świadomość pojmowana warstwowo
detale
świadomość pojmowana warstwowo
podobne
18.30
Wracałem do domu w piątek wieczorem, na zjeździe po metylofenidacie, którego w ciągu dwóch tygodni przerobiłem gdzieś 200 mg. W zasadzie to od miesiąca byłem w ciągu na przeróżnych substancjach, robiąc w tym czasie jedynie kilka dni przerwy. Miałem okropnego doła i ogromne parcie żeby zmienić ten stan jakąkolwiek substancją. Mając jedynie 5 złotych na koncie przyszedł mi do głowy pomysł, żeby kupić za to paczkę gałki muszkatołowej i przetesować miks z 2C-B, którego miałem trochę w domu. Nie chciałem grubego tripa bo nie miałem do tego miejsca ani nastroju, zamierzałem zobaczyć jak zadziała tak niska dawka gałki i trochę podkręcić ją małą dawką 2C-B
19.00
W drodze do domu wchodzę do dużego sklepu i szukam tej gałki. Jestem okropnie zamulony przez zjazd i brak snu, przez co przez 20 minut kręcę się między ladami w poszukiwaniu tej przeklętej przyprawy. W końcu udaje mi się zlokalizować przyprawy, ale nie znajduję sprawdzonego mielonego kamisa, jest tylko kotanyi. Przypominają mi się dobre opinie na hajpie więc po chwili zastanawiania, biorę jedną paczkę i kupuję.
19.30
Strasznie długo mi zeszło w tym sklepie, przez co uciekł mi autobus. W sumie dobrze się składa bo będę miał czas żeby ojebać gałkę. Idąc wzdłuż ulicy zatrzymuję się na chodniku, wyciągam paczkę i wsypuję sobie barbarzyńsko do mordy popijając wodą. Czynność powtarzam jeszcze dwa razy po czym docieram na przystanek i po chwili wsiadam do autobusu.
20.00
Droga do domu mija mi całkiem dobrze. Już chwilę po spożyciu tajemniczej przyprawy do mięsa poprawia mi się humor. Odpalam muzykę na słuchawkach, czuję delikatną senność. Po chwili muszę przesiąść się na tramwaj, jednak ucieka mi sprzed twarzy, no to nic idę z buta na kolejny autobus, jednak przez to, że uciekł mi tramwaj to i na autobus nie zdążam. Muszę czekać pół godziny a tymczasem senność przybiera na silę.
21.00
Przy ostatnim tripie na gałce zauważyłem, że wchodzi mi ona szybciej niż większości jej użytkowników. Tak jest i tym razem, czekając na autobus zaczynam czuć się jak po niewielkiej ilości palenia. Czas płynie okrutnie wolno i do tego padają mi słuchawki. W końcu machina przyjeżdża i po niedługim czasie docieram na swoją wiochę.
21.30
Nareszcie jestem w domu, faza dalej lekka, nastrój bardzo dobry. Jem obiad, który powinien być kolacją i kładę się na łóżku. Biorę saszetkę nikotynową, po której czas zaczyna płynąć bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy zasypiam.
23.00
Budzę się i od razu czuję, że jest inaczej. Gałka załadowała się w pełni, dokładając do efektów zawroty głowy i niskie ciśnienie. Odmierzam dawkę 2C-B, nie mam dokładnej wagi więc przy pomocy miarki do nootropów sypię na oko 12 mg. Czuję dość mocny lęk przed tą substancją bo parę dni wcześniej, przy nieco większej dawce, zafundowała mi lekkiego bad tripa. Jednak uznaję, że na pewno mam tolerancję z powodu małej przerwy, a poza tym gałka powinna znieść nadmierne pobudzenie, które zawszę odczuwam po tym specyfiku. Idę się jeszcze umyć po czym przygotowuję sobie wodę i chusteczki, żeby jakość przetrwać okropnego sniffa.
24.00
Wszyscy w domu już śpią, więc wyciągam przygotowaną kreskę i morduję swój nos tym żrącym gównem. Od razu czuję, że nie jest dobrze, gałka podkręca okropny ból razy dziesięć. Kładę się ponownie i się zaczyna. Czuję intensywny bodyload, a piekący spływ morduję moje gardło. Faza wchodzi dość agresywnie, a razem z nią pobudzenie, które wywołuje nieprzyjemny natłok myśli. W ciemności robi się coraz bardziej kolorowo, więc wydmuchuję nos i staram się uspokoić, co nie jest proste bo kiedy zamykam oczy, w około zaczynają latać lasery i fraktale.
CEVy po 2C-B są dość dziwne, ich absurdalna złożoność powoduje u mnie zawszę niepokój. W połączeniu z gałką wzory są po prostu niesamowite, chciałbym móc cieszyć się nimi, ale odczuwam zbyt mocny lęk by móc po prostu leżeć i patrzeć.
Udaję mi się na chwilę uspokoić. Po chwili walki z labiryntem jakim stało się moje łóżko odnajduję słuchawki i puszczam spokojny kawałek. Muzyka brzmi niesamowicie, jednak dużo mocniejsze jest to co widzę. To czy mam zamknięte czy otwarte oczy nie ma znaczenia, i tak po chwili wszystko zlewa się w kolorową, geometryczną zupę.
