Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

rosyjska dyskoteka

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
1 g chlorowodorku benzydaminy, 450 mg dekstrometorfanu
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Od dluzszego czasu napalalam sie na ten miks, wiec podeszlam do sprawy nacpania sie z metodycznym entuzjazmem. Miejsce: mieszkanie moje i D. oraz okolice. D to moj Partner zyciowy.
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
Duze. Z benzydamina 4-5 prob, z DXM 400 czy 500, hehe, kto to wie. Poza tym siedmioletnie doswiadczenie z wieloma roznymi substancjami.

rosyjska dyskoteka

   Wlasciwie nie wiem, skad w mojej glowie wziela sie idea nacpania sie benzydamina i DXM, czyli slynnego combo o nazwie BXM. Dotychczasowe proby z tym miksem nie urywaly dupy. Doszlam do wniosku, ze nie jestem szczegolnie podatna na benzydamine, do tej pory nie zaoferowala mi nic poza kilkoma kiepskimi halucynacjami (dobre i to), bezsennoscia i powidokami, ktorych ciezko sie pozbyc. Niemniej zaopatrzylismy sie wysylkowo w cztery saszetki proszku do irygacji pochwy i 3 opakowania leku na kaszel o nazwie Akodin.

  We wlasciwy dzien zabralam sie do ekstrahowania benzydaminy, uwazajac przy tym, zeby sie nie pomylic i z przyzwyczajenia nie wypic skapujacego plynu, jak kiedys D. Automatyzm kodeiniarza. :) Wysuszona na kaloryferze substancje wyskrobujemy z chusteczek do szklanki, zalewamy mala iloscia wody i wchlapujemy do ust. Z entuzjazmu troche wycieklo mi bokiem. Kazdy wie, jak to smakuje, albo nie - tym lepiej dla niego. Jak najszybciej popijamy sokiem gruszkowym. Jest godzina 18:40 - cipacz wrzucony na pusty zoladek.

  Trzydziesci minut pozniej leze na materacu. Leze tak juz dluzszy czas, umilajac oczekiwanie audiobookiem ´Dolores Claiborne´ S.Kinga. Czuje juz pierwsze efekty, czym jestem troszke zdziwiona. Stan dobrze oddaje uwaga rzucona przez D. - ´czuje sie, jakbym sie najadl mydla´. Ciezko to wyjasnic, ale wtedy wydawalo sie trafne. Uczucie umiejscowione z tylu glowy, pomiedzy oczami, mdle i rozowe. Moja twarz wydawala mi sie osobliwie zdretwiala, jakbym stosowala maseczke z soli. Lezac ze skrzyzowanymi nogami i rekami nad glowa czulam spokoj i zdziwione zadowolenie, podobnie jak po ketonach, jednak bez checi na rozmowe, czy jakiekolwiek dzialanie. D. stwierdzil, ze moglabym juz wrzucic DXM, skoro czuje dzialanie benzydaminy. On przyjmowal samego cipacza, bowiem swoj przydzial akodynu zjadl dzien wczesniej. Wstalam wiec wziac blistry z szafki, w tym momencie zdalam sobie sprawe, ze jestem cokolwiek nacpana. Jak cpun. Blednik zareagowal z opoznieniem i zostal na materacu chwile dluzej, niz reszta. Oczy rowniez, czemu towarzyszylo uczucie dezorientacji. Przez chwile odbieralam obraz poklatkowo, odwracajac wzrok z jednej na druga strone pola, po przeciwnej widzialam jedynie ciemnosc. Jakby ktos na chwile zaslonil mi jedno oko czarna kartka. Efekt nasilal sie przy chodzeniu i obracaniu glowa. Nie bylo to nieprzyjemne, ale na pewno dziwne. Nie chcialabym, zeby trip rozwinal sie w te strone po przyjeciu DXM.

