Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

z serii apteka - aviomarin

z serii apteka - aviomarin

Set & Settings: suszarnia przerobiona na salon w klatce kumpla, potem zmiana warunków

Doświadczenie (wtedy): THC, DXM, atropina, amfetamina, alkohol, kodeina, dimenhydrynat,

17 lat, 70 kilogramów

TR dotyczy moich lotów po zażyciu 15 tabletek pięćdziesięciomiligramowego Aviomarinu (3 opakowania)

Pod koniec roku 2010 postanowiłem sobie że nie będę brał więcej deliriantów, bo raz że szkodzą a dwa że tripy są niskiej jakości, a halucynacje nie zawsze się udają. Tak więc przez rok 2010 brałem 3 razy sam dimenhydrynat, 2 razy brałem dimenhydrynat jako środek przeciwwymiotny do LSA, 5 albo 6 razy benzydaminę - tylko raz bez miksów no i zaliczyłem 2 takie kace po których to meble tańczą po pokoju. Jest przecież tyle piękniejszych stanów świadomości i do tego powinno się dbać o zdrowie... Ten TR zostawiam dla potomnych aby opisać jak wyglądają ludzie ujebani aviomarinem - kiedyś sam się tym zachwycałem ale dziś pluję na to i na benzę. Można to zrobić raz w życiu, ale bez sensu niszczyć sobie tym zdrowie. Jest 13 luty 2011 a więc zajęło mi rok aby zmądrzeć.

Kolejny mroźny lutowy dzień, biało za oknem no i mam wybór czy iść czy nie iść na 3 lekcje do szkoły. Przygarnął mnie kolega (SP) do salonu w piwnicy w klatce swojej dziewczyny. Byliśmy ustawieni już wcześniej. Miał mnie sittować podczas moich lotów. Brałem avio pierwszy raz (jak i wogóle delirianty) i nie wiedziałem czego się spodziewać.

***05.02.2010 7:05 wychodzę z domu i kieruję się do swojej piwnicy. Musiałem czekać na smsa od SP że wszystko gotowe i mogę już wbijać. W piwnicy dane mi było siedzieć półtora godziny, bo aż do 8:30. Opalałem lufkę i kontemplowałem cegłówki w ścianie i słoiki z przetworami. Już miałem się wybrać na spacerek(w piwnicy jest cholernie zimno!) ale wreszcie dostałem smsa. Przystępuję do akcji. ;]

ok. 8:30 docieram na umówione miejsce i wchodzę do salonu. Pokrótce opiszę to miejsce - kiedyś była tam suszarnia ale teraz znajduje się tam salon. Najprawdziwszy, jest sofa, stolik, szafa, sterta krzeseł, kilka rowerów oraz stos innych mebli. Na stole stało radio i laptop. Z powodzeniem można tam usadzić z 6-7 osób, ale najlepiej 2-3. Może nie jestem zbyt towarzyski, tłoku nie lubię.

przed 8:40 łyknąłem wszystkie 15 tabletek i zapiłem mineralną. Usiadłem koło SP i czekałem na rezultaty. Około 9:20 poczułem zmiękczenie racji bytu, podobne do tego na wjeździe DXM, ale jednak było troszkę inaczej. Wstałem dla testu i miałem kłopoty z równowagą. Po chwili zaczęło się - siedziałem już odprężony w fotelu bujanym i zawiesiłem wzrok na rowerach stojących w kącie. Pedały tych rowerów jakby płonęły - widziałem zniekształcające obraz fale gorącego powietrza bijące w górę, takie jak nad ogniskiem. Spróbowałem wstać ale zatrzymałem się na ścianie. Stwierdziłem że ściana jest krzywa i trzeba ją podeprzeć. Obejrzałem się za siebie i pod stertą mebli był czarny punkt który uciekł w głąb tamtej sterty. Uznałem że to mysz i wybuchnąłem śmiechem. W międzyczasie przyszedł PD. Stał chwilę za rogiem i machał do mnie, ale zauważyłem go dopiero po chwili. Chciał mi wmówić że mam coś na łokciu ale byłem za mało udupcony żeby się wkręcić.

