psychodeliczny potencjał marihuany, czyli moja miłość do thc z perspektywy czasu.
detale
psychodeliczny potencjał marihuany, czyli moja miłość do thc z perspektywy czasu.
podobne
Czytając raport Lili pod tytułem "THC: Uwięzienie we własnym umyśle" postanowiłam podzielić się swoją historią. Miał to być krótki komentarz do jej raportu, jednak poniosło mnie i uznałam, że zasługuje to na osobny raport.
Zanim jednak przejdę do meritum zacznę przydługawym, refleksyjno-depresyjnym wstępem, żeby nakreślić mniej więcej obraz swojej osoby i swojego doświadczenia z marihuaną.
Paliłam przez 5 lat regularnie (prawie codziennie) aż do stycznia tego roku kiedy przestałam. Przeważnie sama, rzadziej gdzieś ze znajomymi, wolałam sobie posiedzieć we własnej głowie i porozkminiać sens swojej egzystencji przy muzyce, czy filmie. Lubiłam palić, rano joint przed pracą na lepszy poczatek dnia, wieczorkiem po pracy na rozluźnienie, joint na spacerze, joint na wycieczce w góry, kupiłam sobie piękne, wielkie lodowe bongo ktorego posiadanie celebrowałam weekendami i tak mijały lata na praktycznie ciągłej bombie.
O własnych krzakach nie było mowy, więc na weed wydawałam fortunę, przeżyłam jakąś tam formę "uzależnienia psychicznego" i tak tłumaczyłam sobie, że palenie przecież leczy a nie szkodzi i w gruncie rzeczy nikomu nic złego nie robię, co najwyżej trochę tylko haraczę sobie płuca.
Generalnie fun & games, aż do momentu, kiedy zaczęłam się całkowicie odrealniać. Luki w pamięci, problemy z logicznym myśleniem, cięzko było mi mówić złożonymi zdaniami, do tego kompletny brak motywacji, sporo przytyłam od wpierdalania (jako zapalona kucharka uwielbiałam gastrofazy) i jakoś tak wszystko straciło sens. Gdzieś w tym okresie rzuciłam pracę (wspominam tak tylko, żeby dodać dramatyzmu sytuacji :P), jointy przestały smakować wolnością i buntem, do tego doszła moja niezbyt wtedy atrakcyjna sytuacja życiowa i perspektywa na przyszłość, więc popadłam w długą i ciężką depresję (później leczoną psychotropami), no totalna chujnia bez jakiejkolwiek wizji poprawy.
Długo walczyłam ze sobą (depresja ma to do siebie, że wciąga) aż w końcu powiedziałam "dość". Zacisnęłam zęby, doprowadziłam się do jako takiego porządku, klepki w mózgu z powrotem się posklejały, doedukowałam się i po miesiącu czy dwóch przerwy uznałam, że jednak co za dużo to niezdrowo i postanowiłam, że będę palić "raz w tygodniu, w cichej, ciemnej samotności" celem zajrzenia wgłąb siebie i to właśnie wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy, mianowicie chyba na własnej skórze odczułam psychodeliczny potencjał marihuany.
Pierwszy raz nawet mi się spodobał, medytowałam, myśli gdzieś tam sobie pływały po wszechświecie, w końcu zasnęłam, ogolnie relaksujący, przyjemny high, który jak się okazało był wprowadzeniem do całego burdelu, który miał się dziać w mojej głowie, a także wprowadzeniem do swego rodzaju autoterapii.
Przeszłość mam raczej burzliwą, dużo głupstw w życiu narobiłam, dlatego przy kolejnym paleniu dopadło mnie potworne, bolesne, fizycznie wręcz odczuwalne poczucie winy. Jedna negatywna myśl spowodowała, że stanęły mi przed oczami wszystkie wstydliwe sytuacje z mojego życia, które dawno wyparłam ze swojej pamięci i chyba pomału zaczęłam rozumieć, za co tak naprawdę nienawidzę siebie. Z następnych "sesji terapeutycznych" pamiętam silny, niedający się niczym zagłuszyć niepokój i rozrywającą serce potrzebę natychmiastowej zmiany w życiu. Kolejnym razem dostałam ataku paniki (nigdy wcześniej mi się nie zdarzały) który sama pogłębiałam powtarzając w myślach "nie uciekniesz ze swojego umysłu". W swoim raporcie Lila pisała, że czuła się jak w pułapce, lepiej bym tego nie ujęła. Natłok myśli był tak przytłaczający, że tylko zwinęłam się w kłębek i czekałam aż przejdzie.
