Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pętla bez wyjścia, czyli mój pierwszy trip na kwasie.

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
200ug
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
moja dziewczyna i trzezwy kolega ktory przyjechal po jakims czasie / lokalne torfowiska, pozniej dom, miekki koc + picie i zarcie
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
alkohol, tytoń, marihuana/hasz, amfetamina, mdma.

pętla bez wyjścia, czyli mój pierwszy trip na kwasie.

uczestnicy: Ja, Z - moja dziewczyna i R - nasz ziomek

 

Podekscytowany nadchodzącym nowym doświadczeniem wyczekiwanym pare dni, wróciłem do domu gdzie już czekała na mnie moja dziewczyna, koło godziny 15 wrzuciliśmy z moją dziewczyną karton 200ug na język i poleżelismy chwilę żeby wyjść "na gotowe". Po zebraniu się i spakowaniu wszystkiego wyszliśmy z domu na miejsce w którym chcieliśmy spędzić tego tripa, aż nagle w 1/4 drogi skapnąłem się że zapomniałem wziąć napoju aloesowego który specjalnie kupiłem na tę okazję. Zaczęliśmy wracać po niego, ale wracając odczuliśmy że kwas już zaczyna wchodzić więc pobiegłem szybko do domu, wyciągnąłem z zamrażarki aloes i wyleciałem spowrotem kontynuując naszą podróż na miejsce docelowe.

 

Po drodze zaczęły się już pojawiać pierwsze wzorki na piaskowej drodze, miałem wrażenie że widzę ciągle ten sam kawałek drogi przed sobą, pojawił się lekki bodyload, nie mogłem opanować swojego wyrazu twarzy i ciągle się uśmiechałem, gdy po przejściu jeszcze kawałka trasy zaczęliśmy odczuwać kolejne efekty. Szliśmy drogą zakrytą z obu stron roślinnością i śmialiśmy się z dosłownie niczego, wyostrzyły nam się kolory, na liściach widzieliśmy różne wzorki, drzewa zaczynały falować i wszystko powoli zmieniało kolory. Gdy dotarliśmy na miejsce, podekscytowani rozłożylismy koc uwaga, w największym słońcu jakie było w tym miejscu (XD).

 

Po rozłożeniu się wygodnie na kocu obok drogi po której rzadko ktokolwiek chodzi, weszło nam już mocno (mojej dziewczynie troche bardziej) przez co widzieliśmy różnego rodzaju wzorki, wszystko w dotyku było takie jakby /maślane/. Z wyciągnęła palucha ze szpinakiem którego wcześniej kupiłem i zaczęliśmy go jeść, uczucie jedzenia go bylo nie do opisania, był miękki i twardy jednocześnie. Biorąc gryza tego magicznego wytworu nagle chrupnął, miałem wrażenie że z taką siłą, że wybuchł i cały się nim ubrudziłem, a nie mogłem tego z siebie strzepać. Jego smak nie przypominał niczego, nie potrafiliśmy opisać jak on smakuje, ale był dobry. Pijąc wodę czułem jakby wlewała się w każdą moją część ciała,  po chwili przeszły obok nas jakieś dwie panie z psem, Z spytała się czy były prawdziwe, bo widziała jakby było ich z 10 i w jej oczach przesuwały się po jednej klatce do przodu przez co wydawało się jakby było ich kilka. Ja jeszcze w dosyć świadomym stanie odpowiedziałem że były prawdziwe. Zaczęła lecieć mi krew z nosa, nie było to obfite krwawienie więc przetarłem chusteczką nos i przestało, lecz przez ten incydent następne kilkadziesiąt minut miałem wrażenie że ciągle leci mi krew z nosa. Słońce grzało niemiłosiernie więc postanowiliśmy się przenieść do cienia kilkanaście metrów od miejsca naszego pobytu. Wstałem i powiedziałem Z że idziemy, po czym wpatrzyłem się w koc i wzory jakie się na nim pojawiały, przez co odszedłem od tematu i usiadłem spowrotem patrząc się we wcześniej wspomniane fraktale. W międzyczasie zadzwoniliśmy po naszego ziomka który chciał się z nami spotkać po tym jak weźmiemy kwasa. Po chwili Z wspomniała po raz kolejny że jest tutaj gorąco i stwierdziliśmy że idziemy (co znowu nam sie nie udało nie pamiętam już z jakiego powodu). Czułem się jakbym wpadł w jakąś pętle bez wyjścia, kilka razy wstawaliśmy i siadaliśmy mówiąc ciągle to samo, czyli że patelnia straszna i idziemy do cienia, aż w końcu wstałem i złapałem za koc próbując wepchnąć go do plecaka, co było strasznie trudnym zadaniem. Miałem wrażenie że koc wylewa się ciagle z plecaka i nie mogłem go tam wsadzić. Tyle czasu spędziliśmy na zbieraniu się z tego słońca, że w końcu przyjechał nasz ziomal (R). Z z początku nie poznała w ogole kim on jest, ja natomiast od razu podszedłem, zbiliśmy pięć i przedstawiłem mu całą sytuację. R pomógł nam wyjść z tej okropnej pętli, spakowaliśmy się i w końcu po tylu próbach przenieślismy swoje rzeczy w cień, ale nie odpowiadało nam najbliższe miejsce w cieniu. Postaliśmy chwilę w tym cieniu rozmyślając co dalej zrobić, przez cały ten czas piłem wodę i miałem wrażenie, że nie potrafie jej zakręcić i że wylewa mi się na ręce. Przez kilka godzin tripa ciągle myślałem że mam mokre ręce i wycierałem je sobie o koszulke (tak na prawdę nie miałem mokrych rąk i to była tylko schiza).