W sumie to prawie przez cały czas miałem ogólną świadomość i starałem się przy nich nie odpłynąć. Jak siedziałem w fotelu zawiesiłem wzrok na ścianie i spostrzegłem że całą swoją powierzchnią paruje. Dym zbierał się pod sufitem. Próbowałem to powiedzieć moim towarzyszom ale byłem dość skąpy w słowa. Zaschło mi gardło i odzywałem się potem tylko w konieczności. Alienowałem się. Potem chciałem iść na zewnątrz się odlać. Wziąłem klucz od klatki, ubrałem buty no i wyszedłem. W przedsionku było zupełnie ciemno. Popatrzyłem na drzwi do czyjejś piwnicy i zobaczyłem że one się gotowały - wrzały całą swoją powierzchnią, bulgotały jak wrząca woda, falowały, zmieniały kształty. Spacer po mrozie mnie trochę orzeźwił i prawie bez zataczania się wróciłem do salonu. Po drodze miałem problem z trafieniem kluczem do dziurki.

Wróciłem na miejsce i rozsiadłem się w fotelu. Czułem że ten fotel jest tam dla mnie a ja dla niego. SP i PD o czymś rozmawiali ale do mnie docierały tylko strzępki ich rozmów. Nie pamiętam o czym wtedy myślałem ale te strzępki idealnie uzupełniały moje myśli. Jak zamykałem oczy widziałem figury na wzór siatki ogrodzeniowej, przeplatających się kabli. Straciłem kontrolę nad oczami. Przez pewien czas poruszały się dość szybko w poziomie, tam i z powrotem. Jak w końcu zamknąłem oczy miałem przed oczami tamten salon, ale gdy je otwierałem cała ułuda znikała i widziałem go takim (uznajmy że w przybliżeniu) jaki był naprawdę. Robiłem tak kilka razy. Na stole leżał futerał od psp. Byłem przekonany że są to strzykawki, jakich używa się w airsofcie do ładowania magazynków. Nie zastanawiałem się nawet nad nielogicznością tej wizji. Przez 2 godziny trwałem w błogiej nieświadomości i postrzegałem to jako strzykawki.

Miałem jeszcze jedno "przeoczenie" podobne do tego jak to futerał zamienił się w strzykawkę ale nie pamiętam na czym polegało. Miałem dziwne uczucie w palcach. Czułem je dość sztywno, cała moja uwaga skupiała się na czuciu palców. Wydawało mi się że kartkuję książkę ale gdy otwierałem oczy okazywało się że nic nie trzymam. Nabrałem się na to kilka razy. Nieraz była to książka, nieraz puszka pepsi, nieraz jeszcze coś innego. To było tak zajebiście realne uczucie... Zamykałem oczy i bezwiednie czuję palcami że kartkuję książkę. Występowało jeszcze jedno ciekawe zjawisko, ulotka kfalifikuje je pewnie jako niepożądane. Wpatrując się przez dłuższy czas w jeden punkt czułem jak raz widzę jaśniej a raz ciemniej. Pewnie źrenice mi wariowały, przesłaniając tyle to a tyle to światła. Jak zamykałem oczy miałem jeszcze jasne, krótkie błyski. Z konsoli szła muzyka. Jak udało mi się na niej skupić to odnosiłem wrażenie że fluktuacyjnie zmienia tempo. Wodząc oczami po pomieszczeniu wydawało mi się że różne przedmioty przemieszczają się między sobą.

W pewnej chwili doszedłem do siebie. (w sumie na jakieś konkretniejsze bodźce reagowałem - np na pytania kolegów, ale niełatwo było utrzymać wzburzony umysł i zaraz potem znowu odpływałem. Byłem kilka razy na zewnątrz żeby sobie ulżyć i z chwilą jak czułem świeże powietrze trzeźwiałem, przechodziłem przez przewrócony płot, robiłem co musiałem i wracałem. Byłem tak może z 6 razy) SP akurat dostał smsa że przyjdzie jeszcze jeden znajomy z koleżanką. Przyszli, przywitali się, a po chwili zauważyli że ze mną coś jest nie tak. Strasznie chujowo się czuję jak mnie ktoś pytał: "Szczur, jak tam" a ja drgającym głosem bądź mruknięciem oznajmiałem że jest w porządku. Co bym nie powiedział zawsze reagowali śmiechem. Tak to już jest jak ty ćpasz sam jeden a dookoła ludzie ze niezmąconymi umysłami. Koleżankę najwyraźniej zadziwiło że bawimy się bez wódki, ale ja nie czułem potrzeby dobijania się alko. Lepiej i tak nie mieszać tego z avio jakby miały wyjść jakieś jaja.