Ostatni raz paliłam 4 stycznia, w swoje 25 urodziny, które z własnego wyboru spędzałam samotnie. Wtedy to położyłam się na łóżku, zamknęłam oczy i nagle poczułam jak unosi mnie jakaś niesamowita, pozytywna energia. Dotarło do mnie, że przecież wszystko będzie dobrze, nie ma się czego bać, energia wszechświata przecież ciągle zmierza ku dobremu. Wtedy opisywałam to jako rozmowę z Bogiem (nawet pytałam znajomego księdza, czy według religii katolickiej jest to możliwe, sama podobnie jak Lila jestem agnostykiem), choć teraz nie wiem, czy odrobinę nie przesadziłam, mimo że było to dla mnie przełomowe doświadczenie.
Podsumowując:
Od tamtej pory nie palę, bo nie jestem jeszcze na to gotowa. Dopiero jak się całkowicie emocjonalnie ustabilizuję, spróbuję wrócić do rekreacyjnego palenia. Regularnie palić już nie chcę, a dalej zaglądać wgłąb siebie się jednak trochę boję, choć nie ukrywam, że zrobię to kiedy będę gotowa zawalczyć ze swoimi wewnętrznymi demonami. Kiedyś klasyfikowałam marihuanę jako zwykłą używkę, teraz wiem, że to potężna roślina zasługująca na szacunek.
W tym roku planowałam pierwszy raz spróbować grzybów, nadal jednak nie wiem, czy to dobry pomysł. Cóż, do sezonu jeszcze trochę czasu. ;-)
- 30476 odsłon
Odpowiedzi
Skomentowałem report @Lila
Skomentowałem report @Lila przed przeczytaniem Twojego reportu i... napisałem praktycznie to samo co Ty ;)
Również pisałem o szacunku do trawy, o robieniu sobie przerw i o tym że nie ma używek idealnych i każdt ma swoje większe lub mniejsze wady.
I utwierdzam się w przekonaniu które napisłem pod reportem @Lila : neurogroove zostaje powoli opanowywane przez płeć piękną ^^
A i jeszcze jedno... wreszcie ktoś kto potrafi dobrze rozbić tekst który się po prostu dobrze czyta.
Dzięki za miłe słowa,
Dzięki za miłe słowa, przeczytam Twój komentarz u Lili :)
Płeć piękna opanowuje świat, więc NG też musi ;-)
Grzyby czy...
...inne psychedeliki to niezły pomysł, ale pod kilkoma warunkami:
1. Musisz się przygotować na tę wyprawę. Przypuszczam, że wolałabyś podróż odbyć we włąsnym towarzystwie i w samotności, więc nie doradzam szukania szamana. Po prostu przygotuj się.
2. Przed Podróżą przygotuj sobie otoczenie. Upewnij się, że jesteś w miejscu, w którym czujesz się absolutnie bezpiecznie, że w Twoim otoczeniu jeśli jacyś ludzie w ogóle będą (np. w innym pokoju) to są to ludzie, którzy nie zrobią Ci jazdy. Czyli są bezpieczni. Upewnij się też, że będą wiedzieli co się dzieje, żeby nie panikowali jak dojdą i9ch jakieś "odgłosy".
3. Przygotuj sobie muzykę. Osobiście proponuję tę playlistę: https://www.youtube.com/playlist?list=PLn4lEz2vUZclHx1qpdnUEwc03j66-62Re Jeśli skorzystasz z playlisty, to czytaj dalej. Jeśli postanowisz skomponować włąsną, to poświęc jej sporo czasu przed Podróżą.