  Usiadlam, oddychajac spokojnie wyluskalam pierwsze dziesiec tabletek. Nie jest to moja ulubiona czesc zabawy. Nie lubie tego polykac, nadal mam odruch wymiotny i natychmiastowy efekt placebo - loading DXM. Pozostale 300 mg wrzucilam podzielone na dwa, kolejno co piec minut. Po zjedzeniu wstalam, przebralam sie i wyszlismy z D. po piwo. Zawsze lubie ten moment po zarzuceniu czegos - otwarcie drzwi i wyjscie na powietrze, na wieksza przestrzen. Jak wychodzenie z kapsuly kosmicznej by stawic pierwsze kroki na nowym swiecie. Tego dnia nie bylo slonca, niebo calkiem biale i monolityczne. Idac zwierzylam sie D., ze obraz podskakuje mi przy uderzaniu stopami o ziemie. Czulam lekkosc nog i cos w rodzaju oslabienia w klatce piersiowej. Mialam wrazenie, ze robie nieco plytsze wdechy.

  Weszlismy do sklepu, wybralismy piwo - zwyczajowa trasa. Po drodze do kasy ekspedientka spojrzala na nas i w tym samym momencie upuscila piwo, ktore wkladala wlasnie do skrzynki. Szajse. Rozbawilo nas to nieco, wygladalo to tak, jakby z wrazenia na nasz widok az podskoczyla. Calkiem mozliwe.

  Zaplacilismy i skierowalismy sie w strone parku. Wlasciwie nie mielismy w planach wychodzic tak szybko, chcielismy zaczekac, az sie sciemni. Uznalismy, ze zrobimy koleczko i wracamy do domu. Podczas spaceru nie rozmawialismy wiele, bo w ustach zbierala mi sie gesta slina - znak, ze DXM niedlugo zacznie dzialac. Jednoczesnie mialam wrazenie wysuszenia sluzowek. Wzielam wiec lyk piwa, mimo, ze przed wyjsciem wypilam sporo soku. Nie chcialam pic alkoholu, w moim przypadku wybitnie nie komponuje ze z DXM. Z wszystkim innym tez nie.

  Idac doszlismy do wniosku, ze naprawde milo sie chodzi, naprawde fajnie jest tak sobie chodzic. Bez udzialu woli, nogi same niosa, choc czuc specyficzne zmeczenie. Glebiej w park, tematy sie zmieniaja - rozmowa sie rozkrecila, wspominalismy stare i niekoniecznie dobre czasy rzucajac na nie spostrzezenia z obecnej perspektywy. W ktoryms momencie temat poplynal na objawy najgorszych mozliwych chorob wenerycznych (doprawdy nie wiem, skad ta dygresja) i powiedzialam pass, bo to nie najlepsza pozywka dla wyobrazni w tym stanie. Niekoniecznie zalezalo mi na syfilitycznych halucynacjach. D. dopil piwo i skierowalismy sie w strone domu.

  Bedac na miejscu nie odczuwalam zadnych konkretnych zmian wizualnych/halucynacji poza nieznacznymi powidokami przy wchodzeniu po schodach. Podobne mam w nocy, gdy jestem zmeczona. Po rozplaszczeniu sie i tym podobne usiedlismy i wlaczylismy muzyke. Nie moglam sie zdecydowac, na nic nie mialam szczegolnej ochoty. Padlo jednak na nowy album Juno Reactor, ktorego nie mialam jeszcze okazji uwaznie przesluchac. Pierwszy utwor z miejsca mnie znudzil, jednak kolejny przesluchalismy do konca. Brzmial grzechoczaco, dzwieki byly blaszane, plaskie na kilku niesklejonych warstwach. Dziwily mnie niektore przejscia - albo byly zbyt rozwleczone, albo zbyt szybkie i nie skonczone. Nie wiedzialam, czy to efekt przyjetych substancji, czy zwyczajnie tak to leci. Wlaczylam wiec kawalek, ktory przesluchalam milion razy w roznych stanach - Koxbox ´Go Fly a Kite´. Choc kazdy dzwiek znalam na pamiec, nie moglam ich rozpoznac, brzmialy zupelnie inaczej niz zwykle. Jak blaszany metalo-robak.

