Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

dmt - oświecenie

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Nie wiem ile tego było... 4 potężne buchy w szybkim tempie i totalny odjazd do świata astralnego.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
DOBRE + ZŁE paradoksalnie
Wiek:
25 lat
Doświadczenie:
OŚWIECENIE, Uleczenie duszy astralnej

raporty astralnypodróżnik

dmt - oświecenie

Każdy kto jest wtajemniczony wie, że to co opisywał Mckenny było METAFORAMI, jako, że wszystkie języki świata są zbyt "płaskie" aby opisać doświadczenie po DMT. Trip na DMT odczuwa się na poziomie duchowy, molekularnym, uczuciowym, astralnym, nie wizualnym tak jak to niektórzy opisują. Każdy to przeżywa/odczuwa inaczej, trip jest indywidualny. To co pisał MCkenny nie jest dosłownie opisem tego co widział, a tego co odczuwał. Wiesz co to metafora ? Sam MCkenny pisał, że tego nie da się opisać, ale spróbuje... Pisał, że opisy są jedynie Metaforami, czyli poniekąd kłamstwem. Ciężko to opisać, ale każdy kto choć raz palił DMT wie o co mi chodzi. Wiele w życiu ćpałem... Jadlem grzyby i kwas, ale one przy DMT to zwykły śmieć... DMT JEST CZYMŚ CO UWALNIA NASZĄ DUSZĘ/MENTALNOŚĆ/ŚWIADOMOŚC Z CIAŁA. Paliłem tylko raz, ale trip nie był zbyt przyjemny, choć jednocześnie był, miałem zły okres i styraną głowę. Teraz od ponad roku oczyszczam swoją duszę i ciało... rzuciłem dragi, łącznie z MJ, która tak bardzo kocham i myślę o niej przez 3 godziny, a zapominam na 3 minuty (dlatego iż powodowało u mnie depresję i wkręcała mi filmy na banie)... Medytuję, doświadczam OOBE i LD, staram się uporządkować swoje życie, załatwić nierozwiązane sprawy, naprawić błędy, naprawić swoją duszę, modlę się. Jeszcze rok... Mimo, że tak bardzo trudno mi rozstać się ze swoim dawnym życiem, imprezowaniem, dragami, które lubiłem (fajnie czasami zarzucić extasy, amfe, MDMA itp), to wszystko to robię specjalnie dla mojej wybranki, w której magiczne dłonie zamierzam oddać swoją duszę astralną, a nosi ona anielskie imię DMT... chę oddać się tylko jej i doświadczać tego dziesiątki razy. Zmieniłem sie tak bardzo, że ludzie pytają się co się ze mną dzieje, jak to jest możliwe aby z takiego wykręta stać się człowiekiem poważnym, zrównoważonym psychicznie i grzecznym, który ma tak poukładane w głowie. Po wielu latach doświadczania różnych tripów na różnych używkach uważam, że tylko marnowałem czas... DMT jest jedyną rzeczą na świecie godną uwagi, czymś co pomaga sobie uświadomić, niekoniecznie rzeczywiste istnienie innych wymiarów, ale tego, że aby osiągnąć pełnię szczęścia i spełnienia nie są pieniądze i rzeczy materialne, ale nasze szczęście i spokój duchowy. 

 

