Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

dxm w domowym zaciszu

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Apteka:
Dawkowanie:
15 kapsułek po 30mg, w sumie 450mg
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Jestem pozytywnie nastawiona na tripa, jedyne co mnie zaskoczyło pod koniec to mało czasu, nie spodziewałam się, że będzie to trwało aż tak długo, musiałam szybko wytrzeźwieć
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
THC - często, codziennie lub prawie codziennie
Alkohol - ostatnio raczej rzadko, kiedyś częściej na imprezach w gronie znajomych
DXM (acodin) - 1 raz wcześniej, 150mg
4-ho-mipt - dwa razy w życiu, 20 i 30mg
Papierosy - nałogowo

raporty yogomaster

dxm w domowym zaciszu

Substancja: DXM (Tussidex - 15 kapsułek po 30mg)

Doświadczenie: THC, alkohol, DXM, 4-Ho-Mipt

Wzrost, waga: 168cm, 60 kg

Dawkowanie: najpierw 10 kapsułek, potem dorzucone 5, w sumie 450 mg, 7,5mg/kg masy ciała

S&S: chłopak od rana w pracy, wraca wieczorem, cały dzień w domu z matką i siostrą. Czuję się dobrze i jestem pozytywnie nastawiona na tripa.

Moje pierwsze doświadczenie z DXM nie było zbyt przyjemne, a wrzuciłam 150 mg. Postanowiłam spróbować jeszcze raz w domowym zaciszu z większą dawką. Początkowo miało być 300 mg, wyszło 450 mg.

10:30 (T)

Wychodzę z apteki z opakowaniem Tussidexu. Od razu łykam 10 kapsułek i idę na dalsze zakupy. Odpalam papierosa i z torbami pełnymi zakupów wracam do domu.

12:00 (T+1,5h)

Żadnych większych efektów, siedzę przed komputerem i w oczekiwaniu na coś ciekawego oglądam YouTube i przeglądam FB. Kąpię się i robię wszystkie ważne rzeczy póki jeszcze jestem w stanie. Chcę zapalić. Jest zimno, więc palę szybko i wracam. Stojąc na balkonie czuję jakby zmieniła się trochę głębia obrazu, i kolory stały się wyraźniejsze. Chodzenie staje się przyjemne, w głowie nadal trzeźwo.

12:30 (T+2h)

Schodzę na dół zobaczyć co się dzieje (mam pokój na strychu i raczej nikt tam nie zagląda, więc czuję sie dosyć bezpiecznie). Matka kręci się po kuchni i robi obiad. Niedługo wraca ze szkoły siostra. Rozmowa z matką na przyziemne tematy przebiega bezproblemowo, jedyne efekty, które aktualnie czuję to dziwne uczucie w brzuchu. Wszystko jest jakby bardziej trójwymiarowe, jest przyjemnie.

13:00 (T+2,5h)

Siostra wróciła i wspólnie jemy obiad. Czuję się dziwnie i trochę nierealnie, głębia obrazu dziwnie się zmienia, mam wrażenie, że inaczej mówię. Nie chcę jeść, nie mam apetytu, mówię, że trochę boli mnie brzuch i zjadam niewiele. Po obiedzie mama każe mi zostać jeszcze chwilę i chce ze mną porozmawiać. Muszę się ogarnąć. Siedzę spokojnie i staram się uspokoić. Rozmowa o korkach z matmy przebiegła bezproblemowo. Chcę zapalić. Dostaję jednak kolejne zadanie - wyrzucenie śmieci. Idealna okazja na fajeczkę. Papieros w ogóle mi nie smakuje, ale palę do końca. Segregując śmieci ciężko mi utrzymać równowagę, obraz raz się wyostrza, raz rozmazuje. Schodzę do piwnicy i zdejmuję buty. Siadam za perkusją. Lubię grać na boso. Chcę sprawdzić swoje możliwości. Gram najprostsze rzeczy, przy trudniejszych się gubię, nie mogę skoordynować ruchów. Zapominam co grałam 5 sekund wcześniej. Odpuszczam, nie mam telefonu i ciężko mi grać cokolwiek z pamięci bez podkładu. Wstaję. Przy drzwiach stoją moje buty. Wydają się być tak blisko, a przecież są na drugim końcu pokoju.

