wspólne urodziny na kwasie
detale
wspólne urodziny na kwasie
podobne
Dzień 1
Przyjechałem do pewnego miasta w sobotę wieczorem. Z peronu odebrała mnie XYZ. Zaczęliśmy od przygotowania do tripa. Zrobiliśmy zakupy na kolację i kupiliśmy słodycze na niedzielę. Wspólne sprzątanie było ważnym elementem dla mojego S&S, bo pomogło mi bardziej poczuć się jak w domu. Jak już wszystko było gotowe to XYZ poczęstowała mnie ziołem, walnąłem jedno wiadro i po chwili zrobiło mi się miękko. Miałem potrzebę się położyć, a następnie zaczęło się nasilać działanie.
Rozmawialiśmy przez telefon z ABC dzięki któremu się z XYZ poznaliśmy i niestety nie udało mu się wpaść do nas na ten weekend. Z głośnika grała muzyka, CEVy się nasilały, a w ustach było coraz bardziej sucho. Z czasem również muzykę było czuć jakby falowaniem ciała. Skończyłem rozmowę z ABC który gdy rozmawiał z kolegą prawdopodobnie wracając do domu. Miałem wrażenie jakby z tego telefonu wylatywało zimno, a na dodatek już przestawałem być w stanie mówić.
Moje myślenie przedstawiało się na jakiś inny sposób myślenia. Myśli to było to co doświadczam, CEVy, emocje i inne odczucia ciała. Nie było słów. Była jednak XYZ która widząc, że potrzebuje się napić podała mi wodę. Poczęstowała mnie również sernikiem czekoladowym, jednak jego smak był tak intensywny, że nie byłem w stanie go całego zjeść. Gdy położyłem się z powrotem, wzięła ode mnie talerz. Czas spowolnił do wieczności. Zamknięte okna i palone obok zioło sprawiało wrażenie, że siedząc w tym pomieszczeniu to się nigdy nie skończy, więc nieskończony czas wydawał się zarówno w przód jak i w tył.
Całość tripa była mocno dysocjacyjna i próbowałem dojść do tego kim jestem. Trip zdecydowanie nie należał do najlżejszych, ale myślę, że było w nim coś wartościowego. Stwierdziłem, że różnica między mocną dysocjacją, a śmiercią ego są słowa że i kim. Podczas dysocjacji nie wiem kim jestem, a podczas śmierci ego że jestem. Trip płynnie przeszedł w sen, jednak były one wyraźnie oddzielne.
Dzień 2
Rano zrobiliśmy śniadanie z tego co miało być na kolację poprzedniego dnia. Następnie udałem się do kościoła. Był bardzo ładny, ponieważ w przeciwieństwie do wielu kościołów nie było w nim przepychu. Po mszy i powrocie na mieszkanie wzięliśmy się za ostatnie przygotowania.
O 11:30 wzięliśmy po jednej kostce cukru nasączonych LSD. Deklarowane 230 µg na kostkę. Po około 15 minutach zaczynały się lekkie efekty na granicy placebo, po pół godziny były już wyraźne.
Peak przesiedzieliśmy w mieszkaniu. Słuchaliśmy muzykę, przemieszczanie się po mieszkaniu było ciekawe gdy przykładowo z kuchni do pokoju przeszedłem w paru krokach, a po spojrzeniu w tył zobaczyłem, że XYZ zaczęła się oddalać, a mieszkanie robić coraz dłuższe. Oglądaliśmy trochę dziwnych filmów na yt takich twórców jak Gurgie, Fabjanoryzacja, Cyriak, Cool 3D world, Will Sparks i New world sound. Zadzwonił do nas również ABC jednak ciężko było nam w takim stanie rozmawiać.
Po peaku postanowiliśmy pójść na spacer, jednak zebranie się w takim stanie zajęło nam dość długo. Wszystko było takie fascynujące i ciągle odwracało uwagę od tego co mieliśmy zrobić. W pewnym momencie gdy popatrzyłem na XYZ oglądającą topka marichuany to widziałem ją jak w kalejdoskopie. Działanie LSD również było falowe, ale nie było to jak przy 2C-B fale psychodeli przeplatane falami trzeźwości, a fale różnych psychodelicznych efektów które się wymieniały działaniem.
Gdy w końcu udało nam się zebrać, wyruszyliśmy przed siebie. OEVy na budynkach były bardzo ciekawe, a podróż była podzielona na pewnego rodzaju segmenty. Każdy z nich wydawał się trwać niesamowicie długo. Wspominając co się działo chwilę temu mieliśmy wrażenie, że wspominamy rzeczy które działy się lata temu.
