sens życia w garści
detale
raporty zawszecos
sens życia w garści
Wszystko działo się w sobotę, byłem u mojego chłopaka w domu, plan był prosty, zjeść coś, obejrzeć film a po filmie wziąć po 300 mg dxm na głowę. Tak też zrobiliśmy. To nie był u żadnego z nas pierwszy raz z dexem, za to u mnie po raz drugi miałem styczność z taką ilością, ponieważ tylko parę dni wcześniej w nocy zarzuciłem 300mg i większość tripa przespałem. Po wcześniejszym doświadczeniu byłem pewny, że nic mi nie będzie, że efekt nie będzie ekstremalnie trudny do zniesienia. Mój chłopak (nazwę go S.) nie był co do tego przekonany. Około 10 minut przed dxm wzięliśmy po jednej tabletce aviomarinu bardziej w celu uspokojenia nudności niż wzmocnienia dexa.
T +0
Godzina 16:25, całość zjedliśmy na raz i z chłopakiem zaczęliśmy przeglądać coś na komputerze, nic specjalnego się nie działo. Wybiła godzina 17, a żadne z nas nie czuło jeszcze efektów dxm. Stwierdziliśmy, że to zapewne przez zjedzony ok. 3 godziny temu posiłek i że po prostu wejdzie później.
T +1 – 1,5h (Po tym akapicie czas podawany jest orientacyjnie.)
Po godzinie, co jest dość późno, zacząłem czuć delikatne efekty dexa, chłopak nadal nic. Zaczynałem mieć mały problem z chodzeniem i trochę przyćmiewało mi myśli, ale nic poważnego. Zapytałem, czy wzięty dzień wcześniej kot mógł mieć jakiś wpływ na działanie dxm, mój chłopak stwierdził, że mógł trochę osłabić, ale raczej nie powinien. Odczuwałem na przemiennie fale zimna i gorąca. Z przykrytymi nogami i odsłoniętymi ramionami, jedząc lody, złapałem balans w temperaturze ciała. W końcu nie było ani za zimno, ani za ciepło. Problemem było tylko zwieszanie się przy jedzeniu lodów oraz odłożenie miski… Po zjedzeniu postanowiłem napić się wody i tu pojawiło się kolejne wyzwanie w postaci odłożenia szklanki, co było kurewsko trudne. Nie umiałem wykonać szybszych ruchów ręką, a sama ręką strasznie zjeżdżała mi na boki. Pomyślałem wtedy, że kalibruję szklankę, aby nią rzucić idealnie na stół… Na szczęście udało mi się ją zwyczajnie odłożyć. Znowu było mi zimno. Usiedliśmy z S. pod kaloryferem. Chodzenie było znacznie utrudnione.
T +2h?
Usiadłem na łóżku i poczułem siłę dexa… Pierwsze co powiedziałem to coś w rodzaju „O kurwa! zaczęło się”. Położyliśmy się więc z S. na łóżku. Gadaliśmy trochę o wszystkim i o niczym. Typowy dxm-owy bełkot. I leżałem tak i zapytałem się S., czemu usiadł? Po czym S. powiedział, że przecież leży koło mnie. Odpowiedziałem „ah to chyba mi się przewidziało”, na co padło pytanie - jak mogło mi się przewidzieć skoro mam zamknięte oczy. I wtedy otworzyłem oczy, bo faktycznie były zamknięte, ale przecież widziałem tak wyraźnie to wszystko… Niczym się nie różniło to „patrzenie” z zamkniętymi oczami od normalnego. I tak rozmawialiśmy dalej… Zacząłem widzieć cały obraz, jakby był zrobiony z milionów maleńkich kolorowych kuleczek, które cały czas lekko drgały i delikatnie przemieszczały się. Najbardziej widoczne było to na białym suficie, jakby ta wiązka białego światła rozpadała się na wszystkie inne kolory naraz. Zachwycony powiedziałem o kulkach chłopakowi, na co on dopytał czy ja widzę gołym okiem atomy. Odpowiedź była prosta „Atomy to cięszka sprawa jest ogółem. Potrzebujesz takiego szpecjalisztycznego szprzętu.” (Na co dzień nie mam wady wymowy.)
T +3,5h?
S. nie był aż tak zrobiony jak ja, ale miewał momenty, w których bełkotał, lecz koniec końców mnie tylko tripsitował. I tak rozmawialiśmy razem, ja będąc kompletnie odklejony, aż S. puścił muzykę. I płynąłem z tą muzyką… S. zaproponował zgaszenie światła, ale ja odmówiłem, cieszyłem się wizualami, które idealnie łączyły się z muzyką. Zamknąłem oczy i… I już nie było mnie w pokoju, stałem w jakimś tunelu, tunelu złożonym z moich wspomnień. Nie ułożonych w żaden konkretny sposób, po prostu tunel rozciągał się, ukazując kolejne wspomnienie i stale odwracał się.