4. Przed podróżą wypróżnij się, weź prysznic. Przygotuj sobie łóżko i wodę do picia. Podróż potraktuj jak Sakrament (samo słowo Sakrament właśnie to oznacza; sacred - święty, ment, mente - umysł; sakrament to świętość w umyśle lub doświadczanie świętego umysłu). Zanim przyjmiesz substancję (nie muszą być grzyby, może być dowolny psychedelik) poproś Ducha o przewodnictwo. Poproś Siebie o przewodnictwo. Poproś o pokazanie tego, co zobaczyć musisz i z czym musisz się uporać. Poproś o protekcję i opiekę. A potem ognia.
5. Włącz playlistę. Oglądaj jeśli masz co oglądać (w tej playliście jest co oglądać na początku) do momentu, w którym poczujesz, że "masz już dość oglądania i chcesz się położyć. Wtedy pod kołderkę i wio z muzyką. Pozwól się zabrać tam gdzie chce Cię zabrać, zobacz to co masz zobaczyć, Zrozum co masz zrozumieć i ciesz się. Nawet jeśli jakiś etap będzie trudny czy nieprzyjemny, nie bój się, nie ulegaj strachowi - cały czas jesteś absolutnie bezpieczna. Nawet najgorszy koszmar straszy tylko dlatego, że jest Ci nieznany - poznaj, a wtedy okaże się zupełnie nieszkodliwy. Nie próbuj kontrolować sytuacji, a jak trzeba odpuść sobie dany kierunek. Zawsze, w każdej chwili możesz sobie pozwolić na odpuszczenie. Coś Ci ciąży? Wydaje się nie do zniesienia? Olej to, rzuć w cholerę i zostaw tam gdzie upadło. Idź dalej, a jak poczujesz się na siłąch aby się z tym mierzyć, w końcu wrócisz.
Im szybciej odbędziesz lekcje, które masz do odrobienia, tym szybciej złapiesz Równowagę w swym Wnętrzu.
ALOHA!
Wow, wielkie dzięki za
Wow, wielkie dzięki za wyczerpującą poradę :) Myślę raczej o jakimś słonecznym dniu na łączce pod namiotami, z kimś kto będzie wart współtowarzyszenia mi w podróży. Mój pokój, pomimo, że spędzam w nim przeważającą większość czasu przywołuje jednak wspomnienia, z ktorymi nie chcialabym borykać się podczas tripu. Na pewno dobrze się przygotuję, bo wiem ze będzie to ważny dzień, póki co jednak jeszcze się zastanawiam, powoli acz systematycznie oczyszczając swój umysł i ciało z wszelakiego syfu, ktory tam zalega. Szaman by się znalazł, ale nie wiem czy chciałabym powierzyć swój pierwszy raz kompletnie obcej osobie. Póki co sporo czytam, medytuję i pomalutku podejmuję decyzję. Na wszelki wypadek wezmę ze sobą coś na uspokojenie :)
Jeszcze raz dzięki :)
Uspokajacza...
...proponuję nie brać. To substancje cholernie szkodliwe dla ludzkiego ciała. Szkoda zdrowia, serio.
Yerba mate pomaga oczyścić organizm, a nie wypłukuje magnezu. Co do magnezu zaś - suplementacja tym minerałem jest bardzo potrzebna. Magnez to cement, a wapń co cegły. Jak masz niedobory magnezu to wapń opuszcza tkankę twardą i "wnika" w tkankę miękką - zwapnienie gruczołów czy osteoporoza to właśnie wynik niedoborów magnezu. Te dwa pierwiastki należy przyjmować oddzielnie, z przynajmniej godzinną przerwą, więc środki rzekomo łączące oba to zwykła ściema. W ogóle najłatwiej przyswajalna forma magnezu to chlorek magnezu. Występuje w postaci czystej (farmaceutycznej - to można dodawać do jedzenia czy wody, ale lepiej soku, bo ma raczej nieprzyjemny smak; swego czasu brat wchodzący do pokoju pytał czy "woda jest zatruta", bo miałem zwyczaj picia mineralnej - zresztą nadal mam) lub nieco zanieczyszczonej (dużo tańszy, ja na allegro brałem za 35 zeta za 5kg; nadaje się do kąpieli czy moczenia nóg - miska, woda w temperaturze jaką lubisz, wsyp soli magnezowej, tak od serca, nie łyżki a raczej szklanki i stopy w wodę na 30 minut lub do godziny; jakiś epizod serialu; przez pory skóry organizm moment wessie magnez, możesz odczuć senność, przykładowo; dwa, trzy razy w tygodniu przez miesiąc, potem raz na jakiś czas).