 

W końcu po kilkunastu minutach przenieśliśmy się w miejsce w którym spędzimy większość pozostałego nam tripa, rozłożyliśmy koc i usiedliśmy się podziwiając kolorowe fraktale na drzewach i ogólnie otoczeniu. Przez nasze głowy przechodziło milion myśli które chcieliśmy powiedzieć, ale jedyne co potrafiliśmy z siebie wyrzucić to "ale zajebisty jest ten koc". Śmiechom nie było końca, nie ważne co się stało to nas bawiło. Śmiałem się z tego że chce coś powiedzieć ale nie jestem w stanie z siebie wydusić ani słowa. Przez chwilę nikt nic nie mówił i odzywając się, czułem jakby to co mówie było dziwne i w ogóle nie potrafiłem jakoś rozruszać rozmowy. W międzyczasie Z była wpatrzona w trawę w której wyobraziła sobie życie owadów które przelatywały przez nią, każdy owad miał w tej trawie swój dom, swoje życie i jakieś zadanie. Po kilkunastu minutach takiego siedzenia przypomniało nam się że wzieliśmy ze sobą głośnik, wyciągnąłem go z plecaka i włączyłem, połączenie się z nim sprawiło mi lekkie wyzwanie ale dosyć sprawnie się z tym uporałem. Czułem się jakbym nie potrafił obsługiwać telefonu. Włączyłem playliste przygotowaną wcześniej na tę okazję i wsłuchaliśmy się w lecącą muzykę. Miałem wrażenie że tekst jest nadal taki sam jakbym słuchał jej normalnie, nic się z nim nie działo, natomiast podkład w tych piosenkach rozpływał się po okolicy i wchodził w całe moje ciało. Stwierdziliśmy, że zapalimy szluga więc po dłuższym czasie szukania ich w plecaku (mimo że wiedziałem gdzie są to nie mogłem ich znaleźć) wyciągnąłem paczkę i rozdałem każdemu. Odpaliliśmy i zaczęliśmy jarać, smakował wyjątkowo i w ogóle nie drapał w gardło, zafascynowani patrzyliśmy na wzory które pojawiały się na szlugu i na to w jaki sposób się pali. Po spaleniu go polożyłem się na kocu, ciągle towarzyszyło mi uczucie tego że mam mokre ręce i leci mi krew z nosa. W tle zaczęły wyć psy, nie było to denerwujące wycie, lecz pełne harmonii i tak jakby po prostu pasowało do otoczenia które było wokół nas. Czuliśmy się jednością z naturą, mimo tego że rozmowa z naszym trzeźwym ziomkiem nie była jakoś bardzo rozwinięta i nie potrafiliśmy przekazać mu tego co czujemy, to z Z rozumieliśmy się bez słów. Bardzo chcieliśmy mu opisać to co czujemy i o czym myślimy, ale po prostu nie było to możliwe bo zaczynając myśl od razu myśleliśmy już o czymś innym, gubiliśmy się w słowach zaczynając kilka tematów na raz i żadnego nie kończąc lub dokańczając w totalnie losowym momencie przez co ciągle się śmialiśmy. Otworzyliśmy napój aloesowy który był pyszny, uczucie tego że po jednym łyku wypełnia mnie słodka ciecz było conajmniej zajebiste, a w dodatku kawałki aloesu wydawały się mnożyć w mojej buzi. Mieliśmy wrażenie że picie się nie kończyło, po każdym łyku widziałem że jest go tyle samo ile było wcześniej, natomiast Z widziała co chwile inaczej, czasami widziała połowę, czasami 3/4, a czasami trochę mniej niż połowę. Jednak po chwili zachwytu nieskończonym piciem, w końcu się skończyło (XD)

 

