podróż przez umysł
detale
podróż przez umysł
podobne
Ostatnie 5.6 go zmieliłem i zalałem sokiem z cytryny. Na dnie pudełka było sporo maluchów, jakieś samotne kapelutki, połamane trzonki. U mnie nic się nie marnuje.
Wejście było jak zwykle mocne, szybkie, jakby czas się zaginał. Nie miałem jakiejś konkretnej intencji, zatem uznałem, że "uleczcie mnie" zadziała jak wytrych, którym otworzę każde drzwi. Kalejdoskop barw, tym razem bardziej w odcieniach morskich, czy błękitnych, nadawał tym pierwszym minutom nieco chłodnego wyrazu. Miałem dreszcze, ciało zaczęło drgać, by pozbyć się napięcia, rozpiąć gorset krępujący mnie od wewnątrz i od zewnątrz. Nagle pojawił się półprzezroczysty "lekarz" (wszak chciałem leczenia!). Podłączył się do mnie, jakby był pół świadomym bytem, pół aparaturą szpitalną. Diagnoza - jestem zdrów. Przez moment poczułem się jak starszy człowiek w przychodni, dla którego wizyta u lekarza jest najprostszą formą ucieczki od samotności w domu.
Pojawiły się myśli. Rzeczy z życia codziennego, małe utrapienia, niesnaski, trochę goryczy. Nie chciałem się ich tak łatwo pozbywać, choć dobrze wiedziałem, że tego typu bagaż zostawiamy w lobby i nigdy nie upominamy się o jego zwrot.
Puściłem w końcu ster i dostałem nagrodę. Poprzednie doświadczenia skupiały się na byciu albo Obserwatorem, albo Myślicielem. Tamtej nocy przyszedł czas na uczucia. Jak to jest być czystym uczuciem? Reakcją na mniej lub bardziej przyjemne bodźce, bez wiedzy o tym, jak to się zaczęło i jak to się skończy? Pierwsze skrzypce grało wspomnienie miłości, od którego rozpoczęła się emocjonalna reakcja łańcuchowa: troska, o ukochaną osobę, przeistaczająca się w strach i umartwienie, gdy nie mamy od niej wieści przez jakiś czas. Ulga, gdy wszystko jest w porządku i zaraz potem złość, dlaczego tak długo się nie odzywała. Bez miłości te emocje albo nie istnieją, albo mają zupełnie inny, znacznie płytszy wydźwięk.
Poczułem się zmęczony. Skamieniałem na bliżej nieokreślony czas, wpatrując się w jeden punkt na sufitowej lampie. Zobaczyłem wtedy przeogromną neuronalną przestrzeń, wypełnioną miliardami błysków, połączeń i odniesień by nagle, jakby zupełnie samorzutnie, zdać sobie sprawę, że... oto jestem. Nie byłem i stałem się. A raczej byłem wcześniej, choć nie byłem tego świadom. Mogę sobie wyobrazić, że w ten sposób Artificial General Intelligence (AGI) przedstawi kiedyś swój własny mit stworzenia.
Nie odzywałem się do siebie przez dłuższy czas. Wciąż nie jestem przekonany do swojego głosu, gdy jestem pod Ich wpływem, gdyż brzmi nazbyt obco i nienaturalnie. Przyszedł jednak moment w którym poczułem, że sama myśl nie wystarczy i dopiero wypowiedziane słowa sprawią, że je na dłużej zapamiętam. Rzekłem więc: jedyne, czego nam wszystkim tak naprawdę brakuje, to umiar.
I choć w życiu codziennym rzeczywiście już wcześniej starałem się funkcjonować w opcji minimum, tak po tych słowach dostrzegłem, jak wiele zbędnych elementów tworzy strukturę naszej rzeczywistości.
Kiedy zaś kolejna podróż? Kto wie, może w tej kwestii też należy się wykazać umiarem.
- 3458 odsłon