To dobry punkt do zmian i nie kosztujący jak mokre zboże, z którego robią pieczywo drażniące receptory opiatowe i uzależniające nas (pszenica), a po stosunkowo niedługim czasie zaczniesz dostrzegać bardzo wiele zmian w swym życiu ;)
W Podróż idź według Intuicji. Jak jakiś element porad Ci się spodoba - wykorzystaj go, a jak nie - spokojnie olej. Słuchaj Siebie. Medytacja to wyciszenie Umysłu bo w takich chwilach "ciszy" słychać siebie.
Fajne jest to, że po prostu wiem, że doskonale rozumiesz co Ci piszę ;)
Nie spodziewałam się aż tak
Nie spodziewałam się aż tak pozytywnego odbioru mojego raportu. Magnezem się suplementuję jak sobie przypomnę (nie jestem zbyt konsekwentna, ale pracuję nad tym), chociaz tą sól chętnie wypróbuję. Jeśli miałabym jakieś pytania, czy mozna gdzieś z Tobą porozmawiać na osobności?
Można.
Napisz wiadomość przez tę stronę, a złapiemy mailowy kontakt. Potem możemy szukać innej platformy, jeśli zaistnieje taka konieczność.
Dobrze prawisz
@93 Jak zwykle mądrze mówisz :D Ostatnio sam kupiłem chlorek magnezu, kiedy się dowiedziałem, jakie ma właściwości =) Zrobiłem sobie z niego "psikacz" pod pachy, bo jak wiadomo, te dzisiejsze dezodoranty mają tyle syfu, że szkoda gadać ;/ Właściwie to syf jest wszędzie, nam pozostaje tylko się oczyszczać.
@meskalina bardzo ciekawy report, przyznaję :D Osobiście do uspokojenia i zarazem oczyszczenia mogę Ci polecić "zlele Damiana". To takie listki z meksyku, z których się robi herbatkę. Jak dla mnie jest super. A jeżeli jesteś na poważnie zaangażowana w oczyszczanie ciała, to z ręką na sercu powiem, że nie ma nic lepszego niż kombucha ;) Przeczytaj o tym grzybku na necie- jest wręcz idealny. Najlepsze w nim jest to, że rozpuszcza fluor z szyszynki (ten jakże propagandowy pierwiastek zalega w mózgu i tworzy bardzo nieprzyjemne skamieliny).
Oprócz tego to polecam zrezygnować z pasty z fluorem, żeby jeszcze bardziej się nie zatruwać oraz ewentualnie zastosować terapię wodą utlenioną- poczytaj na necie- każdykto stosował, ten zachwala :) Ja też w sumie, bo (co mnie najbardziej zadziwiło) po 9ciu dniach picia wody utlenionej i patrzenia jak domownicy pukają się w czoło, sprawdziłem ile wytrzymam na wstrzymanym powietrzu. Mój rekord kiedyś to 1:20. a ostatnio wytrzymałem 2:00 więc poprawa jest wielka. Oczywiście w okół tej metody są kontrowersje, ale jako że zdążyłem już sporo poczytać na temat budowy ludzkiego ciała, to mógłbym ewentualne wątpliwości rozwiać ;) A jeżeli i tak masz opory przed piciem, to zawsze możesz robić inhalacje.
