jak spędziłem pierwszy dzień szkoły
detale
Zmęczenie życiem i ciągłym pędem, chęć odpoczynku złapania ponownej równowagi.
raporty colonelwalterkurtz
jak spędziłem pierwszy dzień szkoły
podobne
Mniej więcej do 19. roku życia 1 września kojarzy się z początkiem szkoły. Tak i ja żyłem przez ten okres życia przepisując 1 września plan lekcji ze szkolnej tablicy. Później studia i praca, zdobywanie zawodu – to co nazywamy karierą. Kredyty, problemy, awanse, pieniądze i więcej kredytów. Zmęczenie, brak sensu.
W takim momencie życia na przełomie sierpnia i września pojechałem z B. w góry. Piękne i co najważniejsze puste góry. Dzika puszcza, piękne karpackie doliny. Cisza.
Wspomnianego 1 września wybraliśmy się z rana na rowery i B. namówiła mnie na obranie nieco innego szlaku. Szlak ów przebiegał wspaniałą, przepastną łąką, z której rozciągał się widok na cudowne i monumentalne polsko-słowackie pogranicze. Tak – tu dziś wrócimy na grzybobranie.
Spakowaliśmy koc, ciepłe rzeczy, lekkie przekąski, przygotowałem muzykę (zero zasięgu ofc) i słuchawki. Po południu ruszyliśmy rowerami w upatrzone miejsce z krótkim przystankiem na przyjęcie lemon tek. Kiedy po kolejnych ok. 20 minutach zajeżdżaliśmy na miejscówkę ciężko było już ogarniać rzeczywistość. Rozłożyliśmy nasz piknik i zalegli na kocu. Pogoda piękna, lekkie zachmurzenie, ciepło i jakieś 4 godziny do zachodu słońca.
T-0
W pierwszej kolejności zaatakowały nas visuale – mnie jak zwykle zafascynowało sklepienie niebieskie. Spektrum barw, cudowne chmury pulsujące i tańczące nad naszymi głowami. Na cały świat, na cały obszar widzenia nałożył mi się grzybkowy filtr pulsujący geometrycznymi kształtami. Te kształty zawsze kojarzą mi się ze sklepieniami gotyckich katedr. Czy to możliwe, że harmonia tych wspaniałych budowli jest ukryta w tym co pokazują nam nasi grzybowi towarzysze? B. raczej delektuje się tym co dzieje się pod jej powiekami – opisuje wspaniały diament, który wiruje jej przed oczami i mieni się milionami barw. Rozmawiamy i co chwilę wybuchamy śmiechem, spadają z nas okowy stresu i pogoni codziennego życia – jakie to wszystko ma znaczenie wobec ogromu piękna, które nas otacza? Jaki to ma sens wobec wiekowej puszczy, monumentalnych buków i przedwiecznych gór? Cieszę się tym, że dane mi jest obcować bezpośrednio otaczającymi nas cudami przyrody. Leżymy przykryci kocem. Jest idealnie.
T-1
Tymczasem dostrzegamy terenówkę, która wspina się drogą na naszą łąkę – obraz niemal surrealistyczny wobec naszych doświadczeń. Terenówka przejeżdża od nas ok. 30 m. Wąsacz-leśnik za kierownicą uśmiecha się, machamy na przywitanie i odjeżdża w swoją stronę. Leśnik na pewno pomyślał, że przyjechaliśmy sobie na leśne ruchanko gdyż leżymy przykryci po nosy pod kocem i co chwila się śmiejemy. Myślę, że wąsacz nie spodziewa się jaki to rodzaj wycieczki 😉
Postanawiamy ruszyć się z koca i obadać samotną brzozę, której lekki szum co rusz nas dobiega. Jak to na grzybobraniu – ogarnięcie się aby zrobić 15 m spaceru wydaje się nadludzkim wysiłkiem. Co chwilę się rozpraszamy, śmiejemy. Udaje się, jednak dotarcie do brzozy okazuje się zadaniem zbyt trudnym kiedy cała trawa pod nogami pulsuje, wygina się, wypuszcza coś w rodzaju wąsów czy pędów. Po dłuższej chwili docieramy do brzozy – B. stwierdza, że z daleka wyglądała lepiej i nie czuje się tu dobrze. Wracamy z tej wyprawy na naszą samotną wyspę-koc.