  Wylaczylam wiec muzyke, bo wcale nie wgrala sie najlepiej, zgasilam rowniez swiatlo. Pokoj tonal w polmroku - swiatla bylo akurat na tyle, zeby delikatnie wycieniowac nasze twarze. Wpatrywalam sie w D. siedzacego na fotelu twarza do mnie, probujac zasugerowac sobie halucynacje. I rzeczywiscie, jego rozedrgana cieniami twarz zaczela stapiac sie, jej fragmenty przemieszczaly sie nadajac D. wyglad postaci z obrazow Francisa Bacona. Dalej odnajdywalam w tym ksztalt jego glowy, jednak wygladala ona na wysmarowana w spaghetti. Moglam zatrzymac ten widok. Mrugnelam powiekami i na chwile zobaczylam D. w swojej codzienniej formie. Nadal skupiajac wzrok nadalam mu wyglad tego sympatycznego goscia - Freddy´ego Krugera z jednym wielkim oczodolem ziejacym pustka. Dosc makabryczny widok. Dalsze proby nie daly nic godnego uwagi, wiec polozylam sie na materacu, wpatrujac sie w sciane. Przygaszone swiatlo z drugiego pokoju uwypuklalo fakture tapety, pod ktora, zdaje sie, poruszalo sie jakies male zwierzatko. Najwidoczniej szukalo dziury, ktora mogloby sie wydostac spod tapety. Chyba jednak bylo glupie, bo krecilo sie w kolko. Wygladalo mi to na zabo-jaszczurke. Mimo wszystko nie bylo to wszystko szczegolnie zajmujace.

  Zapadl juz zmrok, wiec zebralismy sie na spacer. Byc moze byl to blad, moze powinnam byla poswiecic tym stworkom wiecej czasu. Zastanawialo mnie, dlaczego nie czuje wyraznego dzialania DXM - od takiej dawki nie oczekiwalam zbyt wiele, jednak przy obecnej tolerancji na dysocjanty powinna mnie skutecznie uziemic na godzine czy dwie. Tymczasem nie mialam najmniejszych problemow z motoryka, czy akomodacja. Nawet nie bylo tych bieda-CEVow, charakterystycznych dla malych dawek kaszlaka. Pewnie to wplyw benzydaminy, ale i tak sie troszke zawiodlam.

  Przypomnielismy sobie, ze tego wieczoru mial sie odbywac koncert metalowy nad rzeka. Pomyslalam, ze ta muzyka nie moze brzmiec gorzej niz kazda inna. Sama rzeka byla wzglednie blisko - trzy przystanki tramwajowe od naszego domu, jednak zeby dojsc na miejsce koncertu trzeba bylo odbic i isc jeszcze jakies trzy, czy cztery kilometry. Nie ma problemu, przeciez ´fajnie sie chodzi´. Wybralismy droge przez ciemny park, pozniej przez dzialki, gdzie oblal nas zimny blask latarni. W tym swietle wszystko wygladalo sztucznie, jak sceneria ustawiona w teatrze. Zywoploty lsnily plastikowo, male domki na kwadratach wykoszonej trawy wygladaly zabawnie. Oczy przyzwyczajone do ciemnosci otworzyly sie szerzej na widok fali powidokow spowodowanej przez zmiane oswietlenia. Z kazdym przesunieciem wzroku strzelaly zewszad jasnoniebieskie lasery. Wszystko, co widzialam bylo nimi poprzecinane. Spektakularnie popierdolone. Nie bylam pewna czy bzyczenie ktore slysze pochodzi od latarni, czy rozlega sie tylko w mojej glowie. Wszystko sie uspokoilo, gdy z dzialek wyszlismy na ciemna sciezke juz nad rzeka. Slyszelismy w oddali dzwieki muzyki. 