W końcu koleżanka poszła a z nią poszedł PG. Potem przyniósł nam (raczej im bo ja nie skosztowałem) czipsy. Miałem strasznego kapcia w pysku i próbowałem go zapić colą ale od tego (pośrednio) musiałem skakać przez płot i robić ekspedycje. Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli - wybiega jakiś gościu z klatki, w samym swetrze, przez ulicę, przez płot i znika za rogiem - ale mnie to jakoś specjalnie nie gnębiło. Do 14, może do 15 przyglądałem się gotującym się ścianom. Było już lepiej, nie zamulałem tak, normalnie z nimi gadałem ale nie byłem jakiś nad rozmowny. Z zimna podkuliłem nogi i do końca siedziałem w takiej pozycji. W końcu SP dostał od kogoś telefon że ma gdzieś iść za jakiś czas, zamieniłem z nimi jeszcze słowo i postanowiłem pójść do domu.

Dom był na szczęście pusty, ale nie mogłem na to postawić. Odpaliłem komputer ale nie chciało mi się przed nim siedzieć. Zostawiłem tylko cichą muzykę sączącą się z głośników. Położyłem się na łóżku. Było zimne, pokój się wietrzył przed moim przyjściem. Po chwili wszystko przestało mnie obchodzić. Śni... (nie byłem do końca pewnym czy zasnąłem. W języku polskim stanowczo brakuje określeń wyrażających przeżycia mistyczne i stany psychodeliczne). Śni mi się że oto stoję na przystanku przed szkołą i czekam na autobus. Wyciągam rękę po bilet, tracę stabilność obrazu, otwieram oczy. Ból, szok, niedowierzanie - a więc to jednak było snem... Znowu zamykam oczy, myślę przez chwilę, gubię myśli i następny obraz. Siedzę sobie z kuzynem (pozdro DKN!!) nad rzeczką, dookoła zielono, oglądam się za siebie, czuję jak ciemnieje mi przed oczami, otwieram oczy i... jestem u siebie w pokoju. Jak leżałem tak leżę. Miałęm potem jeszcze kilka takich wizji, były one niestety krótkie i ulotne. Jeśli OOBE istnieje, to zapewne w jakiejś części go doświadczyłem. To było coś między snem a hiperrzeczywistością, sen w którym wydarzenia nie są losowe, ale wręcz CZUJESZ że masz nad nimi moc sprawczą.

Z tak pięknego stanu poczułem sygnały pochodzące ze świata który wydaje się być rzeczywistym, ot - baza do wypadów w głąb umysłu. Szczęk klucza w zamku i po chwili zza rogu wyłania się twarz mojego starego. Wyrażała niedowierzanie i bezsilność. Leżałem w końcu w ubraniu na skopanym łóżku w dziwnej pozycji i na dodatek w środku dnia. Nie zadawał zbędnych pytań, poza tym co w szkole i czy jadłem już obiad itp. Czuję że leżę i znowu odpływam. Resztką świadomości i skrajem percepcji wyczuwam kogoś że podchodzi do okna i wraca i tak kilka razy. Raz był to mój ojciec, raz matka. Byłem pewny że to ona. Umiem ich rozróżniać po dźwięku chodzenia. Pochyla się nade mną, patrzy na mnie, słowa, słowa, wszędzie słowa, otwieram oczy, zrywam się patrzę - nikogo tu nie ma! Podniosłem się na rękach, oparłem o ścianę, chcę zebrać myśli, nie chcę znowu zamykać oczu. Słyszę jak stary rozmawia przez komórkę. Pyta się mnie czy chcę iść do babki na obiad. Wstaję energicznie z łóżka, ciemnieje mi przed oczami, siadam, czekam aż krew dotrze do mózgu.

