lsd - pierwszy raz
detale
raporty awdgb
lsd - pierwszy raz
podobne
Cześć.
Zanim wrzuciłem LSD pierwszy raz szukałem sporo po necie jakie dawki, jak działa, ile trzyma, więc napiszę ten post dla osób głodnych wiedzy.
Nigdy wcześniej nie brałem nic o podobnym działaniu, najmocniejszym dragiem był kryształ.
Mój dobry przyjaciel z którym ostatnie lata widuje się bardzo rzadko przyjechał do mnie na parę dni. Wcześniej już mi mówił że ma dwa kwasy, ja od razu mówiłem że nic takiego nie biorę.
W pierwszą nockę były blanty, piwka i litr łychy na dwóch. Następnego dnia on spał 12h, ja(spałem z 6-7h) po przebudzeniu wypiłem drinka i piwko, położyłem się na 2 godzinki i poleciałem po 2 kebsy. Wciągneliśmy po kebabie i zarzuciliśmy temat - on całego ja pół, drugie pół zostawiłem na potem jak już rozeznam się z działaniem substancji.
Powodem dla którego zmieniłem zdanie był między innymi filmik z youtuba, gdzie koleś zarzuca 40 grzybów, wypływa łódką na jezioro i opowiada o rzeczywistości na grzybach w samych superlatywach.
Tutaj link: https://www.youtube.com/watch?v=bKIWPUiDqrk&t=919s
Drugim powodem było to że osoba która przywiozła kartony twierdziła iż na jego oko działają z 5h, bo wcześniej trochę posmakował jednego z nich(possał minutę i wyciągnął).
Stwierdziłem więc że alkoholem i blantami się tylko bardziej dojedziemy, więc fajnie będzie coś zarzucić na śmiechawe.
Po wrzuceniu poszliśmy na falochron wychodzący w morze, 7 kilometrów drogi w jedną stronę. Stwierdziłem że kiedy będziemy szli wejdzie faza, a przy powrocie do domu zacznie stopniowo schodzić, tak że już będę w miarę "normalny".
Działanie LSD na moją osobę:
Pierwsze efekty po godzinie było widać w mocniejszym odbieraniu kolorów, wyluzowaniu, wesołego śmiechu który też sami nakręcaliśmy.
Mój kompan który zarzucił całego kwasa i spalił już trzy jonty zachowywał się zupełnie normalnie, jak na moje wcześniejsze wyobrażenie o LSD, jedynie sporo gadał o całkiem nie istotnych rzeczach. Ja osobiście nie czułem nic mocniejszego niż jakbym spalił dobrego blanta, więc zarzuciłem drugą połowę kartonika po około 90-120 minutach od pierwszej połówki.
Faza załączyła się kiedy wszedłem na falochron, kumpel został przed wejściem, chciał skręcić blanta na drogę falochronem. Kiedy doszedłem na koniec poczułem ogrom świata, widok z falochronu był niesamowity, dziesięciokrotnie spotęgowany przez używkę.
Trip:
Po 15 minutach doszedł mój kompan, który znów zaczął gadać. Ja próbowałem skoncentrować swoją uwagę na tym co się dzieje we mnie, słuchając o czym on mówi jednocześnie. Efekt tego był taki że przez ostatnią godzinę nie mówiłem prawie nic, od zarzucenia drugiej połówki(nie chciałem jej przypadkiem wypluć). Poczułem dziwny niepokój stojąc tak daleko w morzu na falochronie, i powiedziałem że schodzimy, po drodze trzymałem się bardzo blisko muru, bojąc się że wpadnę do wody. Kiedy już zeszliśmy było ciemno, ogarnąłem się że idę wprost w 4 metrową dziurę okopową(przed falochronem były schrony powojenne), która w moim wyobrażeniu miała z 15 metrów głębokości. Mój kompan zaczął nas wyprowadzać w kierunku ulicy, gdzie było wreszcie jasno. Stwierdziliśmy że nie wracamy wzdłuż plaży, tylko ulicą która była mocno oświetlona. Po drodze czułem się coraz gorzej, czułem straszne zmęczenie psychiczne i fizyczne, musiałem siadać co 200 metrów, zwykle kiedy wjeżdżała faza kwasowa. Kwas działał na mnie tak że czułem się spoko 20 minut aż w pewnym momencie wchodziła inna rzeczywistość na 5-10 minut i puszczał znów na 20 minut. Kumpel próbował mnie ogarnąć, mówił że kwas działa tak jak chcesz, że jak sobie wkręcisz tak będziesz się czuł, ale ja już byłem tak zorany że czekałem tylko aż zejdzie, żeby wrócić do domu i pójść do łóżka. Kiedy dowiedziałem się że kwas może trzymać do 12 godzin stwierdziłem że zrobiłem najgłupszą rzecz jedząc ten karton. Zadzwoniłem do brata i mówię prosto z mostu że zeżarłem kwasa i czuje się chujowo. Rozmowa z trzeźwym trochę pomogła, najbardziej pomogło to że kompan zajął się rozmową z moim bratem przez telefon, a ja mogłem próbować zorientować się, co się ze mną dzieje. Czułem się jakby wyjęty z rzeczywistości. Spojrzałem na kumpla który schodził z delikatnej górki i widziałem normalnie jakby schodził coraz niżej, jakby za chwile jego głowa miała być pół metra niżej niż powinna. Kiedy dochodziliśmy do domu było już dużo lepiej, czułem że jestem blisko czegoś co znam, że za chwile wszystko będzie poukładane. Włączyłem kompanowi kompa a sam poszedłem do wyra. Zamknąłem oczy. Czułem się dużo lepiej, wzrok ani dotyk już mnie nie zwodził, chociaż kiedy dotknąłem swojego ciała czułem jedynie to miejsce na którym leżała moja dłoń, jakby