Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

biję konia na cracku

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Apteka:
Dawkowanie:
Różnie
Rodzaj przeżycia:

biję konia na cracku

Jest jakoś jedenasta rano, wpadam do kumpla co by go wyciągnąć do lasu wspinaczkowego. Otwiera, nie chce wpuścić, ale i tak wchodzę. W środku syf, ubrania na podłodze, stolik zajebany nawet nie wiem czym.

Na szafce obok kanapy — tacka. A na niej BARDZO dużo kokainy.

- To nie moje — mówi T. Mógł się chociaż wysilić na jakieś lepsze kłamstwo.

- No hehe nie twoje, ale leży tutaj u ciebie.

- Chcesz, to bierz.

- A ile mogę?

- Bierz, ile chcesz.

Wciągam dwie potężne kreski. T. jedną, mniejszą. Zabieramy się za skrobanie oksykodonu. Czterdzieści miligramów podzielone na dwie kreski, w nos, jeszcze kreska koksu i w samochód. Jedziemy do Garderen.

Niesamowicie spocony i naćpany palę papierosa. Słuchamy SOAD, gadamy o głupotach. Nie ma to jak pełnia życia.

Cały czas jest błogo, gdzieś podczas zmieniania toru wspinaczkowego wciągamy jeszcze po 20mg. Ale nawet tak solidna porcja dragów nie jest w stanie przezwyciężyć mojego lęku wysokości. Po wejściu na dwadzieścia pięć metrów panikuję — ciężko mi się oddycha, tysiąc myśli na sekundę, z czego najgłośniejsze są typu "o kurwa jego mać, po co ja tu wchodziłem, obożeobożeoboże! niech mnie ktoś ściągnie, kurwa, nie, czemu ja". No ale skoro wszedłem, to już zejdę. Praktycznie przebiegam po przeszkodach, potem tyrolki i bezpiecznie stoję na ziemi.

W Garderen spędzamy cztery godziny, z czego mniej więcej godzinę spędzamy na posiłku. Zanim dostaniemy swoje porcje, T. prawie traci przytomność na krześle. Dostaje colę i budzi się, gotowy do dalszej akcji.

Wracamy do domu. Odwożę T. do jego mieszkania. Wchodzę jeszcze na chwilę, walę dwie kolejne kreski koksu, biorę (jak się później ma okazać prawie jeden gram) trochę ze sobą, resztę blistra oksy piątek i jadę do siebie.

Na miejscu wysypuję łup na tackę i robię kreskę. Jednak pojawia się myśl fantastyczna — ugotuję sobie cracku! Genialny pomysł, prawda?

No to łyżka, koks, soda i woda. Wszystko idzie gładziutko, wychodzi mi 0,82g cracku. Wspaniale, prawda?

Jestem jeszcze trochę porobiony koko, więc biorę się za skrobanie oksy. Skrobu, skrobu i po jakimś czasie mam przed sobą około 65mg oksykodonu.

Dwie dyszki w nos, do tego fajka z popiołem i białym oprawcą.

Aż mi włosy dęba stanęły. O euforio ty moja kochana!

Siedzę wystrzelony z bananem na ryju. Czystość myśli, które układają się w jedno, najważniejsze słowo:

 

ZAJEBIŚCIE

 

Idę na spacer, słońce zachodzi i w ogóle jest supcio i fajnie i ciepło i miło i błogo. Po niecałej godzinie crack kopie mnie w dupę i dopalam gdzieś w jakichś krzakach. O skurwesynie. Wyciągam pęto i zaczynam trzepać konia. Nie myślę o niczym, tylko żeby sobie tak kurewsko zwalić kitę.

Idę dalej i dalej jest supcio. Cóż za niespodzianka! Kolejne kroki przybliżają drzwi mieszkania, a ja w głowie mam:

Oksy i crack, oksy i crack, oksy i crack, oksy i crack...

Leci kolejne dwadzieścia miligramów oksykodonu. Leżę na kanapie i słucham muzyki. Jest dobrze, bardzo dobrze.

O, i kolejny buszek. Ale chyba trochę za duży, bo aż mi oczy w tył głowy uciekają. Czuję mrowienie, słyszę dzwonienie w uszach i taką euforię, że zaczynam się miętosić. Nawet się nie trzepię, a i tak spuszczam się w majty.

Gdy dochodzę do siebie, rozbieram się, łapię kolejnego bucha i strugam pinokia. Czynność powtarzam wielokrotnie, aż do wyczerpania materiału. Na koniec wciągam resztkę oksy i wrzucam 1mg lorazepamu. Leci jakiś ambient, powoli osuwam się w krainę snów.

 

***

 

Budzę się rano w towarzystwie obspermionych majtek i koszulki, syfu na stoliku i otwartych drzwi. Jakimś cudem na wierzchu dłoni i łokciu mam ślady oparzeń. No tak, pewnie mi fajeczka spadła i nie czułem.

A na fiucie wielki strup. Na prawie całe prącie, obrzydliwy bydlak. Schodził ze trzy tygodnie, bolał, a na pamiątkę została mi blizna na pół wacka.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Ocena: 
apteka: 
chemia: 
Dawkowanie: 
Różnie

Odpowiedzi

gdzie sie patrzy na komentrze

Pierdole

Właśnie dla takich TRów odwiedzam te strone xDDDD

ACAB

Więc skomentuję krótko - ja pierdole. 

Nie wiem, co tu napisać. XD

just me

ale jazda XD

XDDDDDD

𝓚𝓐𝓜𝓒𝓲Ἆ ☮♥❀

Jak walisz konia to Jezus cierpi.

ojoj : P

pjlad

XDDDDD

jebać psy ale kochać pieski

ojezu

Każdy powinien przejść coś takiego w swoim życiu

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media