2-cb i marihuana – przyjemne rozczarowanie
detale
drugi trip: 42mg 2C-B + kilka bong
raporty tymekdymek
- Koszmarna historia z tramadolem – jak osiągnąłem totalne dno
- WSTYD ŻYCIA: zniszczyłem ziomkowi mieszkanie i paradowałem nago
- Najdalej i najgrubiej, czyli keta z koksem, MDMA i browarami.
- Wszystko jest wszystkim
- Padaczka, urwany film i kara za głupotę
- Zdekszony jak za dawnych lat
- Tramadol, kodeina i nadmiar NLPZ
- 2-CB i marihuana – przyjemne rozczarowanie
- Nie umiałem się zaciągać...
- Mózg wywrócony na lewą stronę i ugnieciony jak ciasto
2-cb i marihuana – przyjemne rozczarowanie
podobne
Podróż pierwsza
Razem z kumplem zjedliśmy po półtora pigułki – żółte, malutkie Pikachu z deklarowaną zawartością 28mg 2C-B. Wyszliśmy się przejść i przez pierwsze 30 minut nie było żadnych efektów. Po 32 minutach obydwoje poczuliśmy pigułowe gilgotanie, metylenodioksymetamfetaminowy body high, jednak trwało to mniej niż minutę. Potem znowu nic, pustka. 10 minut później poczuliśmy to sławne ciągnięcie za gardło i coś się zaczął psuć obraz – niby rozmazane, niby nie... Bardzo dziwnie wyglądały odległe drzewa, nie umiem tego opisać, ale wszystko inne, niezależnie od odległości i rodzaju obiektu było okej – TYLKO drzewa i TYLKO odległe wyglądały dziwnie.
Chwilę po tym wjechał bodyload, który męczył nas kolejne 40 minut. Kiedy siadaliśmy, to nas dosłownie nosiło i musieliśmy łazić, lecz po chwili łażenia byliśmy okropnie zmęczeni, ziewaliśmy i czuliśmy się struci. Siadaliśmy więc na ławce, bodyload od razu mijał, ale od razu chciało się łazić. I tak w kółko. Ziomek określił to słowami: "ta używka to takie trochę ODWROTNIE JAK BYŚ CHCIAŁ". Momentami było uczucie sporego lęku i wrażenie nadchodzącego bad tripa, ale szybko dało się to zbić. Przez jakieś 10 minut naprawdę trzeba było łazić, nie było możliwości stanąć, choć czuliśmy się fizycznie bardzo chujowo, to jednak podczas siedzenia wjeżdżało źle. Ta dolegliwość ustąpiła po owych 10 minutach i nie wróciła już do końca podróży.
Kiedy minęło 80 minut od połknięcia pigułek i byliśmy już przekonani, że nic się nie wydarzy, zacząłem zauważać falowanie, rozjeżdżanie i oddychanie wszystkich tekstur, podobnie jak na grzybach. Stwierdziliśmy zgodnie, że nieważne jaki by wziąć psychodelik, to każdy agonista 5-HT2A ma identyczne wizuale, wszystko działa tak samo na obraz i w sumie szybko staje się nudne, szczególnie, kiedy wiesz, jak to działa. Tylko DMT było inne, w tym też byliśmy zgodni.
Postanowiliśmy wrócić, a wizuale trochę się wzmocniły, jednak daleko im było do grzybowego rozpierdolu, kiedy to Szczecin się rozdwajał, chodnik szedł o 90 stopni w górę lub w dół, a ulica oddychała na wysokość co najmniej jednego metra. Po powrocie do domu oboje odnotowaliśmy ogłupienie i otępienie przychodzące falami oraz jedną, bardzo krótką głupawkę. Właściwie to narkotyk ten bardzo mało wchodził na banię, nie było praktycznie żadnej psychodelii, żadnych rozkmin, nic. Jedyne co, to wstawanie pięćset razy z wyra, aby po kilku sekundach znowu się legnąć w niemocy.
Ostatecznie oceniliśmy to jako słabej jakości psychodelik, nawet w 10% nie mający podjazdu do grzybów... Ale wciąz psychodelik, więc o wiele bardziej na plus, niż minus. Nie było też praktycznie żadnego działania w stylu MDMA lub amfetaminy, zero stymulacji, bardziej zamuła i zmęczenie (chyba, że to wstawanie po 500x to miała być stymulacja – w takim wypadku cholernie męcząca i niepotrzebna). Czas działania również odbiegał od 8-12h podawanych wszędzie w Internecie, bowiem po 3-4h od rozpoczęcia działania, zaczeło mocno słabnąć, a po 5h już prawie nic nie było. Koniec końców wypiliśmy po odwarze z ashwagandhy i krople walerianowe na pół, aby już ostatecznie wyłączyć tę używkę.
Druga przygoda
Znowu półtora tej samej piguły, tylko tym razem pół poszło nosem. Pewnie to kwestia wypełniaczy, ale bardzo dalekie to było od opisywanego w sieci okropnego bólu w nozdrzach – piekło mniej niż po typowej, ulicznej 15% amfetaminie.
Było to jakieś 4-5 dni po pierwszej dawce, więc nie spodziewałem się cudów i właśnie dlatego 14mg poszło nosem, a 28 oralnie. Nie poczułem nic i w sumie uznałbym, że w ogóle nie zadziałało, gdyby na rolecie wzorki nie zaczęły lekko pulsować. Tylko ta rolera się poruszała, bowiem miała specyficzne wzory złożone z grubych linii przeplatanych między sobą i z kieszeniami pustych przestrzeni między nimi, wiecie o co chodzi...
Uznałem, że dopalę ziółka. Bardzo się bałem, bowiem kiedyś karton LSD nie zadziałał na nas prawie w ogóle (lekko wyostrzyło zmysły), a gdy zapaliliśmy jedną małą lufkę (mając sporą tolerancję na marihuanę) to zmiotło nas z planszy... Kwas dalej jakby nie działał, ale trawa była najbardziej psychodeliczną w życiu, klatkowanie obrazu z nałożonymi GIFami w stylu starych, 8-bitowych platformówek przy otwartych oczach, a w głowie rozpierdol...
No więc ostatecznie w ciągu trzech godzin "działania" 2C-B spaliłem osiem bong, co bani nie zrobiło mi żadnej dodatkowej (poza samą marihuanową oczywiscie), a CEV stały się bardziej... mistyczne? Choć naprawdę upośledzone, poklatkowe i w typowym, trawowym stylu, totalnie innym od psychodelików.
Koniec końców, było to dość przyjemne rozczarowanie. Osobiście nawet 2C-B bym nie nazwał ani psychodelikiem, ani empatogenem, ani stymulantem... Był to generator wizuali z lekką dysocjacją i chamskim bodyloadem. Do substancji tej na pewno nie wrócę, choć już sto razy bardziej wolałbym to, niż znowu zażyć jakieś stimy (poza koksem i MDMA oczywiście, one w serduszku na zawsze).
Przy dawce 42mg 2C-B:
- wizuale: 5/10
- psychodelia: 1/10
- bodyload: 5/10
- zejście: 10/10, zero objawów, lepiej nawet niż z grzybami!!
- odbiór muzyki: 6/10, lekko lepszy niż na trzeźwo, ale bardzo daleko do MDMA i tryptamin
- gastro: 10/10, nikt poza mną nie miał, ja miałem w opór, a żarcie było nieziemskie
- cena: 8/10, przy mojej cenie za sztukę naprawdę spoko wybór
- 9542 odsłony