Wysłaliśmy R na rowerze do żabki, żeby kupił nam colę zero. Nie potrafiłem wysłać mu blika, idea pieniądza była dla mnie absurdem, w tamtym momencie byliśmy tylko my i natura, odcięci od cywilizacji, jednak po kilku minutach w końcu udało mi się wysłać mu pieniądze i pojechał. Podczas gdy R wyruszył na misję pod kryptonimem "Uber Eats" to ja z Z otworzyliśmy youtube i zaczęliśmy oglądać 1 z 10. Wybraliśmy akurat ten odcinek gdzie typ brał wszystko na siebie i skonczył mając ponad 700 punktów na koncie. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy znali odpowiedź na prawie każde pytanie, bardzo bawiły nas niektóre odpowiedzi i pytania, wszystko było fajnie aż nagle przyjechał quad, a jako że rozwaliliśmy się w sumie na drodze, to musieliśmy mu zrobić przejazd. Ściągnęliśmy koc na tyle żeby mógł spokojnie przejechać i po tym rozłożyliśmy go tak jak był, po czym położyliśmy się spowrotem. Wstrząsnęła nami na sytuacja, byliśmy trochę w szoku (?) nie potrafiliśmy się z za bardzo pozbierać z tego że przejechał obok nas taki pojazd. Jednak włączyliśmy dalej 1 z 10 i odrzuciliśmy od siebie myśl o tym quadzie. Po jakimś czasie R w końcu wrócił z naszą colą zero, otworzyliśmy ją czym prędzej i zaczęliśmy pić, nie skupiłem się na smaku tego picia, lecz na tym jak bardzo gazowane jest. Odczuwałem jakbym cały się napełniał bąbelkami z coli. Paląc e-papierosa wpatrywałem się w dym który układał się bardzo symetrycznie w moich oczach, nagle R rzucił pomysłem żebym zrobił sztuczkę dymem, chciałem zrobić kółko z dymu, R nie wychodziły bo rozwiewał mu je wiatr, więc wziąłem bucha i spróbowałem puścić kółko i to było najbardziej idealne kółko z dymu jakie kiedykolwiek w życiu zrobiłem. Zachwycaliśmy się tym kilka minut i pytałem R czy on widział je tak samo idealnie jak ja - potwierdził. Popatrzyłem się na rower którym przyjechał R i zbudziła się we mnie ochota się na nim przejechać, więc wstałem chwiejąc się trochę na nogach i wsiadłem na rower po czym pojechałem. Uczucie jazdy na rowerze było nieziemskie, mógłbym jechać i jechać bez celu przed siebie, po prostu podziwiając naturę która nas otaczała, natomiast nie chciałem zostawiać ich samych więc zawróciłem i podzieliłem się swoim przeżyciem z Z i R. Przyszła pora na to że R musiał już jechać, więc zebrał się i pojechał w swoją stronę. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie zapytać R żeby nas spakował i byśmy sobie pochodzili, bo po poprzedniej próbie miałem obawy że będziemy mieć z tym problem, ale razem z Z stwierdziliśmy że damy sobie radę.

 

Po dłuższej chwili oglądania 1 z 10 zaczęło nas nudzić i chcieliśmy szukać czegoś innego do oglądania, wybór padł na serial "Dr. House", ale po chwili stwierdziliśmy oboje że to trochę zbyt poważne i nie chcemy tego oglądać. Stwierdziliśmy że zawiniemy się już do domu, zaczęliśmy się pakować i mimo że poszło nam lepiej niż wtedy, to i tak były lekkie problemy i ciągle myślałem że o czymś zapomnieliśmy. Po drodze podziwialiśmy naturę na której nadal widzieliśmy mnóstwo fraktali i innych wzorów. Gdy dotarliśmy do domu i położyliśmy się na łóżku u mnie w pokoju, efekty tak jakby od razu się uspokoiły, natomiast dalej wszystko było przyjemne w dotyku, ściany lekko falowały i dopisywał nam humor. Spędziliśmy tak resztę dnia, jeszcze kilka godzin później siedzieliśmy w łazience patrząc się na kafelki i delektując się resztkami efektów kwasu. Po problemach z zaśnięciem udało nam się wstać rano na koncert, wyprani z emocji i bez siły na prowadzenie jakiejkolwiek konwersacji.

 

Ogólnie te doświadczenie oceniam jako zajebiste i 10/10 would recommend pozdro

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
moja dziewczyna i trzezwy kolega ktory przyjechal po jakims czasie / lokalne torfowiska, pozniej dom, miekki koc + picie i zarcie
Ocena: 
Doświadczenie: 
alkohol, tytoń, marihuana/hasz, amfetamina, mdma.
chemia: 
Dawkowanie: 
200ug
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media