  Idac tak zatapialismy sie we wlasnych myslach. Zawsze lubilam spacerowac noca, ale ta wydawala sie dziwnie pusta i cicha, mimo muzyki grajacej w oddali. Pomyslalam, ze dzialanie benzydaminy ma kolor bialy, to bardzo apteczne. Droga wydawala sie dluzsza niz przypuszczalismy. Mijalismy kolejne mosty, a swiatla nadal majaczyly w oddali. Przed nami widzielismy kilka osob - cienie ukladajace sie w ksztalt starego mezczyzny wlokacego taczke z jakimis gratami. Palil papierosa, obok niego szedl duzy pies. Dwoje mlodych ludzi stalo z boku, na trawie pod drzewem, rozmawiali o czyms gestykulujac. Kiedy dotarlismy do miejsca w ktorym stali, okazalo sie, ze nikogo tam nie bylo. Tylko cienie drzew. Idac dalej napotkalismy prawdziwych ludzi, rozsypanych wokol wyspy swiatla, jaka tworzyl plac koncertu. Wymijali nas smiejac sie glosno, pora byla pozna, wiec wiekszosc z nich byla pijana. Stali wszedzie i bylo ich duzo, momentami trzeba bylo sie pomiedzy nimi przeciskac, by isc dalej. Wszyscy byli przebrani za metalowcow, no wiecie, bardzo ciezcy, a my w tej calej gromadzie odstawalismy jak chory palec. D. w bluzie od dresu i sportowych butach, ja w zieleni i jasnych szarosciach. Mimo to nie balismy sie niczego, wszyscy wydawali sie obojetni, w dodatku mowili w jezyku, ktory jeszcze nie bardzo rozumiem. Jeden wyraznie upojony metalowiec przechodzac obok nas chcial pocalowac D. Slodkie. :)

  Usiedlismy na glazie niedaleko wejscia do namiotu, w ktorym ktos mocno wyzywal sie na gitarze i perkusji. Nie mielismy ochoty wejsc do srodka, musialo byc tam cholernie glosno. Odpalilismy papierosy i obserwowalismy krecacych sie obok ludzi. Pelno bylo straganow z roznymi drobiazgami, z kazdego plynela inna muzyka. Panowala atmosfera festynu w wersji hard, wszystko wydawalo mi sie barem przebierancow, tyle osob o przyciagajacym oko wygladzie w jednym miejscu. Nie mialam ochoty na zabawe, na picie alkoholu i sluchanie tej muzyki. Z tego co pamietam, na takich koncertach nalezy byc nagrzanym. Coz, starzeje sie, hehe. Posiedzielismy tak jeszcze chwile, glownie chlonac kolorystyke i czerwone cienie padajace na harde twarze. Pomyslalam, ze w tym namiocie powinna sie odbywac orgia w klimatach BDSM. Pasowaloby.

  Wyszlismy z barwnej plamy swiatla na most zrobiony z krzyzujacych sie metalowych rur. Oranyboskie, zle to dzialalo na moje oczy, te kreski, krzyzyki byly wszedzie, nad glowa i pod stopami. W miare oddalania sie spotykalismy co raz mniej ludzi. Droga minela szybko. Dzialanie caly czas utrzymywalo sie na jednym poziomie, ale bylismy juz nieco zmeczeni. Wrocilismy do domu, umylismy sie i z naiwnoscia polozylismy sie do lozka. NO NA PEWNO zasniemy. Pozorne zmeczenie bylo tylko pozorne. Oczy otwarte wpatruja sie w jeden punkt, nie widzac niczego. Mysli jak kleby kurzu w koncie, zadna na tyle wazna, zeby poswiecac im wiecej uwagi. Mimo to na sen nie ma szans. Trupieszczalam obracajac sie z boku na bok. W koncu pobralam wole i wstalam z zamyslem czytania ksiazki. Na poczatku bylo trudno - oczy nie chcialy sie skupic na malych literkach, swiatlo w pokoju bylo irytujaco kliniczne. Kontem o-ka widzialam przelatujace powidoki. Ksiazka nie byla szczegolnie wciagajaca w tym stanie, jednak lepsza od patrzenia w sufit. O muzyce nie moglo byc mowy, brzmialaby nadal jak zmywanie naczyn. Zmywac naczyn mi sie nie chcialo, poza tym nie chcialam przeszkadzac D. jesli jakims cudem udalo mu sie zasnac. Przesiedzialam w takim stanie zawieszenia ok. godziny, po czym kapitulujac powleklam sie do lozka. Odziwo zasnelam i nastepnego dnia obudzilam sie prawie calkiem normalna.