Idąc po schodach w dół z zabawki dziecka wydobywały się odgłosy przywodzące na myśl wesołe miasteczka i faktycznie blisko prawdy było to skojarzenie, bo za rogiem był cyrk. Mieliśmy nawet pomysł by do niego pójść, jednak na szczęście duża kolejka odwiodła nas od tego pomysłu i wróciliśmy do pierwotnego zamiaru pójścia do lasu. Jednak zanim do niego dotarliśmy musieliśmy wymijać ludzi o robotycznych ruchach, przebyć nieskończony park i baśnowe domki działkowe. Było tam wiele pięknych elementów przyrody pełnych fraktali, jednak dopiero idąc pośród domków mogliśmy poczuć się trochę swobodniej, bo nie było aż tak dużo ludzi dookoła. Pomimo tego zanim tam dotarliśmy to wiele razy zatrzymywaliśmy się by obejrzeć różne rośliny albo inne widoki.
Idąc pośród małych domków można było poczuć się jak w bajce. Droga po której szliśmy wydawała mi się bardzo szeroka, albo w innym momencie jakby droga do zakrętu pomimo tego, że szedłem do przodu to nie ubywało mi jej pod nogami.
Po działkach w końcu dotarliśmy do lasu. Wszystko było takie piękne oraz głębokie. Głębokie działanie kwasu należy rozumieć dosłownie, nie chodzi o metaforę tego słowa, choć głębokie rozkminy też się pojawiały, a o dosłowna głębię i nieskończone fraktale w prawie wszystkim. Kwasowe CEVy i dodatkowe kolory są subtelne, jednak ta głębia jest niesamowita i wciągająca.
W lesie większość czasu spędziliśmy wśród roślinności, jednak zwiedzenie meliny która pomimo swojego stanu była dla nas piękna była swojego rodzaju przestrogą gdzie można skończyć gdy się zatraci w używkach. Ściana przed nią była jedną z lepiej przedstawiających głębię elementów, aż można było się w nią zapaść. We wnętrzu też było wiele ciekawych rzeczy. Ciemny sufit pokryty białymi kropkami przypominał gwiezdzte niebo, a graffiti w jednym z pomieszczeń nadało klimatu niczym z pradawnej jaskini z malowidłami naściennymi.
Po wyjściu z tamtego miejsca jeszcze wiele lat przemierzaliśmy bezkresny las zachwycający swoją nieskończonością oraz kolorami. Bardzo było przyjemnie się do pewnego drzewa przytulić i była to czysta ekspresja wewnętrznej potrzeby by to zrobić. Dopiero po fakcie poczułem się jakby to było coś stereotypowego i przytulnie drzewa będąc na kwasie było jakimś osiągnięciem.
Po opuszczeniu lasu poszliśmy się przejechać tramwajem w kierunku mieszkania. Jechało się trochę jak kolejką górską. Widoki z okna były bardzo ładne, jedak jazda tramwaju uniemożliwiała przypatrywanie się różnym rzeczom przez dłuższy czas.
Ostatnią częścią podróży na zewnątrz była droga przez miasto wśród ludzi. Ruchy ich twarzy wydawały się nienaturalne. Weszliśmy po drodze do sklepu na drobne zakupy. Gdy dotarliśmy na mieszkanie dałem ugryźć kotu szyszkę którą przyniosłem z lasu. Było to dla mnie przejście do ostatniej części kwasowego tripa. Po lekkim ogarnięciu się usiedliśmy przed niebieskim kocem farbowanym metoda tie-dye i wpatrywaliśmy się w niego słuchając Lucy in the Sky With Diamonds. Było to piękne zakończenie tej części.
O godzinie 20 wrzuciliśmy po jednej pigule MDMA które płynnie zaczęły zastępować efekty kończącego się kwasa. Podczas tej części omawialiśmy te wszystkie wspólnie spędzone lata podczas tego jednego spaceru który zdawał się trwać całe życie. W późniejszym czasie dosniffowałiśmy resztę MDMA która nam została.
Dotyk był bardzo przyjemny, jednak najpiękniejsze w nim było to, że te interakcje były czyste. Takie po prostu przytulenie się bez żadnych seksualnych podtekstów. Pomimo że poczucie głębokiej przyjaźni wydawało się prawdziwe to zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że to tylko iluzja narkotyku i zaczęliśmy wymyślać ile rzeczy możemy porobić na trzeźwo, by solidnie budować tą znajomość i nie skończyć jako znajomi do ćpania.
W pewnym momencie siedząc samemu w pokoju poczułem zrozumienie oraz współczucie do ludzi walących empatogeny w ciągach oraz utwierdziło mnie to w przekonaniu, że beta-ketonów nie chce nawet próbować.
Dzień 3
Muzyka która leciała w tle nadawała przyjemnego spokojnego klimatu który ułatwił zaśnięcie po ustąpieniu czasu działania XTC.
Na następny dzień mieliśmy bardzo dobre samopoczucie i nie było złego samopoczucia którego się spodziewaliśmy po pigułach. Trzeźwy spacer przed moim wyjazdem był bardzo fajnym momentem podczas którego mogliśmy podziwiać świat w naturalnym stanie świadomości.
- 2978 reads