DMT każdemu ukazuje wszystko inaczej, choć paradoskalnie podobnie... Pokazuje Ci czy idziesz w dobrą stronę, jeśli obdaruje Cie poniekąd badtripem, choć badtripa nie daje nigdy ? (zaraz to rozwinę), znaczy, że Twóje życie wymiega wielu zmian, że Twoje sumienie nie jest czyste, a dusza jest zatruta wieloma problemami, pokazuje Ci czy Twoja dusza jest skażona. Poniekąd każdemu pozwala doznać podobnych odczuć, choć każde jest zupełnie inne, wszystko co Ci ukarze jest odzwierciedleniem Twoich potrzeb duchowo-astralnych, wszystko jest metaforami Twojego życia i trucizn na duszy. Jeśli chodzi o mnie... Mój Trip był dziwny... Czułem wielką miłość do życia, samego siebie, do świata, chęć życia i strach przez zepsuciem tego, strach przed skażeniem duszy, a uczucia te były takie jakby odległe, bardzo glęboko zakopane we mnie w przeszłości choć cały czas próbujące się wydostać... Utracone i przygniecione tym co robiłem i jak psułem sobie głowę ćpaniem. Jednoczeście czułem szczęście, miłość, radość, satysfakcję co przeplatało się ze strachem, przerażeniem, nienawiścią do siebie i życia, nienawiścią za błędy które popełniałem... Odczuwałem w jednym momecie wszystkie możliwe sprzeczne ze sobą uczucia miłość-nienawiść, radość-smutek, odwaga-przerażenie itp. Jedno walczyło z drugim, owijały się wokół siebie jak węże, ale było to jak walka jadowitego dusiciela (negatywne uczucia) z zaskrońcem słabym jak dziecko (pozytywne uczucia). Radośc z życia była światłem wypieranym przez upiorny i wywołujący gęsią skórkę mrok, piekielne czeluści, w których byłem ja niszczący swoje życie. Moje ciało było po środku pustki, a światłośc zapadała się we mnie coraz bardziej, wypierana przez piekielną otchłań, przy czym cały czas czułem paradosalnie radość walczącą ze strachem boskimi mieczami. "Ukazał mi się szatan i Bóg... Piekielna istota była czterokrotnie większa od boskiej, choć czułem jak ta boskość nigdy się nie podda, że światłość zawsze rozwieje mrok, choćby miała zgasnąć całkowicie, to i tak jeśli sam będę tego pragnął, gdzieś tam ukryta we mnie zabłyśnie potężnym światłem palącym piekielne istoty niczym światło dzienne wampiry pochłania... Czeka tylko na mój znak, pragnienie tego". DMT ukazało mi skalę mojego wyniszczenia psychiczno-duchowego i jednoczeście to jak bardzo jest moja dusza piękna, tryskająca radością, szczęsciem, odwagą, chęcią życia mimo piekła które mnie ogarnęło... tylko czeka na to abym pozwolił jej odzyskać skrzydła i znowu wzbić się w powietrze ku walce z czeluściami i otchłanią, które sobie zgotowałem.  Ach jak ciężko ubrać w słowa to co czułem i poniekąd widziałem... To był paradosalnie piękny trip i bardzo przerażający, mimo piekła które zobaczyłem, poczułem świadomie podczas podróży to, że te cząsteczki mocy uświadamiają mnie, że stoję na rozstaju dróg i muszę wybrać dobrą, albo złą drogę, bo potem będzie za późno, czułem, że zostały we mnie pozytywne uczucia, którym mogę pomóc odzyskać wolnośc i przezwyciężyć szatana, który pomimo swej ogromnej siły, jest do przezwyciężenia w jedną chwilę... DMT dało mi poczucie tego, że pokazuje mi piekło, które spala moje "mentalne niebo", co mnie przerażało, ale zapewniało żebym się nie bał bo chodzi o przesłanie mi dobrej wiadomości w drastyczny sposób... Tego że mogę odzyskać dawne życie. Od tamtej pory moje życie diametralnie się zmieniło na lepsze, szczególnie na poziomie mentalno-duchowym. Odzyskałem wiarę w siebie i osiągnięcie spokoju i szczęścia. Dodam, że to wszystko trwało ok 15 minut ? Może 10 ? Może 20 ? 30 ? A może dłużej ? (ile czasu trwa trip w inny wymiar po DMT ?) Niew wiem sam, bo czas stanął w miejscu, a ja nie patrzyłem na zegarek. Poczułem się jakbym przeżył swoje życie ponownie. 

 

Jeśli miałbym to ubrać słowami w "obraz" to ujął bym to tak : To było jak jazda na OJOM po ciężkim wypadku, podczas, której pojebane życie przemijało przed oczami, czułem przepotężne przerażenie, czułem że umieram, ale jednocześnie miałem świadomość, OGROMNĄ RADOŚĆ i nadzieję, że mimo tego co się właśnie ze mną dzieje, że jestem w stanie krytycznym i umieram to jestem w dobrych rękach, że jadę w miejsce, w którym astralni lekarze zrobią wszystko co w ich mocy aby ocalić moje życie i zrobią to ! Lampy, które przelatywały przed oczami były snopami światła rozświetlającymi mrok w mojej duszy spowodowany uczuciem umierania, mrok, który był wokół mnie, czemu Towarzyszyła postać  Boga i szatana, po każdej ze stron, którzy walczyli ze sobą o to, który z nich zabierze mnie ze sobą. Który z nich wygrał sami sobie odpowiecie po przeczytaniu całości. 

 

Jako, że mam filozoficzny charakter dodam coś od siebie, małe spostrzeżenie. Skoro faktycznie DMT jest produkowane w mózgu i podczas śmierci klinicznej wytwarza się ono w ogromnych ilościach, przez co ludzie, którzy to przeżyli donoszą o takich cudach jak to, że widzieli niebo, piekło, inne wymiary, to spożywanie DMT można uznać za furtkę do przeżycia "Śmierci klinicznej" w pewnym sensie, nie dosłownie. Jest tu pewna zależność... Jeśli faktycznie istnieje to o czym donoszą ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną to znaczy, że DMT jest furtką w inny wymiar, który naprawdę istnieje... Jeśli poza życiem ziemskim nie ma żadnego innego, to znaczy, że DMT jest zwykłym halucynogenem, a nieba i piekła nie ma oraz innych wymiarów. Ciekawa rozkmina... Ale tego nigdy się nie dowiemy za życia... 

