jak pokochałam świat, czyli pierwszy raz z mdma
detale
raporty radlowsku
jak pokochałam świat, czyli pierwszy raz z mdma
podobne
Wstęp (maksymalnie skrócony)
Zacznę od tego, że jest to moje pierwsze (oby nie ostatnie) tego typu opowiadanie(?). Zaczynamy:
Siedzieliśmy z przyjacielem (M.) znudzeni w szkole, akurat czytając Trip Raporty. Ciekawi nas ten świat, w końcu musi być coś lepszego niż Marihuana. Napisał do mnie A. Warto wspomnieć, że był w naszej klasie przez jakiś czas, ale nigdy nie rozmawialiśmy, potem się przeniósł i nasze drogi się rozeszły, a przynajmniej tak mi się wydawało. Napisał, czy według mnie okazyjne wciąganie MDMA nie jest niczym zwyrodniałym. Przeznaczenie? Może i tak. Zdziwił się, kiedy okazało się, że ja, córeczka tatusia, jestem chętna. Zaproponował, że mnie poczęstuje tym co zostało z jego ostatnich zakupów, ot darmowe ćpanie, czemu nie.
Jazda
Spotkaliśmy się przed chińską knajpką, przecież gdzieś trzeba wciągnąć. Miejscówka super - czysta, zadbana, toaleta w idealnym stanie. A. przyszedł już pod wpływem, trochę mnie to przeraziło, ale moja ekscytacja wzięła górę. Rozłożyliśmy talerzyk, każdy wziął banknot a rozdrabnianiem i przygotowaniem węży zajął się On. Wciągnęłam, A. wciągnął - wychodzimy. Za budynkiem jeszcze wypaliliśmy jeszcze jedną lufke na pół, podobno lepsze przeżycia. No właśnie, zaczęło się.
Jakieś 5-10 minut (nie patrzyłam wtedy na zegarek, mój błąd) od wciągnięcia - latam. (Przejdę na czas teraźniejszy, chyba lepiej się to czyta) Idziemy, jestem taka lekka. Mountain Dew jeszcze nigdy nie był tak dobry. Na początku zdziwienie - "to już? Tylko lekkość i błogość? No dobra, skoro tak". Idziemy już tak długo, a przecież minęły dopiero 2 minuty. W końcu MDMA dopada mnie całkowicie. Pytam A. gdzie idziemy, on mówi żebym się nie martwiła, ciągle tylko to powtarza. W końcu faza, w której to nie ja się martwię gdzie idziemy, co robimy. Odpływam. Ciągle tylko patrzę na A. i powtarzamy kilka razy ten sam dialog:
"-lepiej Ci w takich krótkich włosach
-już to mówiłaś
-przepraszam, następnym razem będę bardziej oryginalna".
