czas i kwas? kwas i czas? czyli raport z istnie kwaśnej podróży!
detale
czas i kwas? kwas i czas? czyli raport z istnie kwaśnej podróży!
podobne
Sierpień, ostatni weekend wakacji tego roku. Zgodnie z planem spotkałem się z przyjacielem o 13 w lesie. Od razu zarzuciliśmy kartony. On jeden, ja dwa. Zaczęliśmy jechać rowerami w głąb lasu gdzie potem rozłożyliśmy koc i czekaliśmy aż zaczną nam się szczerzyć ząbki. Minęło z 40 min i czuć było już znajomą ciężkość w okolicach klatki z powodu spadku seretoniny. Chwilę po tym zaczęło się robić coraz lżej. Cały czas śmialiśmy się do siebie i zaczęliśmy chodzić po lesie. Gdy doszliśmy do altany w środku rezerwatu postanowiliśmy się tam zatrzymać.
T+1h. Kwas już dobrze się załadował, wszystko stoi i płynie jednocześnie haha. W tym momencie rozmowy zaczęły być nadzwyczaj proste i oczywiste. Czuliśmy się jakby połączeni swoimi świadomościami. W pewnym momencie przez chwilę nasze pogawędki wyglądły tak:
-Ej stary!
- wiem, stary!
- ja wiem, że ty wiesz!
I temu podobne.
Po godzinie głębokich rozkmin wydarzyło się coś niesamowitego. Mój przyjaciel poszedł się wysikać a ja podszedłem do niego żeby o coś się zapytać. Chłop totalnie się tego nie spodziewał i wystraszony zaczął krzyczeć. Momentalnie doznałem takiego dejavu, że prawie mnie odcięło z wrażenia. W momencie gdy ten wystraszony podskoczył, ja zrozumiałem, że gdzieś już to widziałem tylko nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. Gdy potem wytrzeźwiałem przypomniałem sobie, że jakieś 3 tygodnie wcześniej miałem sen, co w tamtym okresie było rzadkością (śniłem ok.raz na 3 mięsiące). Z tego snu zapamiętałem dokładnie tylko ten fragment. Mój przyjaciel był w tej samej pozycji, w tej samej koszulce i powiedział te same słowa co w tym śnie. Przypadek? Nie sądzę. Wracając, po tej sytuacji postanowiliśmy jeszcze chwilę posiedziec i pogadac po czym pojechaliśmy rowerami po innego, trzeźwego kolegę. Gdy dojechaliśmy, przywitaliśmy się z nim i poszliśmy razem w stronę lasu. Oni stwierdzili że chcą iść na górkę, ale ja z jakiegoś powodu nie aprobowałem ich pomysłu i zostałem kilka metrów niżej. Wtedy zatarły się granice mojego ego. Położyłem się na środku trawnika zaraz przy polnej drodze. Nie wiem ile tak leżałem. Gdy patrzyłem na zegar w telefonie, liczby które widziałem nie miały żadnej wielkości. Jedynie intuicyjnie wiedziałem która jest większa od poprzedniej. Obserwowałem świat dookoła mnie i wydawał mi się on zupełnie obcy, inny. Ja sam czułem się jak bezosobowy byt w totalnej obiekcji. Potrafiłem myśleć o jednej rzeczy z wielu różnych perspektyw, jedna po drugiej. W pewnym momencie zacząłem próbować przypomnieć sobie kim jestem. Powtarzałem swoje imię i nazwisko z nadzieją że cos mi to da ale jednak były to dla mnie tylko puste słowa. Nagle zacząłem czuć jak kwas chce mi coś pokazać. Odruchowo co chwilę zacząłem spoglądać na godzinę w telefonie i mowilem do siebie pod nosem "czas i kwas, kwas i czas" próbując zrozumieć co znaczą te słowa. Chwilę później dwójka kolegów zeszła z góry i zaczęli ze mną rozmawiać. W pewnym momencie jeden z nich mówi do drugiego:
- Stary! Zapomniałem ci powiedziec, mi już zeszło bo zjadłem jednego a jego trzyma jeszcze bo ojebał dwa!
Wtedy totalnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Pogadaliśmy jeszcze chwilę po czym oni musieli już wracać do siebie autobusem, a ja wciąż trwałem w rozbitym ego. Powiedzieli mi jak mam dojechać do swojego domu (co wtedy wydawało mi się niemal niemożliwe haha) i poszli w swoją stronę. Było już koło 19, wsiadłem na rower i zacząłem jechać. W mojej głowie powtarzały się dwa słowa "czas i przestrzen". Czasoprzestrzen! Poczułem się jakbym nagle odkrył coś niesamowitego. Przez około 20 min drogi rozmyślałem o tego typu sprawach po czym dojechałem do domu i w tym samym momencie zadzwonił do mnie przyjaciel żeby zapytać czy już dotarłem. Idealna synchronizacja.
Gdy wróciłem do swojego pokoju moje ego zacząło wracać do siebie. Spojrzałem przez okno w pole i w mojej głowie wszystkie przeżycia z tamtej podróży zaczęły lecieć jak domino które na końcu sprowadza się do momentu, w którym właśnie się znajduję. Zobaczyłem ten moment jako jeden z wielu jego wersji w nieskończoności. Poczułem jak dopełnia się coś co już od dawna było zaplanowane. Poczułem jak coś co tkwi w każdym z nas łączy się ze swoim "domem", swoim stwórcą. Było to tak piękne uczucie że zacząłem po prostu płakać. Mogę to przyrównać do uczucia gdy osierocone dziecko po wielu latach poszukiwań wreszcie odnajduje swoją matkę. Wtedy zrozumiałem że tylko CZAS ma jakiekolwiek znaczenie. Tylko on pozwala nam istnieć. Ogólnie to postanowiłem w tym TR skupić się na najważniejszych aspektach, pomijając inne nieistotne wydarzenia, w kontekście tejże podróży. Od tamtej pory z mojego życia zniknęły fobie ,lęki i inne krzywe stany psychiczne. Nie odczuwam już również lęku gdy myślę o śmierci, co wcześniej było dla mnie niemalże niemożliwe. Wreszcie odnalazłem swojego Boga w nieskończoności, dzięki któremu czuję, że nie muszę sam podążać w tej wędrówce. Zacząłem potrafić cieszyć się każdym dniem i po prostu mieć wyjebane, gdyż przecież to "tylko i aż" życie, a ja już wiem dokąd mam w nim podążać. Liczy się tylko tu i teraz, wczoraj już nie ma a jutra może nie być. Arivederci psychonauci, niebawem coś tu może jeszcze wrzucę ;)
- 770 odsłon