13:30 (T+3h)

Idę na górę. Ciężko mi wejść po schodach oraz chodzić prosto. Czuję mrowienie w całym ciele. Czuję, że za długo to trwa, mam wrażenie, że od dłuższego czasu faza się nie zmienia i może warto by dorzucić. Początkowo miało być 300 mg, postanawiam dorzucić jeszcze 150. Włączam YT. Oglądam covery na perkusji. Obraz na komputerze co sekundę traci i zyskuje głębię, mam wrażenie, że ekran mam przed nosem, ale gdy wyciągam rękę okazuje się, że jest dalej niż myślę. Oglądając gościa grającego na perkusji nie mogę skupić się na całości filmu, skupiam się więc na jego głowie. Jest raz mniejsza, raz większa. Myślę sobie, że może niepotrzebnie dorzucałam bo w sumie już jest całkiem fajnie. Wstaję, idę się przejść po pokoju i do łazienki. Wstając z łóżka nogi się pode mną uginają i tracę równowagę. Szybko to opanowuję i schodzę na dół, co jest nie lada wyczynem, zwłaszcza, że ledwo mogę ocenić odległość między kolejnymi stopniami, a co dopiero zejść po stromych schodach. Docieram do łazienki, patrzę w lustro. Źrenice ogromne, oczy szeroko otwarte. Wyglądam źle. Widać na pierwszy rzut oka, że coś ze mną nie tak. Przemywam twarz, załatwiam potrzebę i wracam na górę.

14:30 (T+4h)

Leżę na łóżku z komputerem obok i marnuję czas. YouTube, Facebook, jakieś gierki. Wszystko mi się szybko nudzi i nie mam ochoty na nic. Włączam muzykę. Z jej doborem też ciężko, ale w końcu puszczam jakiś dobrze znany, modny kawałek. Słuchając muzyki, przeglądam FB, nawet nie zauważam kiedy utwór się kończy. Dziwne, szczególnie po przeczytaniu tylu raportów ludzi o zupełnie innym, lepszym odczuwaniu muzyki. Włączam jeszcze raz, tym razem staram się bardziej skupić. Muzyka dociera do mnie jakby z daleka, mam wrażenie, że nie słyszę jej wyraźnie, choć tak naprawdę słyszę każde słowo tekstu. Próbuję wybić rytm rękami na kolanach. Nie mogę. Mam wrażenie, że jest raz wolniej, raz szybciej. Robi się coraz ciekawiej. Powoli tracę poczucie rzeczywistości, rozglądam się po pokoju, nie wiem co jest bliżej a co dalej ode mnie. Leżę na łóżku, w głowie mam wszystko. Zamykam oczy i czuję jak cały pokój wiruje. Jestem na granicy rzeczywistości i snu. Nie wiem co jest realne, a co nie. Otwieram na chwilę oczy, patrzę na gitarę stojącą z 5 metrów dalej. Jest jak na wyciągnięcie ręki. Cały mój pokój zdaje się być inny niż zwykle. Zaczynam żałować, że dorzuciłam te 5 kapsułek, ale zamykam oczy i staram się rozkoszować chwilą.

15:00 (T+4,5h)

Otwieram oczy, znajduję telefon i sprawdzam czas. Za jakieś 3h będzie tu mój chłopak. Zamykam oczy dalej z nadzieją, że się trochę uspokoję i za 3 godziny będę ogarniać życie i swój umysł. Mam dziwne wizje, nic kokretnego, ale raczej nic dobrego. Czuję jakbym była zupełnie gdzie indziej. Wydaje mi się, że przytulam się do chłopaka, jednak gdy tylko ruszam dłonią czuję pod nią fakturę kołdry. Jest zimna i przyjemna w dotyku. Co chwilę otwieram oczy i łapię trochę rzeczywistości. Próbuję się ruszać, żeby czuć swoje ciało i wiedzieć, że wszystko jest dobrze. Nawet nie zauważyłam jak mój pokój stał się zupełnie ciemny.

Nie wiem która jest godzina, ale musi być grubo po 16, w końcu mamy grudzień. Otwieram oczy, próbuję się podnieść i wstać. Nogi się pode mną uginają i czuję jak moje ruchy stają się sztywne i gwałtowne. Podchodzę do drzwi, zapalam światło.

17:00 (T+6,5h)

Kładę się znowu. Wizje w mojej głowie nie dają mi zasnąć, choć sen dałby mi trochę ukojenia. Zaczynam rozmyślać nad swoim życiem. Dochodzę do wniosku, że nic w życiu nie ma sensu. Nie lubię tych myśli. Próbuję znaleźć coś, co nadaje życiu sens, jest ciężko. Słyszę wołanie z dołu. Zbieram siły, biorę kilka głębokich oddechów i idę na spotkanie z mamą. Woła mnie do siebie, każe usiąść i tłumaczy kiedy, gdzie i o której godzinie mam się zgłosić na korepetycje. Rozumiem wszystko, choć jej głos też dochodzi jakby z daleka. Przytakuję tylko, mimo, że nie chcę żadnych korków. Schodzę na dół, wchodzę do łazienki. Oczy jak 5 złotych, źrenice niewiele mniejsze. Przeraża mnie to jak wyglądam. Zdecydowanie widać, że coś jest nie tak. Układam włosy, może to trochę pomoże. Idę do kuchni napić się wody. Zagaduje mnie siostra. Nie chcę z nią rozmawiać. Wiem, że mówię chaotycznie, chaos mam przecież w głowie. Schody są najtrudniejszą częścią, a w moim domu jest ich sporo. Żałuję teraz, że mój pokój jest na samej górze. Odpalam komputer, jednak nadal z wielkim trudem przychodzi mi patrzenie w monitor i czytanie skaczących literek. Zamykam go i kładę się znowu. Mam mało czasu na wytrzeźwienie. Nie sądziłam, że będzie to trwało aż tak długo. Znów mam dziwne sny i wizje. Czasem nie wiem gdzie jestem, ale gdy tylko próbuję odzyskać świadomość przypominam sobie, że leżę w swoim ciepłym łóżku, uspokajam się trochę i odpływam znowu.

