeźwo — nie bierz tego. Większość osób nie poleca. Dla mnie 7 przerywanych lat z kodeiną bez uzależnienia to swego rodzaju gwarancja własnej kontroli. Jestem z niej dumny i nigdy więcej nie będę miał raczej wyrzutów związanych z kodeiną, bo już od dawna nie mam. Jeśli już zdecydujesz się na kodeinę to bierz jak najwięcej neoazariny, a jak najmniej thiocodinu. THIOCODIN ZAWIERA SZKODLIWY SULFOGWAJAKOL, KTÓRY DOPROWADZI DO ZNISZCZENIA TWOICH ORGANÓW!!! Neoazarina to kodeina + ziele tymianku. Nie zawiera szkodliwej substancji dodatkowej i nie ma jebania się z ekstrakcją jak przy antidolu. Wychodzi trochę drożej, ale zdrowie jest cenniejsze od pieniędzy! Ja liczę, że kiedyś spróbuję purple drunka, który to zachęcił mnie do spróbowania kodeiny i tąże klamrą zakończę ten raport;)

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
21 lat
Ocena: 
Doświadczenie: 
Względnie duże
Dawkowanie: 
150-350mg

Odpowiedzi

Neoazarina zawiera za dużo tymolu, nie wprowadzaj ludzi w błąd, jak nie masz o tym pojęcia. Bez recepty w Polsce najmniej szkodliwa opcja kodeinowa to ekstrakcja z Nurofen Plus, bo zawarty w nim ibuprofen nie rozpuszcza się prawie w wodzie. Tylko trzeba najpierw zmyć otoczkę z tabletki, bo zawiera w pizdu toksyczny barwnik.

A co z tym tymolem, szkodzi bardziej niż sulfogówno?

 

Oczywiście że szkodzi mniej. Zastanów się, czy lepsze jest spożycie 9g tymianku (3 paczki neoazariny i równowartość 3-4 zalecanych herbat z tymianku, przy takiej ilości spożywasz po prostu zalecaną dobową dawkę tymianku za jednym razem) czy dwóch paczek thiocodinu. Bo gwarantuję ci że od tego pierwszego nic się nie stanie, a od 2 paczek thiocodinu dziennie, CODZIENNIE, możesz skończyć w szpitalu z rozjebanym żołądkiem. Tymol faktycznie jest szkodliwy w dużych ilościach, mój błąd. Jednak pisałem to dla osób które nie spożywają tak dużych ilości kodeiny, wiedząc że wielu osobom po prostu nie chce się jebać z ekstrakcjami i zmywaniem otoczek z tabletek. Neoazarina nie jest wyborem idealnym, ale conajmniej kilka razy lepszym niż thiocodin. Nawet te 4-5 paczek neo wciąż będzie lepszym wyborem niż 2 paczki thioco. 

Masz rację, wszystko lepsze niż Thiocodin. Ale chodzi mi o to, że po co brać ten tymol i ohydny tymianek niełatwy dla żołądka, skoro Neoazarina i tak wychodzi podobnie cenowo jak Nurofen Plus, a tam masz tylko wypełniacz tabletkowy, kodeinę i jakieś niewielkie ilości ibuprofenu, może z 50-200 mg czyli mniej niż w jednej tabletce! Tym bardziej jak ktoś wali duże walki i/lub wali często. Serio, Neoazarina to kolejny syf w porównaniu z poprawną ekstrakcją z Nurofen Plus, jak sie usunie ibuprofen i barwnik. Oczywiście wszystko lepsze niż Thiocodin, powtarzam.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media