Myślałem, że właśnie umieram i na początku wystraszyłem się, po czym przyszło zrozumienie… Że nawet jeśli teraz umrę to nic złego, taka jest po prostu kolej rzeczy. I już się nie bałem. Pogodziłem się z tym, byłem na swój sposób gotowy. I w tym momencie zauważyłem w tym tunelu swego rodzaju kulę, unosiła się w moim kierunku i z jakiegoś powodu wiedziałem, że ta złoto-biało-srebrna kulka miała w sobie zawarty sens życia, nie tyle zawarty co ona tym sensem życia była i była na wyciągnięcie ręki. Chwyciłem więc sens życia, nie było ono ciałem stałym, czymś pomiędzy płynem a gazem, było tak piękne i przyjemnie ciepłe. I to było to, już prawie zrozumiałem wszystko, miałem sens życia w garści. I wtedy cały tunel przyspieszył i sens życia wypadł mi z ręki, pozostawiając po sobie tylko złoty osad.
Otworzyłem oczy, muzyka przestała grać, wróciłem do mojego chłopaka, który siedział koło mnie i zapytałem, czemu wyłączył muzykę, że byłem już tak blisko, że przecież prawie poznałem sens życia! S. był w pewnego rodzaju szoku i poprosił, żebym mu opowiedział wszystko, i tak też zrobiłem. W międzyczasie poprosiłem go o sprawdzenie godziny, była 19:30. Utwór trwał jakieś 3 minuty, które dla mnie były godzinami. Ale byłem szczęśliwy i czułem, że coś zrozumiałem, że mimo że nie do końca zdążyłem zebrać całą wiedzę, od sensu życia zrozumiałem wystarczająco dużo. Jednak dalej chciałem tam wrócić. Powiedziałem to S., a on zaproponował, że znowu założy mi słuchawki (nie wiedziałem, że miałem założone słuchawki wcześniej). I tak zrobił, puścił znowu ten sam utwór.
Znowu gdzieś wylądowałem, lecz tym razem nie zapamiętałem gdzie. S. powiedział mi tylko później, że po przebudzeniu mówiłem o jakimś korytarzu, cytując siebie „było dużo i strasznie się ciągło”. Byłem strasznie rozkojarzony i lekko wystraszony, nie wiedziałem do końca, gdzie jestem. S. szybko mnie uspokoił i zapytał, czy wróciłem do sensu życia? Powiedziałem, że było to kompletnie inne doświadczenie. S. zapytał, czy chce spróbować znowu. Zgodziłem się.
Nie wróciłem do sensu życia, ale zobaczyłem ponownie najbardziej traumatyczne wydarzenie mojego życia, które trwało parę miesięcy, a ja ponownie przeżyłem je całe, tym razem z dystansem bez żadnego bólu, tylko jako widz, a nie uczestnik. I po skończonym seansie zobaczyłem, jak to wspomnienie zmienia się w czerwoną kafelkę, a następnie przykleja się na ścianę, na której było milion innych kafelek, wszystkie ze wspomnieniami z całego mojego życia i te kafelki ułożyły się w przepiękną mozaikę. I w tym momencie jakiś ciężar mnie opuścił. Pogodziłem się ze sobą i z moją traumą, poczułem jak jej wpływ na mnie i na moje decyzje znika. Opowiedziałem część tego mojemu chłopakowi.
T +5,5h
Niedługo zbliżał się mój czas powrotu do domu, zacząłem się delikatnie stresować tym, że faza nadal trwa, ale wcześniejsze doświadczenia dawały mi spokój. S. również pomógł mi się uspokoić i nauczyć się poprawnie mówić oraz chodzić. Chciałem opowiedzieć każdemu o moich wizjach stąd też pomysł o tym tripraporcie. Po powrocie do domu, będąc dalej na mocnej fazie, włączyłem inną muzykę i płynąłem w niej, już bez wizji… Aż zadzwonił do mnie mój chłopak i tak siedzieliśmy na połączeniu, aż zasnąłem…
Następny dzień
Rano wstałem, czując psychicznie i fizycznie afterglow. Czułem i nadal czuję nowe zrozumienie dla świata. Wyszedłem na spacer, podziwiając moje normalnie szare miasto. Teraz piszę ten trip raport i jakbym mógł, to każdemu bym o tym opowiedział. Przez dzień dokuczały lekkie nudności, ale poza tym czuje się świetnie. Z łatwością przyszła mi rozmowa, której bałem się od długiego czasu. Jest dobrze.
- 6333 odsłony