T-2
Z daleka widzę ścianę lasu. W jednym miejscu drzewa rozstępują się i odsłaniają swoje potężne konary. Pnie drzew jak katedralne kolumny. Widok ten mnie przyciąga, mam ogromną chęć pójść i zobaczyć tę konstrukcję, dotknąć tych wielkich drzew. Pomysł kiełkuje w głowie jednak ta leśna katedra jest zbyt daleko. Wybieramy drogę przez łąkę do lasu, który znajduje się bliżej. Dalej wydaje się to wyprawą niemożliwą jednak wiemy, że to efekt grzybów, a przejście 100-200 metrów nie jest czymś nieosiągalnym. Tym razem idzie nam lepiej, nie zwracamy uwagi na szczegóły podłoża. Dochodzimy do prawdziwej ściany puszczy – tak gęstej, że ciężko jest włożyć w nią rękę. Całe podłoże lasu porastają ostrężyny oblepione gęsto soczystymi jeżynami. Jemy jeżyny – są drobne, aromatyczne i słodkie. Smakują cudownie.
Znajdujemy drogę wchodzącą do lasu, a las mnie przyciąga. Niemal fizycznie czuję jak zachęca mnie do wstąpienia w jego progi. Po zrobieniu może 10 kroków decyduję się na tym poprzestać. Las jest piękny ale jest też straszny. Całą ziemię spowijają ostrężyny przez które nie widać gdzie tak naprawdę stawiasz nogę. Nie widać co jest pod spodem a wszystkie liście i rośliny wiją się i pulsują – wiem, że to jest po prostu las i co najwyżej jest tam kałuża ale jednak grzyby działają swoją magią. Dalej czuję przyciąganie z głębi lasu i zachętę abym poszedł tylko kawałek, tam gdzie przebija światło. Czuję się jak dziecko-bohater jakieś legendy, które zaraz zgubi się w prastarej puszczy i zostanie zjedzone przez czarownice. Normalnie połączenie Blair Witch Project z Jasiem i Małgosią w klimacie Stephena Kinga XD B. się te porównania nie podobają i postanawiamy wracać. Podziwiamy jeszcze chwilę las i znów przybijamy do naszej bezpiecznej wyspy-koca.
T-3
Widzimy, że drogą, gdzie oddalił się leśniczy zbliżają się turyści – 5 osób. Trójka dzieci i rodzice lub dziadkowie. Obraz tej rodzinnej wycieczki pozostanie mi w głowie na długo. Widać ile mają energii dzieci, jak biegają, gonią się. Wszyscy żartują i śmieją się. Szczęście i miłość bije od nich, a ja myślę sobie, że nigdy tak pięknie nie spędziłem pierwszego dnia szkoły. Ba nigdy nie byłem na takiej cudownej wycieczce z rodzicami lub dziadkami. Nigdy też już nie będę. Nie pamiętam żebyśmy razem tak miło i beztrosko spędzali czas w ogóle... Grzyb mówi – zostaw to za sobą, masz dobre, wartościowe życie na które zapracowałeś i zasłużyłeś. Zostaw to za sobą i leć dalej w czasie i przestrzeni.
T-4
Przemieszczanie staje się nieco prostsze. Nakładam słuchawki (to zawsze wyzwanie na grzybobraniu, zawsze mi się wydaje się popsuły czy połamały i nie pasują :P) i oddalam się na ocean łąki aby posłuchać muzyki. Pierwsza część 3. symfonii Henryka Góreckiego powoduje, że zalewa mnie fala szczęścia. Delikatne z początku dźwięki wiolonczeli narastają i dosłownie widzę w nich monumentalne buki i malownicze doliny. Partie wokalne powodują nieskrępowany śmiech i płacz jednocześnie. Katharsis.
B. widząc jakie potoki szczęcie mnie zalewa muzyka Góreckiego również chce posłuchać. Ona słucha leżąc a ja powoli zbieram nasz piknik i szykuję się na powrót. Widzę, że B. się wierci, zwija, układa w pozycji embrionalnej. Jakie są jej wrażenia? Śmierć. Umarła. Złożyli ją do grobu. Żaden bad trip, muzyka piękna ale nie rozumie wgl moich wyrzutów szczęścia. Co ciekawe utwór jak najbardziej opowiada o śmierci i utracie bliskiej osoby – ja o tym wiedziałem, ona nie. Dlaczego w tak różny sposób odebraliśmy ten utwór?
T-5
Zatrzymujemy się i podziwiamy zachód słońca. Barwy i kształty chmur zapierają mi dech. Wsiadamy na rowery i ostrożnie odjeżdżam w mrok Karpat. W głowie pojawia się wspomnienie cytatu:
Look at the splendor of your skies, your creative genius glowing in the heavens. When I gaze at your moon and your stars, mounted like jewels in their settings, I know you are the fascinating artist who fashioned it all! But I have to ask this question: Why would you bother with puny, mortal man or care about human beings?
- 7969 reads
Comments
bardzo fajny raport xd
mnie po 30 stce grzyby na zejsciu juz o melancholie przyprawiaja hehe
pjlad
Idealne miejsce na tripa
Idealne miejsce na tripa