No to ruszam. Okazuje się że matki nie ma jeszcze w domu, wróci z pracy za godzinę. Zdziwiłem się dość mocno.

Nie miałem już problemów z równowagą, potrzebowałem coraz dłuższego czasu żeby dostrzegać gotujące się przedmioty. Dimenhydrynat powoduje też chyba inne postrzeganie rzeczywistości, coś jak marihuanowa perspektywa, ale coś trudniej dostrzegalnego i nie tak oczywistego. W końcu doszedłem na miejsce. Do babki nie mam daleko, mieszka blok obok. Zjadłem 3 naleśniki, 4 nie mogę, normalnie jem przecież więcej. Ostatnio źle się odżywiam. Kładę się głodny a jak wstaję to nie chce mi się tak jeść. Raz wpieprzę całą lodówkę a nieraz nie jem prawie nic. Potem położyłem się na wersalce. Miałem czekoladę, położyłem ją koło łóżka na ziemi. Zamykam oczy... Znowu kartkuję książkę, której nie ma. Jak tylko się na niej skupiłem to się rozpłynęła. Czuję jak miękko jest na łóżku, jak nigdy do tej pory... Podziwiam CEVy, rozpakowywuję czekoladę, łamię kilka pasków, zjadam-nie-zjadam kilka kostek, w międzyczasie widzę jeszcze "przestrzeń przed powiekami "(ciekawy efekt przy zamkniętych oczach), w przerwach między CEVami z fraktali.

Otwieram oczy, patrzę a tu czekolada cała, nieotwarta, niepołamana no słowem - nietknięta. Otwieram, biorę kilka kostek. Żuję je powoli, podziwiam ich smak, tym razem czuję ten smak. Leżę, patrzę do góry, sufit się gotuje. Patrzę na paprotki, widzę że między liściami śmiga coś czarnego, kilka małych punkcików. Zjadam całą czekoladę, kładę się, tym razem już bez rewelacji. Mam uczucie że marnuję czas. Że leżę zamiast coś robić. W tym stanie jednak chyba nie byłoby ze mnie dużego pożytku.

ok 18:00 wracam do domu. Czuję się lekko ale już bez wrzących przedmiotów. Jestem rozdrażniony. Zaczyna mnie wszystko denerwować. Nie mam siły siedzieć na komputerze, biorę książkę od historii. Czytam ale gówno rozumiem. Przyda mi się chyba mały odwyk...

***Dziękuję za lekturę TR

Ocena: 
apteka: 

Odpowiedzi

Stosunkowo ciekawy TR. Nieźlie opisane przeżycia, "czysty język".
Bardzo zaintrygowało mnie stwierdzenie:
"nie byłem do końca pewnym czy zasnąłem. W języku polskim stanowczo brakuje określeń wyrażających przeżycia mistyczne i stany psychodeliczne"
Nietypowe lecz trafne spostrzeżenie. ;)

"Szczęśliwy, kto wyrzekł się świata wcześniej, nim świat wyrzekł się jego."
Timur

Tripa czytam żeby obczaić co i jak przed moim pierwszym razem z duża dawką, Dziwi mnie strasznie długść tripa jak dla mnie troche za długi, interesuje mnie perspektywa świata i czy naprawdę jest podobna do perspektywy mraihuanowej.I ciekaw jestem jak będzie wyglądał trip prze metalu a nie jak dotychczas przy reegae i HIP-HOP'ie, może opisze swojego tripa ale to się jeszcze zobaczy.Pozdro Neol

Wziełam 15 tabletek aviomarin i NIC, prócz tego, że 2 dni chodziłam zamulona. Nie rozumiem jak to dla kogoś może działać jak narkotyk. Naparawdę długo się powstrzymywałam aby nie usnąć, a żadnych bajerów nie miałam ;(

Bardzo przyjemnie się czytało. Język polski może nie jest najbogatszy, ale stanowczo jego potencjał wykorzystujesz, aż mi było szkoda, że to już koniec :)

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media