reszta ciała była nieobecna. Zaczęły mi latać obrazy przed oczami, czułem że nie mam siły nawet się ruszyć, mięśnie od nóg mi drżały, okazało się że strasznie zmarzłem. Zapomniałem wcześniej wspomnieć, że kiedy już wyszliśmy z falochronu zaczęła mnie brać sraja, przez cały okres powrotny mnie męczyła. Po 20 minutach leżenia znów poszedłem na kibel, kompan stał metr obok i gadał do mnie, kiedy ja starałem się skupić na pierdzeniu wodą i tym żeby nie odpłynąć za daleko. Jeszcze mam taki mały kibel z dupy, że jak zamkniesz drzwi to nie ma już miejsca nawet żeby wyprostować nogi, a kiedy je otworzysz naprzeciwko jest duże lustro. Także w następnych posiedzeniach na tronie, których było z pięć, obserwowałem sam siebie i dziwiłem, jak to jest możliwe że widzę swoje nogi, a w ogóle ich nie czuje. Po około 5-6 godzinach od zażycia pierwszej połówki kartonu leżałem w łóżku, kompletnie nie zdolny do niczego, cały czas ogarniał mnie jakiś dziwny strach, w momentach trzeźwości googlowałem ile działa kwas, kiedy schodzi całkowicie. Kiedy wjeżdżała faza latałem po różnych miejscach jakby jakaś dziwna energia wyciągała moją świadomość z ciała i prowadzała po różnych miejscach, odległych czasem i miejscem. Zapętliłem sobie nutę Kękę - Awdgb - uspokajała mnie i pozwalała się zorientować kiedy wracam do ciała, do pokoju, do łóżka. Towarzyszyła mi całą noc, kiedy się kończyła czułem nagły przypływ paniki. W pewnym momencie pojawiła się jakaś dziwna energia, zaprowadziła mnie w miejsce gdzie była wielka platforma, ułożona jakby z małych kostek w kolorze fioletowym, otaczała ją mocna poświata. Energia powiedziała mi że są to ludzie, wszelkie inne istoty z tego świata, i że ja jestem jedną z nich, że jestem tylko małym płomyczkiem energii wśród tej ogromnej, święcącej platformy. Potem zabrała mnie jeszcze wyżej gdzie platforma była mniejsza, tak jakby tam były już istoty nadludzkie, mimo tego że była mniejsza świeciła dziesięciokrotnie mocniej niż ta poprzednia. Energia jakby z lekkim rozbawieniem pytała dlaczego się jej opieram, pokazywała mi że może zrobić z moją świadomością co tylko zechcę, że nie jestem tak silny jak mi się wydaje i żebym uznał jej wyższość nad sobą. Zgodziłem się, i uznałem że fioletowa energia jest potęgą nieskończoną.
Po strachu:
Od tego momentu wszystko jakby puściło. Energia zabierała mnie w różne miejsca, pokazywała różne istoty a ja widziałem ich barwy i odcienie, czułem się spokojny i szczęśliwy. Po pewnym czasie zaczęła rozpierać mnie euforia, kiedy otworzyłem oczy czułem że w pokoju jest "coś", że jest tam mnóstwo małych duszków które przyszły do mnie, odkąd zgodziłem się że nie jestem najważniejszy na tym świecie, że jestem takim samym płomykiem jak oni. Kiedy odrzuciłem zupełnie jakikolwiek egocentryzm, wszelkie odcienie mego ego, które próbowały kontrolować mój umysł i ciało.
Trwało to może z dwie godziny, potem kwas zaczął delikatnie, stopniowo schodzić. W pewnym momencie energia odeszła i nagle poczułem strach, czułem że znów pojawiła się negatywna masa, ale potrafiłem się przed nią obronić i po chwili dobra energia powróciła. Po około 8-9 godzinach po wrzuceniu kartonu czułem się już tylko szczęśliwy, śmiałem się z zasłony która zmieniała kolory pod wpływem promieni słonecznych(była około 6-7 rano, wschód słońca). O godzinie ósmej poszedłem zobaczyć do kumpla ale on już spał. Ja nie mogłem usnąć więc próbowałem sprzątać kuchnie, jednocześnie mając świadomość że przeżyłem coś naprawdę wspaniałego. O godzinie 12-13(15 godzin po zażyciu pierwszej połówki) czułem się już normalnie, chwilami jakby lekko zbakany.
I żyli długo i szczęśliwie...
Wnioski:
Jeśli miałbym jeszcze kiedyś wziąć LSD za chiny nie ruszałbym alkoholu, który strasznie zmęczył mnie psychicznie. Nie paliłbym blantów ani nie jadł żadnych fast foodów. Starałbym się zorganizować wszystko tak żeby kilka dni przed zażyciem jeść w miarę normalnie i zdrowo, nie ruszać nic związanego z używkami. Być może zastanowiłbym się też nad doborem towarzystwa. Po tak silnym psychodeliku osoba z którą gada Ci się na co dzień zajebiście, może okazać się męcząca podczas podróży. A przede wszystkim zalecam respekt, świadomość mocy LSD.
Jeszcze gdzieś kiedyś czytałem że przed wrzuceniem kartoniku warto mieć pozałatwiane wszystkie sprawy, dlatego że po wrzuceniu mogą Cię męczyć 100krotnie mocniej.
Mogę jeszcze dodać że substancja na każdego działa inaczej. Mój towarzysz który zjadł tyle co ja(brał LSD w przeszłości dwa razy) i spalił z grama trawy czuł się cały czas świetnie, kiedy ja odpłynąłem on grał w lola całą nockę.
Może ktoś wyciągnie z tej historii coś dla siebie. Dzięki za wytrwanie do końca;).
- 29715 odsłon