 

  Slowem podsumowania - przypomnialam sobie, dlaczego nie warto jesc benzydaminy. Dziala zbyt dlugo, a dzialanie nie jest na tyle interesujace, zeby to bylo przyjemne. Jest tyle milszych form trucia sie. Raczej juz nie sprobuje. Pozdrawiam.  

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Od dluzszego czasu napalalam sie na ten miks, wiec podeszlam do sprawy nacpania sie z metodycznym entuzjazmem. Miejsce: mieszkanie moje i D. oraz okolice. D to moj Partner zyciowy.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Duze. Z benzydamina 4-5 prob, z DXM 400 czy 500, hehe, kto to wie. Poza tym siedmioletnie doswiadczenie z wieloma roznymi substancjami.
Dawkowanie: 
1 g chlorowodorku benzydaminy, 450 mg dekstrometorfanu

Odpowiedzi

Inny niż wszystkie tu opisywane. Bardzo ciekawy opis.Fajnie się czytało.

London5

Dziekowa, nie wiedzialam, ze sie tak rozpisze, kiedy zaczynalam. :D Mam nadzieje, ze niedlugo wrzuce raport z jakiegos przejebanszego miksu. 

spróbuj bielunia z dxm

Probowalam... jeszcze w miksie z galka muszkatolowa. Niczym mnie nie zaskoczysz, hehe. 

Masz ogromny talent pisarski. Świetnie się czyta Twoje raporty. Wielki plus. :)
Poza tym, wielki szacunek za rozeznanie i dojrzałe podejście do tripów.

Po Twoim opisie aż żałuję, że jestem jakimś monstrum i trzy saszety mnie nie robią. Chociaż raz chciałabym przeżyć tą BXM'ową fazę. Nieistotne jak bardzo jest zła, chujowa. Po prostu chcę przez ten raport bardziej.
Po za tym nie musi to być aż tak złe skoro znam dziewczynę, która była kiedyś uzależniona od benzy. 

Nie przypuszczalam, ze moglo to kogokolwiek zainspirowac, hehe. Dzieki Kalypso :) Kiedys napisze pamietnik, wyda go jakies nieistniejace wydawnictwo i stane sie kultowa postacia wsrod under undergroundu. Kiedys mialam pomysl wydania najlepszych TRow w formie ksiazki, ale jakos nikt nie chce mi pomoc. Mysle, ze okultura bylaby dobrym miejscem. Do tego trzeba zgody wszystkich autorow i sporo samozaparcia. Coz, pomysl, jak wiele innych, gnije i zarasta plesnia na polce. 

No ładnie się bawicie, moje psychodeliczne doświadczenia ograniczają się do LSD-25 oraz do łysiczek lancetowatych ale na ten weekend planuje doświadczyc działania DXM na własnej skórze. Macie jakieś wskazówki dla DXM'owego laika? Z góry dzięki! Pozdrawiam :)

Mam 2 wskazówki: weź leki osłonowe na żołądek (nie zbiją bani, spokojnie ;). Ciepłe łóżko, ciemność, muzyka. Miłej zabawy :)

Dzieki za radę, niestety w ten weekend spotkalem sie z Molly i DXM'owy trip przelozylem na ten weekend :) Po tripie dam znac co tam sie urodzilo. Peace Yo ;) 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media