Przytoczone wyżej metody, plus porady od 93, powinny wspaniale zadziałać na ciało- wiem to dlatego, że potwierdza je cała wiedza naukowa, jak i moje osobiste doświadczenia. Należy pamiętać, że oprócz oczyszczenia ciała warto też oczyścić ducha, więc bardzo dobrze, że medytujesz i podchodzisz do tego jak do rytuału- z doświadczenia wiem, że poszanowanie dla substancji przewodniej to już wieli, wspaniały krok do dobrego tripa. Nie na darmo w pewnych częściach meksyku, gdzie ludzie czasem robią święte ceremonie z grzybami, trzeba pościć i się modlić kilka dni przed ;)
Przeczytałem, że jesteś agnostyczką- moim zdaniem bardzo dobrze, że nie wierzysz tym bzdurom, które wygaduje kościół i nie dajesz się omotać wizji "surowego boga" który nas kocha, ale zsyła do piekła na męki jak coś pójdzie nie tak xD Ja sam oczywiście dawno przestałem im wierzyć, więc w pełni Cię rozumiem. Nie ma co szukać boga na zewnątrz- jedynym prawdziwym Bogiem jest nasz ludzki umysł. Pewien doświadczony życiowo człek napisał kiedyś "W życiu najważniejsze jest to aby wsłuchać się w szept Stwórcy, który rozbrzmiewa w każdym z nas." :)
Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w przygotowaniach ;)
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Z psikacza...
...korzystałem przez 2-3 lata, teraz nie korzystam. Czystość zxachowujesz i nie musisz. Ludzie nie wiedzą, ale wiele dezodoroantów zawiera w sobie skłądniki odżywcze dla bakterii żyjących "pod pachą, we włosach". Dlatego tak "śmierdzi". Odstawicz dezodorant, zastąpić piskaczem a po jakimś czasie i z nim można się rozstać. I od tej chwili spod pach wiatr morowy nie zawiewa. O ile dbamy o higienę osobistą.
Z fluorem to sprawa jest trochę bardziej złożona. Podobnie jak z odkłądaniem się go w szyszynce. W szyszynce nie odkłada się fluor tylko wpań - dlatego jest mowa o "zwapnieniu" szyszynki. Fluor w tym procesie "pomaga", ale też tylko w jednym przypadku.
Fluor generalnie w naszym organizmie spełnia podobą rolę co jod, ale tylko wtedy, kiedy są niedoboru jodu. To raz. Dwa - fluor występuje w dwóch postaciach - naturalnej, fluorek wapnia i jako odpad chemiczny czyli fluorek sodu (i pochodzne). Nawet wikipedia wyjaśnia całkiem nieźle różnice pomiędzy oboma. Fluorek wapnia przykłądowo występuje w szpinaku i to w bardzo wysokim stężeniu. I w tej postaci nie jest szkodliwy. To fluorek sodu jest trucizną. I to on jest dodawany do past. Ja korzystam z Himalaya - Dental Cream, ma naturalny fluor z roślin. Lub innych odmian (np. enzymatyczna ochrona dziąseł). To pasty wedyjskie. Można je znaleźć w Naturze lub aptekach (ale tutaj są sporo droższe). Normalna cena to ok 10zł za tubkę. Używać ilości jak w poprzek szczotki (a nie jak na reklamach przez całą długość szczotki) i wystarcza na długo. W moim przypadku odstawienie pasty z fluorkiem sodu zaowocowało regresem pruchnicy w jednym z zębów. Od kilku lat nie byłem u dentysty bo nie muszę. Zęby myję dwa razy dziennie, czasami plus z raz w środku dnia (zależnie od chwili) i nie wali mi z paszczy. nie mam problemów z wrażliwością, itd. Zęby zbudowane są z wapnia, ale bez magnezu słabną, bo brakuje zaprawy między cegłami. Obciążenie chemią i nic dziwnego, że mało kto ma zęby po 40. A przemysł protezowy kwitnie.
Uważałbym z tym określeniem "prawdziwym Bogiem jest ludzki umysł" - raczej Umysł Wszechświata, a nasz ludzki jest tylko fraktalem tego Kosmicznego. A może to Kosmiczny jest fraktalem naszego? ;)