00.30
Mój spokój nie trwał długo, jakiś negatywny bodziec rozbija mój spokój niczym cegła wpadająca przez okno. Zrywam się do pozycji siedzącej i zdejmuję słuchawki. Powoduję to uruchomienie lawiny strachy i po chwili moje serce biję jakbym przebiegł kilometr sprintem.
Kładę się na brzuchu i staram uspokoić oddech jednak jest tylko coraz gorzej. Kurwa, muszę się czegoś chwycić żeby stąd nie odlecieć. Odpalam telefon i wchodzę na Instagrama. Udaję mi się przerwać spiralę strachu i się uspokajam. Próbuje obejrzeć jakiś filmik, ale to co słyszę jest zbyt absurdalne i powoduję strach. Wyłączam telefon i znowu się uspokajam, z pewną ulgą przyjmuję fakt, że napędzający się strach można zatrzymać zmianą wykonywanej czynności. Jednak okazuję się, że jest to pętla. Cały czas włączam i wyłączam telefon, każda czynność na początku uspokaja, po chwili jednak przeraża. Na początku liczę każdą minutę, wiem, że 2C-B działa intensywnie jakieś 2 godziny, więc mogę to przeczekać, ale czas płynie absurdalnie wolno, kiedy nie możesz się na niczym skupić.
1.00
Natłok myśli trochę się uspokaja, co pozwala na głębsze przemyślenia. Na chwilę odpływam zastanawiając się czy jest mi ciepło czy zimno. Dochodzę do wniosku, że ani ciepło ani zimno nie są prawdziwe, to tylko warstwy nałożone na moją świadomość. Dostrzegam też inne warstwy, wzrok, słuch, dotyk. Przez chwilę widzę się z perspektywy trzeciej osoby, a w zasadzie to nie siebie tylko warstwy składające się na moją świadomość. Zdaję sobie sprawę jak wszystko co czuję i widzę jest sztuczne. Mogę przechodzić między widzeniem z pierwszej i trzeciej osoby, między ciepłem a zimnem. Nic nie jest prawdziwe, wszystko zależy od perspektywy.
Chciałbym dalej płynąć w tych rozkminach, ale są zbyt intensywne i też powodują strach. Znowu odpalam telefon, ale nie wiem co mam robić, wszystko jest zbyt skomplikowane i męczące. Myślę o Twitterze, o tym jak absurdalne jest czytanie tych obrzydliwych wypocin polityków, którzy nie robią nic poza obrzucaniem się nawzajem błotem. Z ciekawości wchodzę i czytam pierwsze słowa: "ta paskudna brudna świnia..." Wybucham śmiechem, ale tylko w głowie bo muszę siedzieć cicho. To tak absurdalne, że aż straszne, jak wszystko na tym tripie.
1.30
Czuję, że efekty powoli słabną, okropnie denerwuje mnie skrzypienie łóżka, więc przenoszę się na podłogę. Jest okropnie zimno i niewygodnie, kto by się spodziewał. Zastanawiam się czy nie wrócić na łóżko, ale przecież ono skrzypi. Tu i tu źle, co robić. Postanawiam się ubrać i zostać na podłodze, ale to okazuję się trudne. Kończy się na tym, że leże na podłodze w samych spodniach przykryty Kurtką. Kurwa, to nie ma żadnego sensu, co ja w ogóle robię. Ubieram się do końca i leżę jeszcze parę minut, ale podłoga jest twarda, i straszna.
Mam już kompletnie dosyć tego wszystkiego, ale jest coraz słabiej, chyba mogę nawet pójść do kibla. Biję się z myślami, a co jak coś mi odjebię i wszystkich obudzę, w sumie to już prawię nie mam halunów. Wstaję, ale od razu padam na ziemię, a w mojej głowię pojawiają się fraktale. No tak, niskie ciśnienie po gałce. Czołgam się po wodę bo sahara w ustach jest nie do zniesienia. Udało się, siedzę chwilę na podłodze, po czym ostrożnie wstaję, teraz chyba mogę iść.
2.00
Dotarłem do kibla i wróciłem bez żadnych problemów. Minęły 2 godziny, co oznacza, że 2 C-B przestaję działać. Kładę się na łóżku i nic się nie dzieję, ulga jest niesamowita. Chyba mogę iść spać, ale przed snem zarzucam jeszcze saszetkę nikotynową. Wchodzi dziwnie, pojawia się jakby dysocjacja, wypluwam ją i kładę się do spania. Leżę i nie wiem czy jest wygodnie czy nie, chyba nie czuję ciała. Odpływam w gałkowych rozkminach. Prawię już zasypiam gdy naglę, słyszę ożywioną rozmowę za moimi drzwiami, ale kiedy się podnoszę wszystko ucicha. Dziwne, ale przecież gałka to deliriant, kładę się z powrotem i po chwili zasypiam.
12.00
Budzę się okropnie zmęczony, mój pokój wygląda jak pobojowisko. Ciśnienie dalej niskie, ale mocna kawa stawia mnie na nogi. Przez cały dzień czuję się zmęczony, ale bywało gorzej po gałkowych tripach.
Podsumowując, na pewno ta podróż dała mi trochę do myślenia. Nie powinienem był zabierać się za niesprawdzoną mieszankę, kiedy wiedziałem, że moja psychika jest w tragicznym stanie, do tego w domu, gdzie każdy mógł mnie nakryć. Przy takich psychodelicznych miksach zawszę trzeba zadbać o dobre s&s, nawet jeśli dawki wydają się niskie.
- 101 odsłon