 

PODCZAS POZDRÓŻY Z DMT WIDZISZ UCZUCIA, WIDZISZ DŹWIĘKI, SŁUCHASZ OBRAZÓW, SŁYSZYSZ KOLORY, CZUJESZ... NO WŁAŚNIE, CO CZUJESZ ?... CZUJESZ WYRWANIE Z CIAŁA, TAK JAKBY CIAŁO BYŁO DUSZĄ, A DUSZA CIAŁEM. DZIEJĄ SIĘ Z TOBĄ RZECZY TRUDNE DO OPISANIA, A CO DOPIERO WYOBRAŻENIA KOMUŚ KTO NIE ODDAŁ SIĘ W SKRZYDŁA DMT. Pozdro.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
25 lat
Set and setting: 
DOBRE + ZŁE paradoksalnie
Ocena: 
Doświadczenie: 
OŚWIECENIE, Uleczenie duszy astralnej
Dawkowanie: 
Nie wiem ile tego było... 4 potężne buchy w szybkim tempie i totalny odjazd do świata astralnego.

Odpowiedzi

" Substancja wiodąca: Dimenhydrynat"
Chyba "dimetylotryptamina" ;)

Też uważam, że DMT jest furtką. Nie rozumiem natomiast konieczności istnienia innych wymiarów (choć takiej możliwości nie neguję). Dla mnie DMT to furtka, ale do spokojnego i bezpiecznego wyjścia ducha poza fizyczne ciało. Wymiar może pozostać ten sam. Czy nie szukałeś nigdy odpowiedzi na pytania jakie pozostawia po sobie DMT właśnie w reinkarnacji? To, że poza życiem ziemskim nie ma żadnego innego to absolutnie nie znaczy, że DMT jest zwykłym halucynogenem! Dusza czy też świadomość po opuszczeniu ciała może przebywać w astralnym wymiarze (który choć nie jest widzialny stanowi część naszego wymiaru), by na drodze nieskończonego łańcucha istnienia, znaleźć nowe "mieszkanie" w kolejnym ciele. To wcale nie jest takie nieprawdopodobne, a wręcz jest to logiczne. W przyrodzie nic nie ginie, może jedynie zmienić miejsce, a to dotyczy także świadomości, czy też duszy (jeśli to nie jedno i to samo)

Ja póki co nie odkryłem (jeszcze ;) swoich poprzednich wcieleń, natomiast po DMT zrozumiałem, że jestem nieśmiertelny, istnieję od zawsze i będę istniał zawsze, niezależnie od wszystkiego. Reinkarnacja wydaje się być bardzo logicznym wyjaśnieniem tego tematu i zagadka życia po śmierci nie musi być niedostępną dla żywych. Warto przyjrzeć się religiom Wschodu takim jak hinduizm, dżinizm czy buddyzm, które uznają reinkarnację. Pod lupę chciałbym wziąć zwłaszcza buddyjskich duchownych. Buddyjski mnich żyje w odosobnieniu od tłumów i nowoczesnego świata. Mnichowi nie wolno posiadać pieniędzy. Ogromna większość mnichów nie je mięsa. Nie wolno im posiadać żon, słuchać muzyki i tańczyć. Dnie upływają im na medytacji, dyskusjach i kontemplacji, czyli króko mówiąc na wgłębianiu się w siebie i własny umysł. Z tego co czytałem w rozmaitych źródłach są to ludzie nad zwyczaj pogodni, życzliwi, radośni i dobrzy. Nie kradną, nie zabijają, nie krzywdzą żadnej żywej istoty, a wręcz przeciwnie - każdej służą najlepiej jak potrafią. Tu nasuwa mi się pytanie; dlaczego w swojej wielkiej uczciwości i dobroci mieliby kłamać? Uważają oni bowiem, że dusza po śmierci odradza się na nowo w kolejnym ciele, w zależności od swojej karmy. Mało tego; ci, którzy osiągnęli bardzo wysoki poziom rozwoju duchowego znają i pamiętają swoje poprzednie wcielenia, a także potrafią przewidzieć przyszłe (!). Wzmianki o tych możliwościach można znaleźć też w całej masie źródeł na temat hinudizmu. Wybierają oni także chwilę, w której chcą umrzeć, wg wyjaśnień wielu rinpocze czy Dalai Lamy. Dalai Lamowie przed swoją śmiercią zostawiają wskazówki dotyczące miejsca swoich przyszłych narodzin, a później mnisi ruszają we wskazane miejsce odnajdując dziecię i zabierają je ze sobą, by mogło kontynuować rozwój duchowy. Choć dla laika może brzmieć to jak czysta fantastyka to ja, zważając na moje doświadczenie z DMT, a także na uczciwości i czystość intencji tych przewdoników duchowych nie znajduję żadnych powodów żeby nie wierzyć w Koło Czasu...

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media