18:30 (T+8h)

Dzwoni telefon. Dzwonek w telefonie to jakiś fabryczny dzwonek, jest bardzo głośny i piskliwy. Wybudza mnie z transu i przeraża. To chłopak. Będzie tu za pół godziny. Szybko próbuję wrócić do normalności, chociaż czuję się jak po jakimś psychodelicznym speedzie. Moje ruchy są gwałtowne, schodzę na dół do łazienki. Patrzę w lustro. O nie. Staram się wymyślić jakiś sposób na zmniejszenie źrenic. Patrząc w swoje oczy w lustrze widzę jakiś ciężki chaos. Układam włosy, biegnę na górę. Biegam po całym domu. Nie mogę nadążyć ciałem za swoimi myślami. Wszystko robię szybko, przebieram się, robię makijaż, żeby wyglądać trochę normalniej. Obraz przed oczami nadal jest niekonkretny, rozmazany, czasem trójwymiarowy, czasem niewiadomo jaki. Może nawet czterowymiarowy… Nie wiem. Po schodach staram się schodzić ostrożnie, bo ciężko z koordynacją ruchową. Biegnę do kuchni, robię herbatę z cytryną. Czeka mnie konfrontacja z siostrą. Staram się przymykać moje szeroko otwarte oczy, żeby nie wzbudzać przerażenia wśród ludzi. Zaczyna do mnie mówić, cieszę się, że już lepiej docierają do mnie dźwięki. Mówię, że nie mam czasu. Biorę herbatę i schodzę do piwnicy. Wychodzę na zewnątrz (z piwnicy jest wyjście na zewnątrz), stawiam herbatę na schodach i odpalam papierosa. Nie smakuje mi, ale palę do końca. Biorę herbatę, wchodzę do środka.

19:00 (T+8,5h)

Nadal ciężko mi utrzymać równowagę i ocenić co jest blisko a co daleko. Wypijam herbatę z nadzieją, że pomoże. Staram się pić dużo, żeby jak najszybciej wytrzeźwieć.

Spotkania z chłopakiem nie będę opisywać, starałam się wyglądać jak najbardziej naturalnie i opanować swoje szybkie myśli i ruchy.

22:00 (T+12h)

Siedzimy już w większym gronie, czuję się coraz lepiej. Śmiejemy się, pijemy piwko, jest już dobrze. Chciałam, żeby ktoś jeszcze przyszedł, żeby nie zwracać całej uwagi na siebie.

23:00 (T+13h)

Odpalamy ze znajomymi dwa blanciki. Palenie wchodzi jakoś lepiej niż zwykle, jeszcze nie zeszło ze mnie całe DXM, może to dlatego. Nadal czuję się pobudzona i mam dobry humor.

Podsumowanie

Moje pierwsze doświadczenie z DXM nie było przyjemne, więc chciałam spróbować jeszcze raz, całkiem sama z większą dawką. Uważam jednak, że nie jest to dla mnie, nie chciałabym, żeby ktoś się dowiedział, co miałam wtedy w głowie. Poza tym bardzo nieprzyjemne myśli o braku sensu życia. Cała reszta całkiem spoko, na pewno ciekawe przeżycie, te odrealnione wizje i zacieranie się granicy między rzeczywistością a fikcją. Wrażenie bycia zupełnie gdzie indziej, czy przytulania się do kogoś, podczas gdy leżę sama we własnym łóżku to ciekawa sprawa. Może jeszcze kiedyś spróbuję, ale muszę mieć więcej czasu i lepiej się przygotować.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Jestem pozytywnie nastawiona na tripa, jedyne co mnie zaskoczyło pod koniec to mało czasu, nie spodziewałam się, że będzie to trwało aż tak długo, musiałam szybko wytrzeźwieć
Ocena: 
Doświadczenie: 
THC - często, codziennie lub prawie codziennie Alkohol - ostatnio raczej rzadko, kiedyś częściej na imprezach w gronie znajomych DXM (acodin) - 1 raz wcześniej, 150mg 4-ho-mipt - dwa razy w życiu, 20 i 30mg Papierosy - nałogowo
Dawkowanie: 
15 kapsułek po 30mg, w sumie 450mg

Odpowiedzi

Sprawnie napisany raport, co nie zmienia faktu, że największym darem dla NeuroGroove jest wproawdzenie recept na acodin. Dziękujemy, Dobra Zmiano!

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media