Taka wymiana zdań padła między nami jakieś 7 razy, aż dochodzi do mnie, że nie wiem gdzie jesteśmy. Idziemy przecież już tak długo, ile czasu minęło? 2 godziny? Nie, 15 minut. Aż dochodzimy w najcudowniejsze miejsce na świecie - nad Wisłę. Ci, którzy mieszkają w Warszawie oraz innych miastach, w których ta śmierdzioszka przepływa - wiedzą, jaki to cudowny widok. Ciemno, światła całego miasta - wszystko tworzy piękny kontrast. Odbijają się w wodzie, wszystko jest takie surrealistyczne. Nie potrafię tego opisać słowami. Gdybym była wierząca mogłabym to uznać za ziemię obiecaną. Stoimy tak z A. i nie możemy wydusić z siebie słowa. Po chwili oboje stwierdzamy, że to najlepszy pomysł na jaki wpadliśmy.<Tutaj pozwolę sobie wtrącić mądrość. Jak już brać - to z kimś doświadczonym. Dla mnie wtedy A. był właśnie taką osobą. Doskonale wiedział jak się zachowywać wobec mnie, jak do mnie mówić, jak prowadzić przez fazę.> Po chwili zaczyamy rozmawiać o tym jak cudownie tu jest, A. mnie przytula. Wydało mi się to dziwne, nienaturalne, ale doszło do mnie że to najcudowniejsze uczucie na świecie. Czułam jego serce, on moje. Siadamy na hamaku, który jakimś cudem znalazł się akurat obok nas. Taki z plecionki. Długo zajmuje mi ogarnięcie co się dzieje, aż zrozumiałam że jesteśmy na takim jakby placu zabaw. Nie mogę tylko dojść czemu ktoś go zrobił na środku plaży, ale co mnie to obchodzi. A. wyjmuje głośnik, puszcza albumy, które kocham. Słuchamy ich, a ja ciągle widzę czarnych raperów i ich zdjęcia z okładek. Łapiemy się za ręce, przytulamy. Czy mogło być lepiej? Bujamy się na plecionce, co raz bardziej i mocniej, aż On zwraca mi uwagę, żebym to robiła trochę delikatniej. Zaraz wypadniemy. Kładziemy się, oglądamy drzewa. Widzę w nich dwa potworki, które łapią się za ręce. A. też je widzi. Przechodzi mnie nagła fala szczęścia, jakby właśnie uderzył we mnie piorun z orgazmem. Dosłownie. Wstajemy, jesteśmy tacy zadowoleni, że postanawiamy zatańczyć wolnego. Wracamy na miejsce, żeby jeszcze trochę pofazować. Przecież jest tak idealnie, obydwoje się uśmiechamy, mówimy sobie komplementy, wyznajemy miłośc co jakiś czas. Chciałabym aby każdy na świecie mógł chociaż raz przeżyć to co ja właśnie teraz przeżywam. Seplenię bardziej niż zwykle. Rozmawiamy o wszystkim, ja paplam coś o hypie i drogich rzeczach, natomiast A. nagle poczuł jakby miał 150 iQ. Mówi mi o inteligencji, teorii przynależności. Nie rozumiem jakim cudem nie zdał roku. Przecież jest taki mądry i doświadczony. Nagle okazuje się, że trzeba zaraz wracać, przecież minęło już tyle czasu a moja godzina policyjna zbliża się wielkimi krokami. Zaraz zaraz, jakim cudem minęło już 2,5 godziny? Przecież to niemożliwe. Chcę aby ten moment trwał wiecznie. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w drogę. Idziemy, stacja wydaje się być tak daleko. Nie jadłam nic cały dzień, jakim cudem nie czuję głodu? Dalej nie dzieje się nic specjalnego. Mijają 3 godziny od wciągnięcia. Pociąg, spacer do domu. Ile właściwie szłam? Przecież zwykle idę 15 minut, a teraz? 3? Resztkami świadomości idę się umyć, przecież jutro szkoła. Po co ją wymyślili? Jakimś cudem umyta i ogarnięta na następny dzień - kładę się spać.
Następnego dnia czułam jeszcze jakby marihuana na mnie działała. Przebłyski świadomości, po czym znowu odpływam. M. mówi, że to dosyć zabawne, ale mi nie jest do śmiechu. Wszystko mija, ale uczucie głodu wróciło dopiero po trzech dniach.
- 13526 odsłon
Odpowiedzi
Piękno
Jedna z wielu rzeczy, która mnie tak zadziwia w tym splątanym niczym kłębek wełny uniwersum, to fakt, że tyle piękna jest ukrytego w rzeczach, miejscach czy chwilach z pozoru błahych :D Z pewnością za mało go dostrzegamy. MDMA kruszy tę barierę, pozwala je czuć. Muszę tego kiedyś spróbować. Muszę. I tak na pewno będzie.
Składam wyrazy uznania za dobrze sklejony raport ;) Skłania do myślenia. I poszukiwania piękna :D
https://youtu.be/0_h4wFXMazk